search
REKLAMA
Analizy filmowe

OJCIEC CHRZESTNY – TRYLOGIA. Jedyne takie opracowanie

Karolina Chymkowska

27 sierpnia 2018

REKLAMA

The Godfather Part II

“Ojciec chrzestny urodził się jako Vito Andolini w mieście Corleone na Sycylii.
W 1901 jego ojciec został zamordowany przez szefa lokalnej mafii za obrazę.
Jego brat Paolo poprzysiągł zemstę i zniknął w górach, pozostawiając Vito, jedynego
męskiego spadkobiercę, u boku matki na pogrzebie. Vito miał wówczas dziewięć lat”.

To właściwy początek całej sagi. Przyszły Ojciec Chrzestny i wydarzenie, które nadało rytm jego życiu – śmierć ojca i wuja na zlecenie lokalnego mafijnego bossa. Od tej chwili Vito Andolini miał dwa cele – po pierwsze, stać się silnym i niepokonanym, by to jego się obawiano, by to jego słowo szanowano, po drugie – pomścić tragedię swojej rodziny. Opuszcza rodzinne miasteczko i, nie znając słowa po angielsku, przenosi się do Ameryki – jako jeden z setek emigrantów, który nic nie znaczy, nie zasługuje nawet na właściwe zapamiętanie jego nazwiska. Jego nowe życie zaczyna się pod nazwiskiem Corleone – nazwiskiem będącym nazwą rodzinnego miasteczka – i chociaż stało się tak w wyniku pomyłki, to jednak posłuży za symbol przekonań Don Vito, który nigdy nie przestał być Sycylijczykiem i nigdy nie zapomniał, co jest dla niego najważniejsze.

Ojciec chrzestny

Od posady w sklepie do niepokonanej potęgi – ze wciąż obecną świadomością, po co i dlaczego.

Na pierwszy rzut oka druga część Ojca chrzestnego to opowieść o drodze do potęgi – o tym, jak Don Vito rozwijał swoje imperium od samego zarania, jak rodziły się tradycje z czasem tak silnie zakorzenione w historii familii – od momentu, gdy została złożona pierwsza propozycja nie do odrzucenia. Jak zacieśniał się krąg najbliższych Donowi zauszników, i na jakim gruncie powstała ich wzajemna lojalność – od pierwszej uprzejmości wyświadczonej przez Vito Genco Abbandando i Pete’owi Clemenzie. Od posady w sklepie do niepokonanej potęgi – ze wciąż obecną świadomością, po co i dlaczego. Pół wieku później syn Dona, Michael, kontynuuje tradycję rodu. Wymyka się pułapkom, obserwuje ze spokojem swoich wrogów, sądząc ich czyny i odpowiednio wymierzając cios. Gładko wślizguje się do świata wielkiej polityki, znosząc nawet upokarzające słowa senatora Geary, który obelżywie nazywa go brudnym intruzem – gdyż wie, że na odpowiednią zemstę przyjdzie czas wtedy, gdy będzie to najlepsze dla rodzinnych interesów. Pozornie zatem Michael robi dokładnie to samo, co niegdyś jego ojciec – cała różnica polega na tym, że operuje w większej skali.

Ojciec chrzestny

Wszystko jest możliwe i wszystko leży w zasięgu ręki Michaela. Z wyjątkiem ratowania tego, bez czego to imperium nie powstałoby nigdy – rodziny.

Jednak prawdziwe znaczenie Ojca chrzestnego II kryje się w opowieści o rodzinie. To jest właściwa treść tego filmu. Saga rodziny Corleone zaczęła się od intensywnego pragnienia zemsty za cios wymierzony w rodzinę. Tylko dlatego Don Vito działał tak jak działał – budował swoją potęgę krok po kroku, z niewyczerpaną cierpliwością, po to, by kiedyś móc odpłacić Don Ciccio za czyn, o którym ten dawno zapomniał. W tym tkwi podstawowa różnica między Don Vito a Michaelem – i ostateczna przyczyna przyszłego upadku Michaela w kompletnej samotności. O tym jednym Don Vito pamiętał zawsze – a Michael zapomniał. Efektem jest ruina rodziny, która kiedyś potrafiła być szczęśliwa. W toku chłodno prowadzonych interesów Michael nagle natyka się na szokującą prawdę – jego własny brat Fredo jest zdrajcą. Fredo wystawił swojego brata na pewną śmierć. Może to i prawda, że dał się zmanipulować, że nie znał całości zamierzeń Hymana Rotha i braci Rosato – że nie wiedział, iż Michael ma położyć głowę – przynajmniej sam Michael z całej siły pragnie w to wierzyć. Jednak wszystko upadło. Gdzieś popełnił błąd – pozwolił, by jego brat czuł się niepotrzebny, pogardzany, słabszy, gorszy. Przesuwał go z miejsca na miejsce jak pionek, nie zastanowiwszy się, że urażona duma może być silniejsza niż rodzinna lojalność i miłość. Wydaje się również, że stracił swoją siostrę, Connie, pogrążoną w akcie przedziwnej samodestrukcji, znajdującą perwersyjną przyjemność w niszczeniu samej siebie w nadziei, że to zrani Michaela, sprawi mu ból, dotknie go tak, jak on ją dotknął, do samej głębi. Nie może także dotrzeć już do swojej żony, Kay – jej miłość przeszła w chłód i nienawiść, a wielki Don nie ma dość potęgi, by ją do miłości zmusić. Przerażony i zszokowany słyszy, że żona z własnej woli usunęła ciążę – z premedytacją zabiła jego syna, jednego z przyszłych dziedziców – tak bardzo nienawidziła świata, który Michael stworzył. Rodzina rozsypuje się jak z domek z kart, podczas gdy imperium kwitnie i prosperuje, wrogowie są unicestwieni, nawet proces sądowy nie jest w stanie zagrozić potędze Corleone, bo sprawiedliwość jest bezsilna wobec podstawionych świadków, zastraszonych zdrajców i wytrawnych prawników, dla których nie ma rzeczy niemożliwych. Wszystko jest możliwe i wszystko leży w zasięgu ręki Michaela. Z wyjątkiem ratowania tego, bez czego to imperium nie powstałoby nigdy – rodziny.

“Czy można stracić rodzinę?” takie pytanie zadał matce. Mamma Corleone jest zdziwiona – nie mieści jej się w głowie coś takiego. Stracić rodzinę – to niemożliwe, nie można stracić rodziny. Michael odpowiada gorzko “czasy się zmieniły”. To nie do końca prawda – to raczej swoisty wykręt. Michael wie przecież, że niezbyt sprawiedliwie postępował z bratem, że nie spełniał obietnic stale powtarzanych Kay, że oszukał siostrę, gwarantując jej nietykalność męża, Carla Rizzi. Zdaje sobie z tego sprawę. Nie mogąc cofnąć czasu, trzyma się kurczowo jeszcze tylko jednego – swoich dzieci. Chce je za wszelką cenę zatrzymać blisko siebie, swoją przyszłość, przyszłość rodu Corleone. Jednak z drugiej strony, gnany interesami z jednej części kontynentu na drugą, nie ma czasu, by osobiście wręczyć swojemu synowi prezent w Wigilię – pamięta o tym Tom Hagen, który generalnie pamięta zawsze o wszystkim. Priorytety Michaela załamały się kompletnie, stanęły na głowie, duchowy spadek Don Vito uległ roztrwonieniu.

Ojciec chrzestny

Największy ładunek emocjonalny niesie ze sobą dramatyczna rozterka Michaela od momentu, gdy uświadamia sobie, że to Fredo jest zdrajcą – “wiem, że to byłeś ty, Fredo… złamałeś mi serce” – i zaczyna bolesną walkę z samym sobą.

Znaczenie tych procesów jest kluczowe. Jak bardzo, zobaczymy wyraźnie w trzeciej części, jednak druga część już stanowi wyrazistą zapowiedź przyszłych wydarzeń, wystarczającą, by przemówić do wyobraźni i pozwolić zrozumieć, co będzie dalej. Największy ładunek emocjonalny niesie ze sobą dramatyczna rozterka Michaela od momentu, gdy uświadamia sobie, że to Fredo jest zdrajcą – “wiem, że to byłeś ty, Fredo…złamałeś mi serce” – i zaczyna bolesną walkę z samym sobą. Co ma zrobić? Wybaczyć i puścić sprawę w zapomnienie, wiedząc, że nigdy już nie będzie mógł zaufać swojemu bratu? Że ich wzajemna miłość będzie skażona, że widmo tej zdrady sprawi, że będą sobie obcy? Zostawić taką zniewagę honoru rodziny bez konsekwencji – zniewagę tym większą, że dopuścił się jej ktoś z tej samej krwi? Pozwolić, by patrząc na miękkość Don Michaela w jednej sytuacji – inni zaczęli również przypominać sobie, kiedy i jak zostali urażeni, i zechcieli bezczelnie pójść w ślady Freda, któremu się udało wymsknąć? Mieć brata gdzieś daleko, usunąć go do innego miasta, kraju, na inny kontynent – zapomnieć o nim na zawsze, czyli de facto tak czy siak go stracić?

Michael wie, że Fredo jest słaby. Bez wsparcia swojego młodszego braciszka czuje się zagubiony i bezradny – i nienawidzi siebie za to. Chciałby szacunku, poważania, władzy – a zawsze był jedynie beniaminkiem, oszczędzanym, spychanym na peryferie, zawsze w cieniu czy to charyzmatycznego ojca, czy to przebojowego i błyskotliwego Toma Hagena, czy to energicznego i władczego Sonny’ego, czy wreszcie Don Michaela Corleone. Rodzinny szczęściarz, który zawsze potrafił złowić rybę, który cudem uniknął śmierci jeszcze w niemowlęctwie, kiedy dopadło go ostre zapalenie płuc. Szczęściarz, który czuje się nieszczęśliwy do głębi – ponieważ pragnie mieć to, czego nie można kupić ani wygrać – osobowość wodza.

Ojciec chrzestny

Michael traci swoją rodzinę i pozostaje sam.

Ostatecznie za swoją chwilkę mocy, za złudne poczucie, że na moment był silniejszy niż Michael, że stał się na mgnienie oka kimś, przed kim Michael mógłby żywić lęk, zapłaci najwyższą cenę. To decyzja, którą Michael podjął właściwie już wtedy, gdy oszukiwał samego siebie, że jeszcze się nad nią zastanawia – już wtedy, gdy rzuca zdanie “póki moja matka żyje, nic nie może mu się stać” właściwie wszystko jest przesądzone. Ale od tego momentu zaczyna się najgłębsza samotność Michaela. Od chwili, gdy po raz kolejny zlekceważył prośbę siostry, gdy przyszła mu wybaczyć – i prosić o wybaczenie, i od chwili, gdy sprawdzona od dzieciństwa modlitwa zawodzi Freda i po raz pierwszy nie przynosi mu szczęścia – Michael traci swoją rodzinę i pozostaje sam. Na wszystkie działania, które będziemy śledzić w trzeciej części, było właściwie za późno już wtedy, w 1959 roku. Podsumowaniem całości są trzy ostatnie sceny filmu. Radosny śpiew na urodzinach Don Vito – Don Vito ściskający rączkę małego Michaela i machający na pożegnanie znikającemu pejzażowi Sycylii – Michael siedzący samotnie przy stole. Trzy krótkie sceny, o ogromnym ładunku symbolicznym, i w dużej mierze faktyczne zakończenie sagi – ostatnia część trylogii to jedynie rozwinięcie tego przesłania, przeobrażenie go w bardziej dosłowną formę, niemniej zasadnicza treść pozostaje ta sama – porażka, wina, samotność i utrata, pożegnanie ze wszystkim, co symbolizowała tradycja starej Sycylii, z siłą tkwiącą w spójności rodu Corleone, złączonego ponad wszystko więzami krwi.

REKLAMA