search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

Wstyd

Piotr Gauza

2 marca 2012

REKLAMA

Oscarowa gorączka już powoli staje się przeszłością, tym bardziej, że tegoroczne rozdanie nie wzbudziło większych emocji. Co innego było z momentem ogłoszenia nominacji podczas których Akademia zagwarantowała wszystkim kinomanom kilka poważnych niespodzianek i to zarówno in plus jak i in minus. Zdecydowanie na czele tych drugich była wskazywana przez wszystkich dziennikarzy filmowych nieobecność wśród nominowanych w kategorii najlepszy aktor pierwszoplanowy Michaela Fassbendera za swoją rolę w filmie Wstyd, która wcześniej przyniosła mu między innymi nagrodę na Festiwalu w Wenecji oraz nominację do Złotego Globu. Niestety Fassbender, który coraz głośniej puka do aktorskiej ekstraklasy na swoją pierwszą okazję do walki o statuetkę musi jeszcze poczekać. Teraz polscy widzowie mogą na własne oczy przekonać się czy ten głos oburzenia był słuszny, gdyż ?Wstyd? pojawił się w naszych kinach. Najprościej powiedzieć, że Wstyd jest o filmem o człowieku uzależnionym i jego stopniowym staczaniu się przez to uzależnienie na dno.

No nie! Znowu? – zapyta z pewnością większość widzów. Takich filmów było już na pęczki i trzeba naprawdę zafundować w nim coś wyjątkowego aby zapisał się na dłużej w historii kina. Steve McQueen, twórca znakomitego Głodu (czyli filmu, który zasadniczo odkrył talent Michaela Fassbendera dla kina) miał jednak pomysł na stworzenie filmu niezapomnianego. Przyjrzał się w swojej produkcji uzależnieniu od seksu o którym nie mówiono dotąd w kinie tak głośno. A pokazuje w bardzo przekonujący sposób, ze taki problem jest jak najbardziej realny. W końcu w dobie wszechobecnego Internetu sam dostęp do pornografii najróżniejszego rodzaju jest dziecinne prosty, a już takie nieustanne oglądnie tego może być początkiem uzależnienia. Główny bohater filmu, Brandon jest atrakcyjnym, dobrze sytuowanym mężczyzną, pracownikiem poważnej firmy, dla którego seks jest swoistym motorem napędzającym jego życie. Nieważne czy jest to stosunek z wynajętą prostytutką, masturbacja czy oglądanie filmów pornograficznych, ważne jest dla niego zaspokojenie tego pragnienia. Całe jego życie wywraca się jednak do góry nogami gdy w jego mieszkaniu pojawia się Sissy, jego siostra z którą zaprzestał nawiązywanie jakichkolwiek kontaktów.

Właśnie relacja między tą dwójką jest główną osią wokół której oparty jest film. Brat i siostra są tutaj prawdziwymi antagonistami. On pragnie jedynie zaspokajania swoich popędów, nie szuka związku na całe życie. Ona z kolei rozpaczliwie szuka bliskości, potrafi z nieznanym jej przed chwilą mężczyzną pójść błyskawicznie do łóżka i oczekiwać, że to początek związku. Z kolei jej rozchwianie emocjonalne już niejednokrotnie prowadziło do prób samobójczych. Pojawienie się siostry w życiu Brandona niszczy jego uporządkowany świat w którym czuł się znakomicie, przywołuje bolesne, wyparte ze świadomości wspomnienia o przeszłości, czy przede wszystkim powoduje tytułowy wstyd związany ze swoim postępowaniem. A Brandon nie potrafi się zmienić, porzucić tego trybu życia. Jego próba nawiązania głębszej relacji z tajemniczą koleżanką z pracy, kończy się szybkim rozczarowaniem i równie szybkim odreagowaniem w postaci bezemocjonalnego, aczkolwiek będącego całkowicie przez Brandona kontrolowanego seksu z prostytutką. A to tylko początek stopniowego staczania się głównego bohatera w sferę najbardziej uwłaczających jego godności praktyk seksualnych. Ale wciąż zaspokajających jego najważniejsze potrzeby.

Wszystkie te emocje FENOMENALNIE odgrywa Michael Fassbender wynosząc się swoją kreacja na poziom zarezerwowany jedynie dla największych aktorów. Bardzo dużo mówiło się tutaj o niezwykłej odwadze Fassbendera w dosłownym obnażeniu się przed kamerą na co z pewnością mało który z hollywoodzkich aktorów by się zgodził. Ale przecież nie latanie na golasa decyduje o wielkości tej kreacji. Jest to przede wszystkim niezwykłe przekazywanie emocji, które zawiera się niemal niedostrzegalnych gestach, ukrytych za wydawać by się mogło nieprzeniknioną maską Brandona. Dopiero pojawienie się siostry wyzwala w nim gwałtowniejsze zachowania, wybuchy, pęka cała zasłona za którą starał się szczelnie ukryć swoją pamięć o przeszłości. Ciężko pojąć dlaczego Akademia pominęła tak znakomita kreację, która była absolutnie warta statuetki (sorry Dujardin). Z wielkim kreacjami jest ten problem, że często to na niej opiera się cały film, co niestety nie jest dobre dla filmu (najlepszy przykład to oscarowa rola Meryl Streep w słabym filmie o Margaret Thatcher). Na szczęście Fassbender uzyskał swoisty kontrapunkt w postaci Sissy zagranej błyskotliwie przez Carey Mullingan. Mimo, że w kontekście nagród nie mówiło się o niej tak dużo to trudno nie docenić tej kreacji. Zupełnie inna od tych do których przekonała nas ta aktorka, odważna, brawurowa i nie mniej trudna niż jej kompana z planu. No i mająca swój złoty moment, czyli oczywiście scenę zaśpiewania przez Sissy piosenki New York, New York mówiącej o przeszłości bohaterów więcej niż każdy dialog.

Aczkolwiek dialogi też są znakomite. Nie ma tu może takiej perełki jak pamiętny ponad 20 minutowy dialog głównego bohatera z księdzem w Głodzie, ale znakomicie napisanych, kręconych za pomocą długich ujęć dialogów nie brakuje. Fantastyczną pracę wykonuje także kamera prowadzona przez Seana Bobbitta, który kreuje absolutnie niezapomniane ujęcia i dostarcza wspaniałych doświadczeń wizualnych. Całości dopełnia znakomita ścieżka dźwiękowa na czele że świetnym motywem przewodnim. Wstyd to arcydzieło. Naprawdę nie waham się użyć tego stwierdzenia, gdyż film jest absolutnie kompletny i nie razi mnie w nim nawet często wypominane zakończenie, które mimo sporego dramatyzmu jest jednak dosyć przewidywalne. Kapitalne aktorstwo, świetna strona audiowizualna, masa niezapomnianych scen, ale przede wszystkim tak prawdziwe, szczere, nieudawane emocje. McQueen wyrasta na znakomitego reżysera i trzymam kciuki żeby o jego duecie z Fassbenderem mówiło się kiedyś tak głośno jak o duecie Scorsese? De Niro. A kolejna okazja do zachwytu nad nimi już w przyszłym roku w filmie Twelve Years a Slave, gdzie do obsady dołączył także sam Brad Pitt. Czyżby szykowało się kolejne arcydzieło?

REKLAMA