search
REKLAMA
Artykuł

Atomowe pokolenie. O nowym kinie, które zwiastuje Xavier Dolan.

Mateusz Górniak

17 marca 2014

REKLAMA

Jeden z ubiegłorocznych numerów kultowego „Cahiers du cinema” skupiał się na nowym pokoleniu w światowej kinematografii, które stoi przed doniosłym wyzwaniem określenia samego siebie i tworzenia własnego, autonomicznego głosu. Stephane Delorme, redaktor naczelny pisma, w artykule zatytułowanym „Liryzmu!” postulował powrót do opowiadania historii pełnych wzniosłych uczuć i romantyzmu oraz do poszukiwania bezkompromisowej, porażającej formy, której początek upatruje w „Holy motors” Leosa Caraxa.

atomowe-1

Oczekiwania wobec francuskich twórców wysuwane przez Delorme, zdają się być już od kilku lat częściowo realizowane przez jedno ze współcześnie najgłośniejszych nazwisk światowego kina. Chodzi o Xaviera Dolana, Kanadyjczyka, który w wieku zaledwie 19 lat przebojem wszedł na giełdę największych festiwali i do dziś jest punktem centralnym sporu o kształt nadchodzącej ery w kinie oraz granice pomiędzy estetyzowanymi wydmuszkami a filmem artystycznym.

Filmy Dolana tworzą odrębne, niezwykle oryginalne zjawisko, a jego postać zdaje się być pretekstem do rozmowy na temat mojego pokolenia, które właśnie stara się zabrać głos, opowiadać swoje historie i wykrzyczeć własne frustracje. Nostalgia za erą VHS czy niepokój związany z dynamicznym rozwojem nowych technologii były raczej dylematami naszych rodziców i przedmiotem zainteresowania czegoś, co Godard i spółka nazwaliby już kinem papy. Nasze problemy wyglądają zupełnie inaczej, tworzą nowy kosmos kontekstów budowany przede wszystkim na popkulturze i niemocy wynikającej z życia w mocno rozwiniętym kapitalizmie. Jakby w odpowiedzi, pojawia się coraz więcej twórców reprezentujących nowy ferment twórczy, na którego piewcę wyrasta młody Kanadyjczyk.

atomowe-2

Dolan skupia się na walce o własną indywidualność w czasach wszechobecnych twarzy z kultury masowej i żądnego krwi wolnego rynku, jego zainteresowanie wzbudza przede wszystkim szeroko rozumiana seksualność i trudy bycia sobą w świecie, gdzie każdy pragnie być wyjątkowy. Pierwszym naszym słowem po narodzinach było coca-cola, teraz chcemy opowiadać własne historie na dużym ekranie. I Xavier Dolan, przy wszystkich zarzutach wobec jego kina, zaczął to robić w imieniu całego pokolenia.

Krzyk narcyza

Kanadyjczyk zadebiutował w roku 2009 filmem „Zabiłem moją matkę”, który wzbudził wielkie poruszenie w Cannes, gdzie tak naprawdę rozgorzała dyskusja na temat jego osoby. Jedni od razu nazwali go cudownym dzieckiem światowego kina, drudzy uznali jego film za niebywale pretensjonalny i przesadzony.

zabilem-1

Fabuła skupia się na skomplikowanej relacji głównego bohatera z jego matką. W główną rolę wcielił się oczywiście sam autor filmu, który swój scenariusz oparł na szkolnym opowiadaniu. Wojna Huberta nie dotyczy tylko własnej tożsamości i pojmowania rodzicielstwa, młody artysta wojuje raczej z całym światem – w szkole spotyka prymitywnych idiotów, a na chodniku nietolerancyjne, ślepie i głuche społeczeństwo. Najbardziej uderza to, że w filmie nikt swoich kwestii nie wypowiada – Hubert wykrzykuje i wypłakuje swoje nonkonformistyczne manifesty oraz strzela przerysowane fochy, a jego przeciwnicy dręczą go niesprawiedliwą ignorancją. Trudno polubić takiego bohatera, trudno też zaakceptować ciągłe wybuchu jego wybujałego egoizmu.

Pomimo niezwykle manierycznych, fatalnie napisanych dialogów i naiwnego werteryzmu, film zyskuje na genialnym wręcz słuchu reżysera na ludzkie uczucia. Są w „Zabiłem moją matkę” sceny kipiące od namiętności czy w sposób niezwykle malowniczy wyrażające porywy bohaterów. Choćby te, gdzie Hubert uprawia seks ze swoim chłopakiem albo podczas kolejnej kłótni z matką tłucze naczynia. Dolan perfekcyjnie operuje pięknymi kadrami, w odpowiednim momencie zwalnia tempo i włącza podniosłą muzykę. Są to narzędzia do tworzenia wielkiego kina, szkoda, że opowiadana historia jest niestrawna i momentami po prostu bawi.

zabilem-2

„Zabiłem moją matkę” jest niebywale pretensjonalnym, ale z drugiej strony pięknym krzykiem o własną tożsamość. Bohater ze swoimi pragnieniami na sztandarze idzie na wojnę z całym światem, pokazuje, że jesteśmy pokoleniem szukających uniesień narcyzów – chcącym przede wszystkim kreować samych siebie, mającym sporo energii, która w pierwszym filmie Kanadyjczyka nie potrafi być odpowiednio skanalizowana, bo formalna brawura i świeżość rozbijają się o problemy niedojrzałych roszczeń.

Jules i Jim idą razem do łóżka

O ile pierwszy film Dolana uznawany jest za twórczą grę z „400 batów” Truffauta, tak jego kolejny obraz śmiało trawestuje inne dokonanie francuskiego mistrza – „Jules i Jim”. Idol Kanadyjczyka opowiedział historię dwójki całkowicie różnych mężczyzn, którzy pokochali tę samą, utożsamiającą według nich wszystkie kanony piękna kobietę. Dolan ten schemat przerobił na historię mocno związaną ze swoim homoseksualizmem i upodobaniem do cudownie skonstruowanych w poetyce vintage kadrów.

wysnione-1

„Wyśnione miłości” opowiadają o żarliwym i młodzieńczym uczuciu pary przyjaciół wobec jednego chłopaka. On, grany przez Xaviera Dolana jest namiętnym hipsterem, ona jest równie namiętną choleryczką i hipsterką, a obiekt ich pożądań przypomina greckie bóstwo, a przy okazji też jest hipsterem. Tyle właściwie można powiedzieć o bohaterach, którzy bardziej niż ludzi przypominają ciągłe pretensje do niepowtarzalności i piękna.

Dialogi są w tym filmie równie denerwujące, co w poprzednim dokonaniu Kanadyjczyka, wyewoluowała natomiast forma. Dolan w „Wyśnionych miłościach” stał się hipsterskim Orsonem Wellesem – odpowiada nie tylko za grę aktorską, scenariusz i reżyserię, ale także za dobór muzyki, montaż i kostiumy. Jest panem swojego obrazu i potrafi to wykorzystać, każdy kolejny kadr jego filmu można oprawić i powiesić w jakieś modnej galerii. Bohaterzy szukają wielkich uniesień, orgazmów swojego życia i wzniosłej miłości wieku młodzieńczego, a kamera potrafi za nimi nadążyć: eksponuje to, co najbardziej gorące i ponętne, a w scenach łóżkowych rzuca wyzwanie samemu Almodovarowi. Jest pięknie i zjawiskowo, Dolan to genialny esteta i obserwator uczuć.

wysnione-2

Drugi obraz cudownego dziecka światowego kina całkowicie ugruntowuje jego pozycję w filmowym światku. „Wyśnione miłości” to przewrotnie opowiedziany portret młodzieńczej namiętności – świadomej swojego wdzięku i niepowtarzalnego charakteru, błądzącej i niezwykle ulotnej. Jeśli „Zabiłem moją matkę” w filmografii Dolana stanowi pierwszy krzyk i zapowiedź talentu, tak „Wyśnione miłości” są owego talentu popisem – wciąż lekko pretensjonalnym, ale na pewno z polotem, wyobraźnią i nonszalancją w korzystaniu z dorobku mistrzów.

Transseksualny melodramat

Fanów dwóch pierwszych dokonań Dolana i obserwatorów światowego kina podzielił trzeci obraz Kanadyjczyka, „Na zawsze Laurence”. Udała się w tym filmie Dolanowi rzecz najważniejsza – nie skręcił w odrażające realia okruchów życia z telewizji publicznej i nie opowiedział smutnej historii o mężczyźnie, który walczy z nietolerancyjnym społeczeństwem o zmianę własnej płci i możliwość pozostania sobą. W ciągu trzech godzin zarysował bardzo wiarygodne postaci i przedstawił historię człowieka dramatycznie szukającego własnej tożsamości, mierzącego się ze sobą samym i miłością życia, która nie utraciła na swojej niepowtarzalności pod wpływem metamorfozy. Protagonista utkany jest z niejednoznacznego portretu psychologicznego i chęci bycia królową pięknego świata, którzy stworzył Kanadyjczyk w realiach lat 90’, gdzie dostrzega chyba najwięcej uroków, bo to one dominują w jego filmach.

laurence-1

„Na zawsze Laurence” to film najbardziej wysublimowany w dorobku Kanadyjczyka. Dolan przestał popisywać się swoją wyjątkową reżyserią i wyczuciem piękna, a komponując bardziej wyważone, choć dalej ekstrawaganckie kadry skupił się na opowiadaniu historii. Dialogi przestały męczyć, a co więcej – podczas trzygodzinnego seansu widz miał parę okazji do uśmiechów spowodowanych już nie tylko błyskotliwym opowiadaniem historii czy młodzieńczymi pretensjami.

Xavier Dolan pozostał sobą. Dalej opowiada typowe dla siebie historie, ale już z za kamery, nie z epicentrum własnego narcyzmu. Film całkowicie broni się jako melodramat, a reżyserowi z powodzeniem udało się odstawienie wizualnej żonglerki na rzecz kina o ludziach. Nie wiem, czy jest to najlepszy z jego filmów, ale na pewno pokazuje kolejne możliwości młodego twórcy i dojrzałość w podejmowaniu kwestii społecznych.

laurence-2

W maju na ekrany polskich kin trafi czwarty obraz Kanadyjczyka, „Tom”. Nieoczekiwane prawidłowości poprzednich filmów Dolana, a także nagroda FIPRESCI w Wenecji dodają smaczków oczekiwaniu.

Do ataku!

Delorme w swoim tekście wśród dokonań młodego pokolenia Francuzów wyróżnił między innymi debiutancki „Atomowy wiek” Heleny Klotz. Jej bohaterowie są postaciami podobnymi do tych z pierwszych dwóch filmów Dolana – to raczej zlepki pożądań i pretensji niż ludzie z krwi i kości. Autorka podczas paryskiej imprezy poszukuje z nimi piękna i pokazuje, ile w nich atomowej energii szukającej ujścia w miłości. I właśnie to szukanie jest u Klotz najważniejsze, swoiste błądzenie pomiędzy hedonizmem a pogonią za własnymi marzeniami, zadawanie pytań i dramatyczne domaganie się własnego miejsca na świecie.

atomowy-wiek-1

Dwaj chłopcy z „Atomowego wieku” stanowią pewną sumę postaw postaci Kanadyjczyka, a także w pewnym skrócie i uproszczeniu zdają się nam mówić o nas samych i naszym kinie. Patronką naszego pokolenia mogłaby być Frances Ha, bohaterka rewelacyjnego filmu Noaha Baumbacha, reżysera wyrastającego z tradycji Sundance. Tak jak ona, jesteśmy mocno oderwani od problemów społeczeństwa, urokliwie niedojrzali, skupieni na walce o zachowanie indywidualności, a nasza niespożytkowana energia rozbija się codziennie o realia obcego, zaborczego świata rodziców, wielkich kompanii i prezydentów. I zadaniem nowego kina jest wyrażenie wszystkich tych pragnień i lęków.

frances-ha-1

Największym dylematem zaczynających twórców zdaje się być wiarygodność. Kwestia, czy rówieśnicy dziewczyn ze „Spring Breakers” będą mogli swoją zjawiskową formę wypełnić istotną treścią? Kiedy swoją przygodę zaczynali twórcy ze szkoły Bazina, ktoś zarzucił, że nowa fala oczekuje tylko miejsca po starej. Godard, Resnais, Truffaut i reszta autorów pozostawiła po sobie jednak trwały świat w historii kina i zasiała intelektualny niepokój, który mniej lub bardziej wywiera wpływ do dziś. Teraz czas na dzieci Facebooka, które powoli dochodzą do głosu z werwą Xaviera Dolana, a także dylematami Frances Ha i nienasyceniem hipsterów z „Atomowego wieku”. Inny artykuł o młodym kinie z ubiegłorocznego „Cahiers du cinema” zatytułowany jest „Do ataku!”. To okrzyk całkiem na miejscu, bo arsenał już jest. Atomowy – zdają się nam mówić Xavier Dolan, Helene Klotz i inni, których zadaniem będzie stworzyć dzieła o znaczeniu „400 batów” czy „Do utraty tchu”. Dzieła nasze i o nas.

REKLAMA