ALEX, czyli próba ponownego nakręcenia pomarańczy
„Mechaniczna pomarańcza” Stanleya Kubricka to film wyjątkowy z wielu względów. Na pierwszy rzut oka to mistrzowsko ukształtowana forma – niezwykłe wizualizacje, nietypowa praca kamery, szczególna rola muzyki. Warsztatowo to film szalenie oryginalny; taki konglomerat stylów tkwiący gdzieś pomiędzy różnymi gatunkami. A przy tym – co będzie drugim rzutem oka – to obraz tej sfery zagadnień, której Kubrick był wierny: miks psychoanalizy, kulturowych symboli, tajemnicy, natury, instynktów. I jednocześnie refleksja nad człowiekiem w systemie społecznym; systemie, który tłumi jednostkową indywidualność, próbuje okiełznać wolnościową naturę.
Tak, „Mechaniczna pomarańcza” nie jest błahym tworem. Film dla mnie bezsprzecznie kultowy, jeden z najlepszych, jakie w życiu widziałem. I dlatego bardzo cieszy intrygujące podejście twórców „Alexa”, którzy postanowili zabawić się tym dziełem w sposób niestandardowy – jak na quasi-remake – pamiętając jednocześnie o tym, że Kubrick tworząc myślał. A oni też postanowili pomyśleć, a nie ślepo bawić się treścią i formą.
„Alex”, który wejdzie do kin w przyszłym roku, sięga w świat filmowej dystopii, gdzie społeczeństwo dzieli się na dwie grupy: pierwsza żyje w dekadenckim bogactwie, a druga w skrajnym ubóstwie, nadzorowana przez brutalne władze. Z tej drugiej grupy wywodzi się Alex, który wchodzi w posiadanie słynnego i zakazanego filmu Stanleya Kubricka ze swoim imiennikiem w roli głównej. Natchniony przygodami Alexa DeLarge’a, zaczyna naśladować i wcielać w życie zasady wyznawane przez filmową czwórkę kompanów.
Jest ultraprzemoc, jest gwałt, walka o godność, demaskacja obłudy. Są zmyślne ujęcia, których nie powstydziłaby się kamera Johna Alcotta – innymi słowy kapitalnie wygląda „Alex”, który jest debiutem Floriana Frerischa, z synem osławionego ostatnio Klausa Kinskiego, Nikolaiem, w roli głównej. Całe szczęście film nie udaje „nowej wersji” – jest raczej hołdem, intrygującym nawiązaniem do klasyki kina, zabawą formą i treścią w sztafażu kina akcji SF. Nie tak oryginalny – cóż, Kubricka nie wypada podrabiać – ale wiele obiecujący, nawet jeśli budżet niezbyt wielki.
I świetnie, i o to chodzi. Sami zobaczcie: