search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

W szczękach rekina 3D

Filip Jalowski

25 października 2012

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Poważna krytyka filmów pokroju „W szczękach rekina 3D” zawsze mnie odrobinę dziwiła. Weźmy chociażby takiego pana Davida Strattona z australijskiego „At the Movies”. Dorosły człowiek, który prowadzi program telewizyjny w szanowanej stacji, zarzuca filmowi o rekinie zabijającym ludzi w zalanym hipermarkecie brak interesująco rozpisanych postaci, których los emocjonalnie angażowałby widza. Czytając takie opinie zastanawiam się na co autor liczył przed seansem. Szczerze wątpię, że naiwnie oczekiwał filmu z rozbudowanymi psychologicznie postaciami uwięzionymi w śmiertelnej pułapce. Wystarczy spojrzeć na tytuł filmu (w dosłownym przekładzie z oryginału będzie jeszcze bardziej wymowny – „Przynęta 3D”), na dowolny plakat, zwiastun, czy nawet tagline, aby od razu rozpoznać z jakim kinem mamy do czynienia. Poważna krytyka tego typu produkcji po prostu mija się z celem, bo one są złe i głupie z natury. To tak, jakby czepiać się twórców „Blair Witch”, że nie umieją się posługiwać kamerą, bo obraz cały czas skacze albo krytykować gore, bo jest za brutalne. Bezsens.

 

Jeśli nie ma się ochoty na głupi film, w którym rekin zjada ludzi, to seans „W szczękach rekina 3D” mija się z celem. Już od pierwszych minut filmu twórcy wyraźnie dają nam do zrozumienia, że nie mamy co liczyć na kolejne „Szczęki”, czy chociażby porządny thriller. Pierwsza scena przedstawia dwóch kumpli, którzy rozmawiają o sposobie zaleczenia kaca, a potem od razu rekin, krew i trójwymiarowe napisy pływające w morskich głębiach. Zaraz potem wołająca o pomstę do nieba sekwencja napadu na hipermarket, para głupiutkich nastolatków z pieskiem à la Paris Hilton zajeżdżająca do podziemnego parkingu i tym podobne klimaty. Kiedy fala tsunami – bijąca nie tylko rekordy wielkości, ale i pokraczności CGI – uderza w market, czyniąc z niego akwarium wypełnione rekinami i przynętą z ludzi, wiemy, że jedyne czego możemy się spodziewać, to kolejne rozszarpane ciała i dziwne pomysły na wydostanie się ze śmiertelnej opresji.

A pomysły są naprawdę niekiepskie. Dla przykładu przytoczę i zilustruję jeden z najlepszych. Jednym z ocalałych jest umięśniony i bohaterski Azjata, który postanawia wyłączyć zasilanie zagrażające pozostałym (prawo suszarki w wannie – woda i elektryczność to zły pomysł). Pomiędzy poprzewracanymi regałami pływa jednak żarłacz biały, który tylko czeka na to, aż ktoś wpadnie do wody. Nie zapominajmy jednak, że jesteśmy w hipermarkecie, w którym dóbr wszelakich dostatek. Na potrzeby podwodnej ekspedycji zostaje zatem stworzony specjalny kombinezon. Inspiracje designerskie jego twórców mogą pochodzić z różnych porządków. Z jednej strony to Azjata, więc stereotypowo należałoby szukać odniesień w mandze/anime – może „Gudnam Wing”? Może filmowa wiedza uwięzionych klientów jest jednak większa, a główną inspiracją był kultowy „Tetsuo – Człowiek z żelaza”? Istnieje również trop etnograficzny prowadzący bezpośrednio na Syberię, gdzie na początku XIX wieku na podobnej zasadzie konstruowano strój do polowania na niedźwiedzie. Jedno jest pewne, kiedy na głowę bohatera zostaje założony ostatni kosz na zakupy (ujęcie w dużym zbliżeniu), to epickość wzrasta do poziomu dorównującego powstaniu Vadera z „Zemsty Sithów”. Czysta poezja.

 

Podobnych smaczków jest w filmie o wiele więcej. Od wspominanej wesołej twórczości grafików komputerowych, przez niemal surrealistyczne pomysły bohaterów, aż po ich wzajemne relacje oraz zachowanie jednostek. Szczególnie wesołym aspektem jest to, że w „W szczękach rekina 3D” bohaterowie są tak subtelni, jakby pijany Dżepetto wyciosał ich z twardego drewna tępą siekierą. Czarny charakter jest tak zły i demoniczny, że mógłby opętać szatana, a bohaterowie pozytywni są jego idealnym przeciwieństwem. Jest też jeden „szary”, który bez większych turbulencji przechodzi od jednego do drugiego bieguna (standardzik).  

Film daje jednak widzowi to, co ma dawać tego typu rozrywka. Jest sporo scen gore, które nie są znowu jakieś najgorsze. Jest zamierzona głupota, bez której tego typu kino niezwykle ciężko obronić. Jest ujmujące CGI, które od razu odsyła nas do B-klasowych klasyków. Jest całkiem niezła scenografia i charakteryzacja (tu już całkiem na serio). A do tego wszystkiego jest Phoebe Tonkin, na którą całkiem przyjemnie się patrzy. Swoją drogą, Phoebe jest za pan brat z tematyką marynistyczną, ponieważ swoją karierę zaczynała od roli syrenki Cleo w serialu „H2O, wystarczy kropla”. Korzystając z tego skojarzenia na końcu recenzji umieszczę wstępniak serialu, a nie zwiastun „W szczękach rekina 3D”. Dlaczego? Bo właśnie z takim beztroskim nastawieniem, jakim emanuje intro, powinno podchodzić się do oglądania tego filmu. „Wystarczy kropla” (może nie H2O) i na „W szczękach rekina 3D” naprawdę można mieć niezły ubaw.

REKLAMA