search
REKLAMA
Recenzje

Skrzydełko czy nóżka?

Szymon Pajdak

5 maja 2013

REKLAMA

Na długo przed tym, jak Gordon Ramsay bluzgał na lewo i prawo, a Magda Gessler gubiła swoje blond loki w polskich kuchniach, restauratorów straszył ktoś inny. Przebrany za wdowę, amerykańskiego turystę i lokaja, przemierzał francuskie restauracje, oceniając jakość oferowanych produktów oraz obsługę. Kim była owa postać? Przed państwem Louis de Funes.

Ten niepozorny starszy pan pierwsze poważne role zagrał w 1964 roku, kiedy to wystąpił w dwóch hitach: „Żandarmie z Saint Tropez” oraz „Fantomasie”. Mimo że miał już wtedy 50 lat, jego kariera dopiero nabierała rozpędu. Sukces dwóch filmów sprawił, że propozycje napływały z każdej strony. Aktor występował nawet w czterech produkcjach rocznie, z których znakomita większość była przyjmowana przez krytyków i publiczność z niesamowitym entuzjazmem. „Wielką włóczęgę”, w której wystąpił razem z Bourvilem, obejrzało we Francji ponad 17 mln widzów! Rekord frekwencji odebrał mu dopiero „Titanic” Jamesa Camerona w 1998 roku. Louis de Funes był absolutną gwiazdą.

W 1975 roku miał zagrać w komedii „Le Crocodile”. Początek zdjęć zaplanowano na maj. Niestety w marcu doznał rozległego zawału serca, po którym spędził w szpitalu i na rehabilitacji kilka miesięcy. Według lekarzy powodem problemów ze zdrowiem było zbyt szybkie tempo pracy oraz to, że Fufu – jak pieszczotliwe nazywała go publiczność – był nałogowym palaczem. Okazją do powrotu stało się „Skrzydełko czy nóżka”. Za kamerą stanął Claude Zidi, twórca nieźle przyjętych przez widzów komedii pt. „Diabli mnie biorą” oraz „Cenny depozyt”, oczekiwania były więc spore.

Louis de Funes wcielił się w Duchemina, wydawcę przewodnika oceniającego restauracje. To właśnie od niego zależy, czy dana placówka splajtuje, czy znajdzie nowych klientów. Na planie partnerował mu dobrze znany francuskim widzom Julien Guiomar jako Tricatel, właściciel wielkiego koncernu spożywczego, oraz Coluche, grający syna głównego bohatera. Realizacja filmu trwała od maja do sierpnia 1976 roku i była dosyć specyficzna. Podczas produkcji zachowywano wszelkie środki ostrożności. De Funes pozostawał na planie pod stałą opieką medyczną. Gdyby poczuł bóle w okolicach serca bądź cokolwiek niepokojącego, zdjęcia zostałyby natychmiast przerwane.

Fabuła rozpoczyna się w momencie, w którym do wydania kolejnej odsłony słynnego przewodnika został miesiąc. W związku z tym Duchemin oraz jego inspektorzy spędzają każdą chwilę na odwiedzaniu kolejnych placówek, korzystając przy okazji z rozmaitych forteli i przebieranek, aby zwieść czujnych restauratorów. Przy okazji dowiadujemy się, że główny bohater planuje przejście na emeryturę, a cały swój dobytek wraz z firmą chce przekazać synowi. Jednak ten ani myśli iść w ślady ojca. W ukryciu trenuje cyrkowe rzemiosło, postanowił bowiem zostać klaunem w założonym przez siebie objazdowym cyrku. I wtedy pojawia się nikczemny Tricatel, który pragnie wykupić francuskie restauracje i przeobrazić je w bary szybkiej obsługi. Duchemin, nie chcąc do tego dopuścić, w ramach odwetu za próbę kradzieży makiety nowego przewodnika postanawia wyzwać Tricatela na swoisty pojedynek. Decyduje się na udział w programie „Wszystkie chwyty dozwolone”, by na oczach milionów widzów skompromitować nieuczciwego przedsiębiorcę. Pech chce, że na kilka dni przed nagraniem w hotelowej restauracji trafia na mężczyznę, któremu zniszczył karierę. Zmuszony do jedzenia resztek, traci smak.

Historia wygląda na złożoną, ale w gruncie rzeczy jest niezwykle przejrzysta i znakomicie opowiedziana. Wątki przeplatają się ze sobą, stwarzając absurdalne sytuacje i prowadząc od jednego gagu do drugiego. Istotne jest jednak to, że pod płaszczykiem komedii film stara się uzmysłowić nam kilka dosyć istotnych rzeczy. Główny bohater przedstawiony zostaje jako ostatni bastion broniący prawdziwej kuchni i kulinarnej kultury Francji. Nie tylko promuje świeże produkty i zdrową, nieprzetworzoną żywność, ale chce, żeby ludzie celebrowali jedzenie, a restauratorzy dbali o klientów. Jest niczym współczesny Jamie Olivier, który z uporem maniaka walczy z fast-foodami zalewającymi nasz rynek. Mimo że jego zachowanie wielokrotnie zahacza o snobizm, widać, że gastronomia to dla niego wszystko. Każdy gest czy grymas na twarzy Louisa de Funesa pokazuje, że nie jest on zwykłym smakoszem, jest artystą w swoim fachu. Fufu zagrał tak dobrze, że z miejsca kupujemy jego postać i podczas jednej ze scen razem z nim staramy się zgadnąć, jakiego wina właśnie próbuje. Idealnie wkomponowano jego choleryczny charakter i nadekspresję, której jest mistrzem, w świat krytyków kulinarnych.

Po drugiej stronie mamy ogromną korporację produkującą sztuczne, nafaszerowane chemią jedzenie, przeznaczone dla mas. Ma być szybko i skutecznie, nie liczy się smak ani jakość podawanych produktów. Tricatel dąży do maksymalizacji zysków i przejęcia rynku. Jest gotów zrobić wszystko, żeby tego dokonać. Guiomar stworzył zadufaną i pewną siebie postać, która charakteryzuje się jednak sporą inteligencją. Doskonale wie, gdzie uderzyć, żeby osłabić przeciwnika, czego najlepszym przykładem jest zdemaskowanie syna Duchemina oraz wysłanie reporterów do szpitala. Przyparty do muru staje się również niebezpieczny i jest gotowy posunąć się do zbrodni.

Trzecią istotną postacią jest Pierre Duchemin, który ukrywa swoją pasję przed ojcem, starając się jednocześnie nie zawieść jego oczekiwań. Prowadzi to oczywiście do wielu zabawnych sytuacji, w których junior musi być w dwóch miejscach naraz. To jednak coś więcej niż tylko śmiech. Rodzice bardzo często wywierają presję na swoich pociechach i chcą, by te poszły w ich ślady, nawet kosztem własnych marzeń i pasji. „Skrzydełko czy nóżka” co prawda traktuje to nieco po macoszemu, ale już sam fakt poruszenia tak istotnej sprawy w komedii jest godny podkreślenia. Z rolą Pierre’a całkiem nieźle radzi sobie Coluche, jednak widać, że to jeden z pierwszych poważnych występów komika. Swój talent udowodnił dopiero występem w „Tchao Pantin” z 1983 roku, otrzymał wówczas nagrodę Cezara. Niestety jego karierę przerwała śmierć w wypadku samochodowym w 1986.

W filmie pokazano także, jak wielką siłą opiniotwórczą są krytycy kulinarni, których wyroki nierzadko oznaczają być albo nie być restauracji. Przewodnik Duchemina był wzorowany na przewodniku Michelin, który od wielu lat jest biblią dla smakoszy. Został oparty na rozbudowanym systemie symboli, opisujących każdy lokal. Utrata gwiazdki oznacza spadek standardu, a co za tym idzie, obniżenie cen i utratę bardziej wyrafinowanej klienteli. Nic więc dziwnego, że restauratorzy nie przepadają za recenzentami, a jednocześnie próbują im się na wszystkie sposoby przypodobać, co w filmie Zidi zostało doskonale uchwycone.

„Skrzydełko czy nóżka” już w momencie premiery okazało się wielkim hitem. Ludzie, stęsknieni za de Funesem, tłumnie udali się do kin, co poskutkowało niemal 6 mln frekwencją w samej Francji. Nie powinno to nikogo dziwić, w końcu w roli głównej występował największy komik, jakim ten kraj mógł się poszczycić, zaś na tapetę wzięto coś, co dla każdego Francuza jest niczym religia – kuchnię.

Po wielu latach film nie stracił nic ze swojego uroku. Przebieranki, mimika i gesty Fufu śmieszą za każdym razem, a tematyka pozostaje wyjątkowo aktualna. Problemy rodzinne i nieporozumienia pokoleniowe zawsze będą na czasie, zaś jeżeli chodzi o jedzenie, to w czasach mcdonaldyzacji, gdzie posiłek sprowadza się do szybkiej, wysokokalorycznej przekąski, a klientów traktuje się taśmowo, pan Duchemin miałby wiele pracy. Gdyby dostał swój program w TV, moglibyśmy zobaczyć prawdziwe „Kuchenne rewolucje”. „Skrzydełko czy nóżka?” to obok „Kapuśniaczka” zdecydowanie najlepszy film de Funesa. Idealne połączenie humoru i nieco refleksyjnego klimatu.

REKLAMA