search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

Zaślepiona

Krzysztof Połaski

19 sierpnia 2013

REKLAMA

Szczerze przyznam, że mam problem z większością polskich reżyserek (ale nie ze wszystkimi, żeby nie było). Po prostu trudno mi uwierzyć w ich umiejętności. Nie zachwyca mnie Małgorzata (nie Małgośka!) Szumowska, która ostatnio stawia na tanie szokowanie. Śmieszy mnie Katarzyna Rosłaniec, która nie potrafi na spotkaniu z widzami wyjaśnić czemu w swoim obrazie zamieściła taką, a nie inną scenę. Nie obroniła się Barbara Białowąs, która po bardzo udanej etiudzie „Moja nowa droga”, zaserwowała nam pamiętny „film o filmie, w ramach filmu”. Na szczęście sytuacja się zmienia, czego dowodem są chociażby wyniki koszalińskiego festiwalu „Młodzi i film”. Dwie ostatnie edycje tej imprezy wygrały filmy wyreżyserowane przez kobiety. Przypadek? Nie sądzę.

O zwycięzcy z roku 2012, czyli obrazie „Być jak Kazimierz Deyna” Anny Wieczur-Bluszcz już Wam pisałem, więc teraz czas na tegorocznego laureata Wielkiego Jantara. Najlepszym debiutem jury uznało film pt. „Zaślepiona” w reżyserii Katarzyny Klimkiewicz. Co warte podkreślenia, sympatyczna reżyserka, została również uhonorowana nagrodą i gratyfikacją finansową za najlepszą reżyserię.

Katarzyna Klimkiewicz swój potencjał zasygnalizowała przy okazji głośnego, krótkometrażowego filmu „Hanoi – Warszawa”. Ten gorzki obraz rzucił inne światło na los Wietnamczyków w Polsce. Ludzi, których tak naprawdę spotykamy bardzo często, a to na bazarze, a to w budce z tanim żarciem. Wszystkich nazywamy „chińczykami” i nawet przez głowę nie przechodzi nam myśl o trudzie, z jakim się borykają, aby dotrzeć do naszego kraju, będącego dla nich swoistym rajem.

Nie bez przyczyny wspominam o „Hanoi – Warszawa”, ponieważ to właśnie to niespełna półgodzinne dzieło przyczyniło się do powstania pełnometrażowego debiutu Katarzyny Klimkiewicz. Ta etiuda na tyle spodobała się Brytyjczykom, iż polska reżyserka dostała propozycję wyreżyserowania pełnego metrażu w Wielkiej Brytanii. Swoją drogą, kto by taką propozycję odrzucił? Co prawda wszystko ma swoje plusy i minusy, więc urodzona w Warszawie pani reżyser musiała zaakceptować fakt realizacji obrazu nie według własnego scenariusza (ale zapewnia, że i tak miała wpływ na jego ostateczny kształt), a także zadowolić się skromnym budżetem w wysokości 350 tysięcy funtów.

W „Zaślepionej” na pierwszym miejscu jest kobieta, Frankie. Pozornie jest twardą panią inżynier, zajmującą się projektowaniem bezzałogowych aparatów latających, potocznie zwanych dronami. Mężczyźni w jej życiu, oprócz ojca, który zaraził ją pasją inżynierską, są tylko gośćmi. Bywają w jej łóżku i niedługo później znikają. Ot, normalne życie nowoczesnego singla i kobiety sukcesu w jednej osobie. Wszystko to jednak pozory, tak naprawdę Frankie, mająca już ponad 40 lat, ma poczucie upływającego czasu i chciałaby, aby w jej życiu zapanowała stabilizacja. Aby wszystko było tak perfekcyjne, jak plany dronów, które przechowuje w swoim laptopie.

Frankie, jako, iż jest wybitną specjalistką, wykłada również na uczelni, gdzie poznaje niezwykle żądnego wiedzy studenta, Kahila. Pozornie, student ten jest taki sam jak inni, odróżnia go tylko żywe zainteresowanie wiedzą na temat śmiercionośnych urządzeń, a także karnacja ciemniejsza od przeciętnego mieszkańca Bristolu. Kolejne spotkanie tych dwojga jest na pierwszy rzut oka przypadkowe, ale pożyczona książka to tylko pretekst. Gdy chłopak wsiądzie do samochodu swojej pani profesor, to już wiemy, że tylko kwestią czasu będzie skonsumowanie znajomości pomiędzy mentorką, a o dwadzieścia lat młodszym studentem.

W tym momencie fabuła wygląda nam na tani romans o związku dwojga ludzi, których dzieli duża różnica wieku. Tyle, że kogo to dzisiaj dziwi lub bulwersuje? Chyba tylko redakcję pewnego portalu, publikującą plugawe teksty na temat Marka Kondrata czy Zbigniewa Zamachowskiego. Na szczęście takie rozwiązanie nie było obecne w głowach twórców, gdyż chwilę później, dość mocno komplikują sytuację.

Kahil jest zaciekawiony budową dronów i ich projektantką, lecz okazuje się, iż tak naprawdę nie jest studentem. To jest jeden z tych momentów, który powinien dać mocno do myślenia Frankie. Jednak, odwołując się do polskiego tytułu tego obrazu, główna bohaterka była już zaślepiona miłością. Im bardziej się zakochiwała, tym więcej odkrywała niejasności z życiorysu swojego muzułmańskiego kochanka. Jeżeli twój mężczyzna zapomniał ci powiedzieć, iż przebywał w zakładzie karnym, a za stronę główną w jego przeglądarce internetowej służy portal dla islamskich ekstremistów, to wiedz, że coś jest nie tak jak powinno.

Największym atutem debiutu Katarzyny Klimkiewicz jest właśnie ta niejasność w relacji Frankie – Kahil, która w efekcie prowadzi do otwartego zakończenia. Każdy widz samodzielnie zinterpretuje intencje i motywacje kierujące bohaterami. Co warte podkreślenia, twórcy uciekli do prostego, lecz skutecznego, zabiegu, zwiększającego dramatyzm i niepewność sytuacji, a mianowicie postanowili nie tłumaczyć arabskich dialogów. Możemy tylko się domyślać o czym Kahil rozmawiał przez telefon.

Przepraszam, że jeszcze raz odwołam się do polskiego tytułu tego dzieła, ale słowo „zaślepiona” doskonale oddaje wszystko to, co widzimy na ekranie. Na pierwszym planie obserwujemy przede wszystkim bohaterkę zaślepioną uczuciem, która w końcu poczuła się ważna i potrzebna. Jednak istotne jest również to, co jest w tle. Film ten pokazuje zaślepiony Zachód, który boi się inności. Odmienność już z definicji jest uważana za coś złego, gorszego, bo innego. Ale scenarzyści sugerują również, iż być może taka prewencja jest wskazana i słuszna. Strach przed Islamem jest obecnie wyczuwalny, rosnąca islamizacja Europy budzi coraz większy sprzeciw. Twórcy nastroje społeczne przefiltrowali przez relację dwojga odmiennych sobie ludzi i pokazali, jak jest rzeczywiście. Brakuje złotego środka, bo albo przyjmujemy coś bezkrytycznie, albo panicznie to odrzucamy.

Realizacja tego obrazu to było wielkie wyzwanie dla Katarzyny Klimkiewicz, która wśród Anglików również była taką „obcą”. Musiała błyskawicznie dostosować się do panujących tam warunków i ta sztuka jej się udała. Dzięki temu tak pewną ręką poprowadziła bardzo dobrą i doświadczoną Helen McCrory, która wręcz błyszczy na ekranie. Kolejne słowa uznania należą się autorowi świetnych zdjęć, Andrzejowi Wojciechowskiemu. Widać było, że mały budżet wymusza pewne ustępstwa, dlatego całość jest taka kameralna, żeby nie powiedzieć klaustrofobiczna, jak pokój Kahila.

„Zaślepiona” to bardzo udany film, który niestety w naszych kinach przeszedł praktycznie bez echa. Wątpię, że koszalińska nagroda zmieni tę sytuację, a szkoda, ponieważ bardzo miło ogląda się Polaków pracujących nie tylko na własnym podwórku. Katarzyna Klimkiewicz nie zawiodła, dlatego już teraz mówię, że widzimy się w kinie na jej kolejnym obrazie. Oby jak najszybciej.

 

REKLAMA