search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

W SPIRALI. BEZ AVIOMARINU

Jan Dąbrowski

19 grudnia 2015

REKLAMA

plakatMój znajomy stwierdził kiedyś, że ma problem z filmami Ingmara Bergmana. Odnosi bowiem wrażenie, jakby Szwed popełniał swoje dzieła sam dla siebie, nie licząc się z widzem. O ile różnica zdań sprawiła, że dyskusji nie udało nam się opatrzyć puentą, o tyle zapadł mi w pamięć pogląd kolegi. „Robienie filmów dla siebie”. Jakby się nad tym zastanowić, można potraktować to jako obelgę względem autora. Wytknięcie, że podczas pracy nie uwzględnił odbiorcy swojego dzieła. W sytuacji, gdy taka intymna, autorska wizja jest w stanie zainteresować widza, można uznać seans za udany. Niestety może się zdarzyć, że film będzie stratą czasu, bo przeniesione na ekran wizje okażą się zbyt hermetyczne i nieszczególnie ciekawe, a w efekcie denerwujące. A znużenie i irytacja stanowią najcięższe grzechy, jakie można przypisać filmowi. Skandaliczne wykroczenie względem widza. Niepotrzebne ujawnienie publiczności czegoś, co powinno pozostać w szufladzie w ramach terapii. I właśnie tak można określić projekcję W spirali.

Screen Shot 2015-02-27 at 11.13.12 

Agnes (Katarzyna Warnke) i Krzysztof (Piotr Stramowski) przechodzą kryzys w związku. On jest aktorem, jednak popularności dodają mu tabloidy, gdzie publikowane są jego zdjęcia z kochanką. Wyjazd w Góry Stołowe ma być dla nich chwilą wytchnienia. Ona liczy na naprawę relacji, jej partner wykazuje gotowość, by odejść do innej kobiety. Oboje są na swój sposób nieustępliwi, brak między nimi nici porozumienia. By ukrócić nieprzyjemną rozmowę w samochodzie, zabierają napotkanego autostopowicza, Tamira (Tamir Halperin). Nieznajomy jest bardzo pogodnym, gadatliwym starszym panem o budzącej sympatię aparycji. Skonfliktowana para proponuje, by obcy pozostał z nimi. Łagodna natura i pojednawcze nastawienie mężczyzny może pomóc w uspokojeniu burzliwej relacji Agnes i Krzysztofa. Cała trójka spędza czas na rozmowach – o polityce, prozie życia, filozofii. Żeby uwolnić parę gospodarzy od ich problemów, Tamir proponuje im rytuał, podczas którego wszyscy spożywają tajemniczy, halucynogenny płyn. Do tej chwili budowane jest napięcie, które powinno znaleźć ujście w kolejnych wydarzeniach. Zamiast nastrojowym dramatem, W spirali okazało się niepotrzebnie wydłużoną etiudą, która nie angażuje odbiorcy.

k

W filmie pobrzmiewa wiele znanych motywów, które mogłyby wynikać z kreatywnej inspiracji. Pojawiły się opinie, że W spirali nawiązuje do Noża w wodzie, Pi, czy nawet Pikniku pod Wiszącą Skałą. Bardzo śmiała teza. Równie dobrze można założyć, że każda filmowa scena ze schodami czerpie z najsłynniejszej sceny z Pancernika Potiomkina. Inspiracje inspiracjami, ale nie można mylić ich z przypadkiem. Dzieło Aksinowicza dane mi było obejrzeć podczas wrocławskiego FAF-u, a po projekcji odbyło się spotkanie z Katarzyną Warnke i Piotrem Stramowskim. Odtwórczyni roli Agnes przyznała, że W spirali to obraz bardzo osobisty i istotny dla związku, w którym są, na planie rodziło się  wzajemne uczucie. Jest to niewątpliwie ważne doświadczenie – ale tylko dla nich.

Zakulisowe relacje między aktorami są dla odbiorcy jedynie ciekawostką, o ile w ogóle. Film powinien obronić się sam. Pod tym względem jest nierówny w sposób nie do zaakceptowania. Być może w formie krótkometrażowej efekt byłby znacznie lepszy, jednak stało się inaczej i spędzony na projekcji czas uważam za zmarnowany. Aktorom nie udało się zainteresować widza swoimi problemami, a filozoficzna otoczka zamiast intrygować – irytuje.

O czym by bohaterowie nie rozmawiali, sypią jedynie skrawkami zdań, nie można się doszukać między nimi spójnego dialogu. W założeniu miało to na celu (według Warnke) świadczyć o tym, że para tak dobrze się zna, że półsłówka wystarczą, by się rozumieli. Widz też jest w stanie zrozumieć te rozmowy, jednak nie wyrasta z nich żaden ciekawy konflikt – ich problemy są banalne, oni są banalni – przestają być banalni dopiero wtedy, kiedy zaczynają być chaotyczni (po ziółkach Tamira). I choć wyraźnie twórcom zależało na stworzeniu „podwójnego dna”, ponieśli klęskę na tym polu. W spirali jest nie tylko wtórne, a także mało ciekawe (robienie filmu o tak prostej konstrukcji nie może się udać bez dobrego pomysłu/świetnego aktorstwa, a tego zabrakło). Niestety z pogorzeliska, jakie twórcy zaserwowali widzom, obronną ręką wychodzi tylko dwoje członków ekipy: montażystka Maria Zuba oraz Wojciech Zieliński, którego wspaniałe zdjęcia są jedynym poważnym argumentem, by w ogóle film oglądać. Trudno się dziwić, to ten sam operator, który pracował wraz ze studiem Platige Image przy krótkometrażówce Ambition. Poza tym W spirali zostało zmontowane tak, by wydarzenia przedstawiane były niczym rozciągająca się sprężyna. Bardzo zmyślny zabieg, godny pochwały. Niestety, ani przepiękne plenery Gór Stołowych, ani pomysłowy montaż w żadnym stopniu nie rekompensują irytacji, jaka towarzyszyła mi podczas seansu. Film, który ekipa zrobiła sama dla siebie, lekceważąc widza. Autoterapię należało trzymać w szufladzie.

korekta: Kornelia Farynowska

mmmm

Avatar

Jan Dąbrowski

Samozwańczy cronenbergolog, bloger, redaktor, miłośnik dobrej kawy i owadów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA