search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

ZBRODNIA – polski serial AXN. Skandynawski kryminał made in Poland

Karol Barzowski

21 października 2014

REKLAMA

7649232.3Któż nie lubi skandynawskich kryminałów? Jasne, kilka osób pewnie podniosłoby w tym momencie rękę. Nie da się jednak ukryć, że nie byłoby tych rąk w górze zbyt wiele. Gatunek ten w wersji od naszych północnych sąsiadów robi na świecie prawdziwą furorę. Stieg Larsson, Camilla Läckberg, Jo Nesbø, Henning Mankell, Åsa Larsson… – nazwiska można by zresztą wymianiać do woli. Wszyscy ci autorzy są niezwykle popularni, a ich książki zajmują w księgarniach najważniejsze półki. Także i u nas. Skandynawiski kryminał to już właściwie osobny podgatunek, który świetnie sprawdza się również na ekranie, zarówno kinowym, jak i telewizjnym. Dość powiedzieć, że za tego typu literaturę wziął się jakiś czas temu David Fincher, a ekranizację jednej z powieści Nesbø miał w planach sam Martin Scorsese. Nie oszukujmy się – kryminalna zagadka w ponurym klimacie Północy to dziś po prostu kura znosząca złote jaja.

Kurę tę postanowili sprawić też sobie Polacy, a dokładniej środkowoeuropejski oddział stacji AXN. Wzięli się za powieść „Na spokojnych wodach” Viveki Sten. Szwedzką wyspę Sandhamn przeniesiono na Półwysep Helski, a zamiast inspektora Thomasa Andreassona mamy Tomasza Nowińskiego. O dziwo, jest to książka, która nie cieszyła się w naszym kraju specjalną popularnością, zresztą tak samo jak i powstały na jej podstawie serial „Morden i Sandhamn”. Nie było więc mowy o chęci zainteresowania polskich miłośników kryminałów. Z drugiej strony, fabuła, która nie jest u nas szerzej znana, pozwalała na bezproblemowe osadzenie akcji w Polsce, bez ryzyka niesprostania wcześniejszej wersji. Ja, choć od razu przyznaję się, że skandynawskie kryminały lubię, i to bardzo, nigdy o tym tytule nie słyszałem. Pierwszy odcinek miniserialu „Zbrodnia” oglądałem więc bez konkretnych oczekiwań, licząc po prostu na udaną, wciągającą produkcję. No i, niestety, bardzo się zawiodłem.

14138_zbrodnia_

MINI MINISERIAL

„Zbrodnia” to tak naprawdę mini miniserial. Składają się na niego zaledwie trzy 40-minutowe odcinki. Całość trwa tyle co niejeden film długometrażowy i w takich też chyba kategoriach – trzyczęściowego filmu – powinno się go traktować. Od razu jednak w oczy rzuca się mała staranność realizacji. Zarówno scenariusz, jak i reżyseria, są tu na dość niskim poziomie. Nie ma co porównywać „Zbrodni” do „Jezioraka”, „Fotografa” czy czekającego na premierę „Ziarna zbrodni”, bo to zupełnie inna liga. Pewnym usprawiedliwieniem dla twórców jest to, że mieli oni do wykorzystania jedynie 16 dni zdjęciowych, ale… Po pierwsze, mało kto o tym wie. Po drugie, tak naprawdę żadnego widza nie powinno to obchodzić. Oglądający włącza telewizor konkretnego dnia o konkretnej godzinie, by dostać reklamowany produkt. W tym przypadku, „kryminał łączący zbrodnię, pożądanie i tajemnicę”. Pierwszy odcinek tego miniserialu zapewnia jedynie jedną z tych rzeczy – zbrodnię, która ma miejsce w pierwszej, całkiem niezłej i klimatycznej scenie. Potem nie ma z tych obetnic już właściwie nic.

Ale o co chodzi? Rzecz dzieje się w Helu. Młoda prawniczka podczas kąpieli w morzu znajduje rozkładające się zwłoki. Na pomoc tamtejszym policjantom przybywa komisarz z Gdyni – przystojny, ale wyraźnie zmęczony życiem i sfrustrowany Niewiński. Okazuje się, że nieboszczyk to mężczyzna, którego zaginięcie zgłoszono w Trójmieście kilka miesięcy wcześniej. Potem, bez szczególnego powodu, funkcjonariusze decydują się śledzić jego siostrę. No i… do ostatniej minuty seansu nie dzieje się właściwie nic innego. Jak na tak krótki serial, jest to błąd wręcz niewybaczalny. Tam nie powinno być ani jednej niepotrzebnej sceny, ani jednego zbędnego dialogu. A jest ich niestety całe mnóstwo. Mimo że pierwsze odcinki można traktować jak pewnego rodzaju wprowadzenie i ledwie początek intrygi, nie ma mowy, aby w ogóle nie było w nich napięcia – a tak się właśnie dzieje przy pierwszym spotkaniu ze „Zbrodnią”.

8cc06fa2babb1c94406ab5fd867d2baf

HEL W TLE

Gdy pierwszy raz usłyszałem o tym, że AXN ma wyprodukować serial kryminalny rozgrywający się na Półwyspie Helskim, w dodatku oparty na skandynawskiej powieści, stwierdziłem, że to wprost rewelacyjny pomysł. Mieszkam niedaleko i znam te tereny całkiem dobrze. Hel po sezonie to według mnie idealna lokalizacja dla tego typu historii. Wietrzna pogoda, brak żywego ducha, knajpy pozamykane na cztery spusty, nieczynne sklepy… Wielokrotnie odwiedzając półwysep w październiku czy listopadzie, miałem wrażenie, jakby czas stanął tam w miejscu. Aż czeka się, żeby drogę przecięła tocząca się kula suchych roślin, jak w westernie. Poza tym jest to miejsce niejako odcięte od reszty kraju, takie, z którego nie jest łatwo uciec. Mała społeczność, w której wszyscy niby się znają, a tak naprawdę mają mnóstwo tajemnic, opuszczone budynki kryjące sekrety, pewne poczucie klaustrofobii wywołane otoczeniem wielkiej wody z obu stron czy w końcu siła przyrody, mającej tam wyjątkowo dużo do powiedzenia – wszystko to teoretycznie składa się przecież na kryminał doskonały. Czy „Zbrodnia” w ogóle korzysta z tych elementów? Niestety nie.

13880_zbrodnia_

W polskim serialu akcja dzieje się tuż przed rozpoczęciem sezonu turystycznego, kiedy słońce świeci całymi dniami, a ludzie coraz chętniej przebywają na plaży. Zdjęcia, choć przepiękne (zwłaszcza w ujęciach pokazujących panoramy Helu i Gdyni), tylko wzmagają poczucie „pocztówkowości” tego miejsca. Oczywiście, posępność, mrok, padający deszcz itd. to klisze typowe dla większości kryminałów. Można by przyjąć, że polscy twórcy poszli pod prąd i zaproponowali coś bardziej oryginalnego. Ale z drugiej strony – z jakiegoś powodu te sprawdzone formuły stosowane są w tym gatunku już od tylu lat, czyż nie? Wychodzenie poza ten schemat, a jednocześnie osiąganie podobnych efektów u widzów, wyszłoby chyba tylko nielicznym – jednak z pewnością nie tym, którzy spędzili na planie jedynie 16 dni… Ostatecznie wszystko w tym serialu jest tak bardzo „zwyczajne”; nic nie wzbudza emocji właściwie ani u jego bohaterów, ani widzów.

ZBRODNIA NA ATMOSFERZE, TEMPIE, DIALOGACH…

W „Zbrodni” zdecydowanie brak atmosfery. Samo to, że akcja dzieje się w małym, nadmorskim miasteczku, a tytułowa zbrodnia zapewne nie jest częścią żadnej większej afery, nie świadczy jeszcze o tym, że nie może wyjść z tego dobry kryminał. Wręcz przeciwnie – Camilla Läckberg swoją sagą o policjantach ze szwedzkiej Fjälbacki udowodniła, że w takich rejonach też mogą dziać się najokropniejsze rzeczy. Pisarka ta ma jednak dobry warsztat. Udanie przeplata ze sobą wątki, nie tylko pomiędzy różnymi postaciami historii, ale też sprawami z przeszłości. Ponadto jej książki posiadają świetny rytm i dynamikę. Reżyser „Zbrodni” Greg Zgliński, pomimo niezaprzeczalnego talentu, który pokazał choćby w chwalonym „Wymyku”, nie ma takiego wyczucia do gatunku. Wyjątkowo krótki (jak na miniserial) czas trwania każdego z odcinków tylko marnuje na nic niewnoszące sceny. Tempo serialu jest póki co zerowe, a w końcu już 1/3 całej historii za nami… O pomstę do nieba wołają też dialogi. Przykład? Proszę bardzo: rozmowa kobiety, która znalazła ciało, z policjantem pamiętanym z czasów licealnych. – Grałeś w siatkówkę, prawda? – Nie, byłem mistrzem bieżni. Teraz biegam za bandytami. – A ja niestety jestem cukrzykiem i muszę sobie zrobić zastrzyk. Nie, nie wymyśliłem sobie tego…

2739_zbrodnia_

Narzekam, narzekam i narzekam. Czy w „Zbrodni” jest w ogóle coś dobrego? Oprócz potencjału, który z pewnością miała ta historia, są to chyba aktorzy. Choć obsadzeni w głównych rolach Wojciech Zieliński i Magdalena Boczarska nie pokazują na razie nic specjalnego (oraz nie sprawiają, że powyższego dialogu słuchało się choć trochę lepiej…), to drugi plan naprawdę daje radę. Ciekawą rolę, miejmy nadzieję, że rozbudowaną w kolejnych odcinkach, ma na przykład Radosław Pazura. Świetnie też zobaczyć na ekranie wciąż nie do końca docenianą Dorotę Kolak jako przełożoną Nowińskiego.

Popis daje tu jednak Joanna Kulig w roli policjantki-żółtodzioba, oddelegowanej do pomocy głównemu bohaterowi. Jak dobrze, że kilka lat temu okłamała Małgorzatę Szumowską i powiedziała jej, że zna francuski… Reżyserka zaangażowała ją wtedy do „Sponsoringu”, Kulig roli nauczyła się fonetycznie, dostała za nią wszelkie krajowe nagrody, a potem rozpoczęła nowe aktorskie życie. Od tamtej pory mogliśmy ją oglądać np. u boku Ethana Hawke’a w „Kobiecie z piątej dzielnicy”, w hollywoodzkiej superprodukcji „Hansel i Gretel: Łowcy czarownic” czy choćby w „Nieulotnych” Jacka Borcucha. Dostała też główną rolę w serialu „O mnie się nie martw” i z pewnością jest jego główną zaletą. W „Zbrodni” jej posterunkowa Monika Krajewska jest niedoświadczoną, niepewną siebie policjantką, która popełnia błędy, ale jednocześnie jest pracowita, trochę nawet nadgorliwa. Zawsze spada na nią czarna robota, koledzy nią pomiatają, ale ona całkiem nieźle się w tym odnajduje. To naprawdę fajna postać, która zapewnia też jedyny zabawny akcent pierwszego odcinka. Gdy opowiada, w jaki sposób ubrana była śledzona przez nią kobieta, nie sposób się nie uśmiechnąć.

14225_zbrodnia_

STRZAŁ W KOLANO

Nie da się ukryć, że pierwszy odcinek „Zbrodni” jest dużym rozczarowaniem. Zdecydowanie brak mu atmosfery typowej dla kryminału, zwłaszcza serialu, w którym poszczególne części układanki powinny się stopniowo odsłaniać, a wątki zazębiać w spójną całość. Tutaj tych elementów właściwie nawet nie widać, nie mówiąc już o tym, aby w jakikolwiek sposób się ze sobą łączyły. Nie oczekuję od kryminału, aby od pierwszej sceny sprawiał, że siedzę na krawędzi fotela, obgryzając paznokcie (choć byłoby cudownie…), ale napięcie w jakimś (!) natężeniu to po prostu wymóg. W pierwszym odcinku „Zbrodni” właściwie się go nie doświadczy, a to dla twórców kryminałów jest właściwie niczym strzał w kolano. Nie ma tu choćby cienia emocji jak w duńskim „Dochodzeniu”. Bardziej przypomina to póki co „Ojca Mateusza” na gościnnych występach nad morzem…

Obiektywnie przyznać trzeba, że ostatnia scena oraz krótka zapowiedź następnej części dają nadzieję na ciekawszy rozwój wydarzeń. Miejmy nadzieję, w końcu do nich dojdzie, bo twórcy mają coraz mniej czasu na zainteresowanie swoją historią i rozpoczęcie morderczej układanki. Na razie pojawiły się jedynie jej dwa elementy; cała reszta czeka na odsłonięcie. A trzeba to wszystko jeszcze połączyć. Czy starczy im czasu? Oby. Pytanie jednak, jak wielu widzów po obejrzeniu pierwszego odcinka będzie się chciało jeszcze o tym przekonać.

REKLAMA