search
REKLAMA
Artykuł

KADR WE KRWI. Dlaczego PRZEMOC i SADYZM w filmie mają sens?

Karolina Michalska

15 września 2020

REKLAMA

Zemsta bez ograniczeń

“Gra wstępna”

Krucha i delikatna Asami Yamazaki (Eihi Shiina) z genialnego filmu Takashiego Miikego Gra wstępna oraz konsekwentny w swoich działaniach Bruno Hamel (Claude Legault), bohater thrilleru 7 dni w reżyserii Daniela Grou, zajmują kolejne miejsca na tej niechlubnej liście. Oboje kierują się chęcią zemsty, jednak ich pobudki i działania są skrajnie od siebie różne. Jak zachowa się rodzic, któremu zostaną pokazane zwłoki zgwałconego ośmioletniego dziecka? Jak zareaguje na widok szyderczo uśmiechającego się mordercy? Z pewnością będzie chciał zrobić wszystko, by przekonać wymiar sprawiedliwości do wymierzenia temu zwyrodnialcowi adekwatnej kary. Ale może być też zupełnie inaczej. Rodzic może stać się oprawcą o wiele bardziej zwyrodniałym i okrutnym. I tak właśnie dzieje się z chirurgiem Brunem, głównym bohaterem filmu 7 dni w reżyserii Daniela Grou. Siedem dni przed urodzinami zamordowanej córeczki. Siedem dni tortur. Tortur zupełnie innych od tych, które widzieliśmy do tej pory. Jako chirurg bowiem Bruno ma nie tylko dostęp do narzędzi i preparatów, ma – co gorsza dla jego ofiary – wiedzę i owładnięta nienawiścią głowę pełną pomysłów na kolejne, coraz bardziej wymyślne katusze. A gwarantuje, że owej wyobraźni mu nie zabraknie. Widz śledzić będzie relację rozgrywającą się w oddalonym od cywilizacji domu, między mordercą-gwałcicielem Anthonym (Martin Dubreuil) a mężczyzną dotychczas normalnym, w którym rozwinęła się potrzeba krwawej zemsty. Jak pisał Baron-Cohen, człowiek zupełnie zdrowy i normalny może w wyniku szoku, traumy doznać chwilowego spadku empatii – czego konsekwencją będą zachowania amoralne, bo człowiek ten nie będzie umiał postawić się na miejscu swej ofiary. Czy Bruno faktycznie nie umie sobie wyobrazić, co czuje Anthony? Polemizowałabym. Mam niemal pewność, że doskonale wie, co czuje jego ofiara, i to jeszcze bardziej go nakręca. Bruno nie ma w głowie obrazu cierpiącego Anthony’ego, w głowie (i na zdjęciu) ma obraz zwłok jedynego, ukochanego dziecka. 7 dni to doskonałe studium szaleństwa, historia o tym, że w każdym z nas może drzemać pewna doza okrucieństwa, potrzeba jedynie odpowiedniego zapalnika, by ją rozpalić.

Co jednak, jeśli dotknięta traumą osoba mścić zacznie się nie na swoim oprawcy, lecz na zupełnie niewinnych osobach? Tak jak stało się to w filmie Gra wstępna. Takashi Miike to twórca wybitny. Niepodejrzewający niczego widz ogląda historię wdowca Shigeharu Aoyamy (Ryo Ishibashi), który za namową przyjaciela Yasuhisy (Jun Kunimura) organizuje fikcyjny casting do filmowej roli. Jego prawdziwym celem jest poznanie przyszłej żony. Kandydatka zostaje wybrana, między nią a Shigeharu bardzo powoli rodzi się uczucie… i tu sielanka kończy się w kilka minut, a jasne barwy i długie ujęcia znikają w jednej chwili. Romantyczny film zmienia się w surrealistyczny, niespodziewany koszmar, w którym królują zaciemnione pomieszczenia, czerwonożółte barwy, halucynogenne wizje… i ogromna doza bestialstwa. Geniusz tego filmu z pewnością zasługuje na długą i wnikliwą analizę, na którą niestety nie ma tu miejsca. Najistotniejsza jest Asami.

Młoda, skromna dziewczyna, która, jak dowiadujemy się z kolejnych części filmu, prawdopodobnie była molestowana w dzieciństwie. Z powodu kontuzji musiała zrezygnować z baletu, który jako jedyny koił jej duszę. Bije od niej skromność i pokora. Onieśmielenie sprawia, że wciąż patrzy w ziemię, nie jest nawet w stanie unieść wzroku. Nawet w momencie, gdy pierwszy raz rozbiera się przed Shigeharu, jest zmieszana i zawstydzona faktem, że musi obnażyć przed kimś nie tylko nagie ciało, ale i blizny przypominające o najboleśniejszych chwilach jej życia. Pragnie tylko, by ktoś prawdziwie ją pokochał. Lecz delikatność Asami szybko zostaje podana w wątpliwość. Skulona siedzi w ciemnym pokoju, czekając na znak od ukochanego. Kiedy w końcu rozlega się dźwięk telefonu, detalem, który ukazuje kamera, jest złowieszczy uśmiech dziewczyny. W tym samym momencie wielki, tajemniczy worek leżący przed dziewczyną porusza się, a z jego wnętrza słychać przeraźliwy skowyt.

Eihi Shiina

Z każdą kolejną chwilą Miike odsłania przed widzem prawdziwą naturą dziewczyny. Historia morderstwa, tajemniczy odcięty język i trzy palce, mężczyzna na wózku inwalidzkim, z odciętymi stopami (Renji Ishibasi) i szokująca postać z worka, którą okazuje się pozbawiony kilku części ciała, zdeformowany, przerażony, a jednak zdany na łaskę Asami Shimada (Ren Osugi), karmiony przez nią wymiocinami. Kulminacją bestialstwa jest jedna z ostatnich scen, w której wciąż słodka, urocza i mimo wszystko krucha Asami podaje Shigeharu preparat, który paraliżuje jego ciało, tak iż mężczyzna nie jest się w stanie poruszyć, ale może odczuwać ból, co pozwala jej rozpocząć „zabawę”. Asami z uśmiechem na twarzy wbija w ciało mężczyzny igły, słodkim głosikiem powtarzając „kiri, kiri, kiri” (japońskie słowo będące połączeniem słów cięcie i ból). Na tym oczywiście fantazja Asami się nie kończy. Ostatecznie za pomocą „żyłki” odcina ukochanemu stopę.

Okrucieństwo w filmie Miikego przekracza granicę, jest jednak coś, co sprawia, że nie każdy widz będzie odczuwał wobec Asami odrazę, potępienie i pogardę. Jak pisał Simon Baron-Cohen: „Każdy agresor musiał się nauczyć tego, że warto być agresorem, poprzez obserwowanie innego agresora w interakcji z ofiarą”. W tym przypadku ofiarą była sama Asami. W głębszym znaczeniu film Miikego to studium szaleństwa osoby z tramą. Osoby odrzuconej i skrzywdzonej. Osoby, którą do zbrodni pchają różne czynniki. Po pierwsze wciąż powracająca przeszłość. Po drugie strach przed odrzuceniem, brak wiary w siebie. Po trzecie – prawdopodobnie choroba. Nie zapędzałabym się, stawiając tezę, że mamy tu do czynienia z rozdwojeniem osobowości, bo ta teoria wydaje mi się zbyt daleko idąca. Co innego natomiast zwykłe zaburzenie, a w tym przypadku chociażby borderline. Asami przejawia skrajnie różne zachowania, które następują niemal jedno po drugim. Krzywdząc, pragnie zatrzymać Shigeharu przy sobie za wszelką cenę. Z jednej strony jest mu wdzięczna za uczucie i onieśmielona jego obecnością, z drugiej oskarża go o to, że nie jest dla niego najważniejsza, nie dopuszczając do tej relacji już nawet nie tyle drugiej kobiety, ale i jego syna (Tetsu Sawaki). W swoich zachowaniach zaprzecza sama sobie, brak w nich logiki. Asami ma też skłonności sadystyczne. Według Barona-Cohena osoby sadystyczne są przekonane, że mogą zmusić kogoś do miłości. Jednocześnie chcą mieć stałą kontrolę nad partnerem, bo nie są w stanie uwierzyć, że ktoś może je pokochać. Asami w tym rankingu to postać niezwykle intrygująca. Samotna, delikatna, skromna, pozornie dziecinie niewinna, nieufna, wycofana, niewierząca w siebie – zdaje się pasować do roli ofiary. A z drugiej okrutna, przebiegła, brutalna, bezwzględna, sadystyczna – pokazuje swoją drugą twarz, twarz kata.

Krwawa sztuka manipulacji

Okrucieństwo w kinie często idzie w parze z manipulacją, czego najdoskonalszym przykładem są dwa japońskie filmy. Pierwszy to Cold Fish w reżyserii Sion Sono, do którego nakręcenia inspiracją po raz kolejny były prawdziwe wydarzenia – historia pary morderców, Gena Sekine i jego żony Hiroko Kazamy. Drugi to Kanako w krainie czarów autorstwa Tetsuyi Nakashimy.

Sympatyczny i poczciwy biznesmen, właściciel sklepu z rybkami „Amazon gold”, pan Yukio Murata (Denden), bierze pod swoją opiekę zbuntowaną Mitsuko (Hikari Kajiwara), córkę Shamoto (Mitsuru Fukikoshi) i Taeko (Megumi Kagurazaka), ratując ją z opresji i dając jej pracę w swoim sklepie. Ta pozornie drobna przysługa sprawia, że staje się on dla Shamoto i jego żony pewnego rodzaju wierzycielem, który od tej pory będzie żądał odwdzięczania się za swą pomoc. Wciągnie ich też nieodwracalnie do swojego świata, który okaże się pełen przemocy i manipulacji.

Film Sono to gra między Muratą i Shamoto, a także, między reżyserem a widzem. Murata, wydający się prostodusznym i sympatycznym starszym panem, wraz z uroczą małżonką prowadzą dobrze prosperujący sklep. Cała tajemnica rozgrywa się jednak na jego zapleczu, gdzie w obecności Shamoto przyjmuje on kolejnych wspólników biznesowych, którzy później znikają, stając się, jak sam to nazywa, niewidzialnymi. Czy człowiek może stać się niewidzialny? Wszak magia nie istnieje. Owszem, może. O ile zamiast czarodziejskiej różdżki użyjemy kilku narzędzi pozwalających na rozczłonkowanie zwłok, co właśnie czyni sympatyczne małżeństwo. Ich ofiary zostają zamordowane i poćwiartowane, ich kości spalone, a resztki stają się pokarmem dla ryb z pobliskiej rzeki. Nawet członkowie yakuzy nie są przeszkodą dla Muraty. Nie ma człowieka – nie ma problemu. Taeko godzi się na seks z Muratą, Mitsuko jest nim zachwycona, bo w przeciwieństwie do jej ojca nie jest ofiarą losu, a Shamoto, chcąc nie chcąc, staje się uczestniczącym w zbrodniach chłopcem na posyłki. Na czym natomiast polega gra z widzem? Sion Sono bawi się formą. Podobnie jak robił to genialny Stanley Kubrick w Mechanicznej pomarańczy, łączy na ekranie to, co połączone być nie powinno. Bohaterowie niemal tarzają się w krwi i zwłokach, twórcy najlepszych gore nie powstydziliby się scen z filmu Sono, a jednocześnie ani na moment nie zostaje przerwana komediowa forma. Krew i śmiech. Wbrew pozorom to nie krwawe brutalne sceny są najistotniejszym elementem tego filmu. Najbardziej uderzającą sceną jest dyskusja, a raczej monolog Muraty z Shamoto. To właśnie z niego widz dowiaduje się o przeszłości Muraty. O tym, że w dzieciństwie spotkała go trauma. Jak pisał Baron-Cohen, każde dziecko uczy się agresji poprzez obserwacje dorosłych, ale także osoby, przez którą doznaje krzywdy. Badacz nazwał to sui generis, czyli spóźnionym odwetem za doznane upokorzenie. Zemsta po latach na niewinnych osobach, która pozwoli na odzyskanie utraconej godności. Murata nie zabija Shamoto prawdopodobnie tylko dlatego, że przypomina mu on samego siebie. I chociaż nie jest sadystą, to jest między nimi zależność. Murata, będąc oprawcą, staje się jednocześnie mentorem i twórcą. Chce pokazać Shamoto wszystko, co najbardziej okrutne i złe, aby wyzwolić w nim drzemiącego dewianta, co po czasie mu się udaje. Bo podobnie jak u Baniszewski narastająca frustracja i „pomoc” Muraty sprawiają, że z nieudacznika Shamoto stał się degeneratem nie mniej okrutnym od swego nauczyciela. Sono w fenomenalny sposób pokazuje coś o wiele gorszego niż morderstwa i tortury. Pokazuje, jak silna jednostka może wpływać na inne osoby, pozbawiając je człowieczeństwa, i poprowadzić je za sobą.

Pozostańmy w Japonii, gdzie toczy się akcja filmu Kanako w krainie czarów. To już kolejny film w tym rankingu, przy którym trudno skupić się na głównym motywie brutalności. I ogromnym zaniedbaniem byłoby chociaż w kilku słowach nie opisać tego, co wyróżnia ten genialny dramat. A zatem krótko: narkotyczny, surrealistyczny styl, neonowe barwy, szybki montaż, połączenie filmu fabularnego z animowanymi wstawkami (przywołujące na myśl Urodzonych morderców Olivera Stone’a), kontrastujące ze scenami rozbryzgującej wszędzie krwi komiksowe napisy, nieodłączny seks, alkohol, narkotyki, imprezy – ukazane, o dziwo, w sposób fenomenalny, tak różny od tego, co serwują nam amerykańscy twórcy filmowi. A żeby było jeszcze dziwniej – mieszające się ze sobą warstwy czasu i miejsca, rzeczywistość i urojenie.

Najistotniejszy wciąż jednak pozostaje sadystyczny i brutalny bohater, a raczej antybohater. Sęk tym, że Nakashima nie stosuje prostych reguł. Kanako (Nana Komatsu), tytułowa bohaterka, to młoda dziewczyna, która znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Liczne przeskoki i retrospekcje bardzo szybko ujawniają widzowi, że chociaż z pozoru wydaje się zwyczajną roześmianą nastolatką, Kanako kryje drugą twarz. Pojawia się manipulacja, wykorzystywanie słabszych, znęcanie psychiczne, górowanie, molestowanie, aż w końcu przemoc fizyczna czy gwałt. Ale Nakashima nie lubi prostych schematów. Tym samym bohaterowie, od których wymagałoby się, aby byli nieskazitelni, okazują się nie mniej brutalni od Kanako. Akikazu Fujishima (Kôji Yakusho), były detektyw, ojciec dziewczyny, chociaż podejmuje się poszukiwań, daleki jest od ideału. Widz przyglądać będzie się pracy agresywnego alkoholika i z czasem zacznie coraz bardziej rozumieć, jak i dlaczego środowisko, w którym przebywała Kanako, wpłynęło na ukształtowanie jej psychiki.

Tym, co wyróżnia film Nakashimy, jest brak jednej negatywnej postaci. Cały świat wykreowany przez reżysera jest niczym z mrocznej baśni, do której nie chcielibyśmy trafić. Ciężko zdecydować, co jest bardziej okrutne i szokujące: manipulowanie słabszymi, naiwnymi, zaślepionymi ludźmi, wykorzystanie psychiczne, szyderstwo, zwodzenie, podstępność, pogarda i zastraszanie czy może molestowanie, brutalne gwałty, w tym homoseksualne, przemoc fizyczna, bestialstwo i morderstwa.

Bo w filmie Nakashimy to nie jedna osoba jest zła – to cały świat ulega tak szokującemu zepsuciu i degradacji, że po raz pierwszy chyba nawet najbardziej kontrowersyjne sceny przemocy nie są w stanie szokować widza tak silnie, jak paranoiczny, nihilistyczny obraz świata, do którego zostajemy wprowadzeni. Brutalność w filmie Kanako w krainie czarów jest jak najbardziej uzasadniona, reżyser nie widział (i słusznie) innego, lepszego sposobu, aby pokazać moralne zepsucie współczesnego kalekiego świata.

Avatar

Karolina Michalska

Absolwentka Filologii Polskiej ze specjalizacją Filmoznawstwo i Teatrologia. Kocha zwierzęta i podróże - ale przede wszystkim nietuzinkowe kino z wszelkich (nawet tych najbardziej abstrakcyjnych) stron świata. Święta Filmowa Trójca: Pasolini, Bałabanow, Kubrick.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA