search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

Ten niezręczny moment

Krzysztof Połaski

7 maja 2014

REKLAMA

plakat_mDebiutancka fabuła Toma Gormicana – „Ten niezręczny moment” – to film łatwy, prosty i przyjemny. Przy tym jest także zwyczajnie przeciętny, lecz ma jeden atut, który wyróżnia go na tle innych, taśmowo produkowanych amerykańskich komedyjek. Jest nim Miles Teller.

Urodzony w 1987 roku aktor to największa, jeżeli nie jedyna, zaleta tego obrazu. Pochodzący z Pensylwanii chłopak kradnie dla siebie każdą scenę, w której się pojawia i pokazuje kolegom po fachu, że jeżeli chcą sprawdzić się w komedii, to muszą nad sobą jeszcze popracować. Teller na dobrą sprawę nie wykracza poza emploi, jakie wypracował sobie swoimi wcześniejszymi kreacjami.

To dalej ten sam wyluzowany gość z „nieletnich / pełnoletnich” czy „Projektu X”, ale jednocześnie bije z niego ogromna energia. Jest naturalny, niczego nie udaje. Taki Brandon Walsh naszych czasów, tyle, że mniej spięty. Wymarzony kumpel, napiłbym się z nim wódki oraz porozmawiał od serca o życiu i kobietach.

3

Fabuła jest prościutka i przypomina mutację „American Pie”, z tą różnicą, iż akcja nie jest osadzona w świecie licealistów, tylko w życiu facetów zbliżających się do „trzydziestki”. To dobrze sytuowane duże dzieciaki; Jason (Zac Efron) i Daniel (Miles Teller) pracują w agencji reklamowej, natomiast Mikey (Michael B. Jordan), największy romantyk z całej trójki, jest lekarzem. W wolnych chwilach, gdy akurat w ich łóżkach nie czekają rozpalone kobiety, beztrosko przechadzają się po Nowym Jorku z kawą w ręku.

Jak to zwykle w takich produkcjach bywa, skoro mamy grupę przyjaciół, to muszą mieć jakiś wspólny cel lub zawrzeć pakt. I tak też się dzieje. Panowie umawiają się, że nie wejdą w żaden poważny związek i pod żadnym pozorem się nie zakochają, jedynie będą – wybaczcie użycie modnych ostatnio określeń – szpachlować gąski. Każdy z nich jest przecież ostrym dzikiem wyposażonym w ogromny „naganiacz”, więc żadnej nie przepuszczą. Jednak serce nie sługa i trudno będzie wywiązać się ze złożonej przyjaciołom obietnicy.

2

Wszystkiemu winne, oczywiście jak zwykle, są kobiety. Naprawdę trudno dla takich piękności jak Ellie (Imogen Poots) czy Chelsea (Mackenzie Davis), nie stracić głowy, więc w pełni rozumiem bohaterów. Wątki z Brytyjką i Kanadyjką wypadają zdecydowanie ciekawiej niż historia rozpadającego się małżeństwa Mikey’a.

Imogen Poots prezentuje się naprawdę przyzwoicie i aż żal patrzeć, że musi partnerować jej żywy manekin pod postacią Zaca Efrona. Gwiazdor „High School Musical” niby dwoi się i troi, próbuje być zabawny, ale wychodzi mu to dość miernie. Jego postać jest kompletnie niewiarygodna, a on jest sztuczny, podobnie jak plastikowy penis, którego ma na sobie w jednej ze scen. Nawet podczas sekwencji seksu, gdy chce być dominującym samcem, doprowadzającym do tego, że kobiety krzyczą jego nazwisko, bardziej wzbudza poczucie litości aniżeli respektu.

1

Świetny ekranowy duet za to stworzył Miles Teller z Mackenzie Davis. Wyczuwalna jest pomiędzy tą dwójką olbrzymia chemia, dzięki której kupują sympatię widzów. Nie sposób im nie kibicować. Zresztą wątek tej pary jest chyba najciekawszy, gdyż obserwujemy rzecz z pozoru niemożliwą, czyli wyjście faceta ze sfery przyjaciela. Postać Daniela przechodzi największą metamorfozę ze wszystkich – z maczo, mogącego każdej nocy mieć inną w łóżku, staje się mężczyzną wiernym jednej kobiecie, swojej prawdziwej miłości.

Film Gormicana stara się przemycić trochę prawd o współczesnych związkach. Mamy faceta próbującego za wszelką cenę uratować swoje małżeństwo, chociaż sam dokładnie wie, że nie ma to sensu, a uczucie już dawno się wypaliło. Pojawia się również wszechobecny w dzisiejszych czasach Facebook, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy po rozstaniu z drugą połówką przez jakiś czas nie przeglądał jej zdjęć lub nie ciekawiło go życie ex zaraz po zakończeniu relacji.

Reżyser podjął się próby realizacji komedii kumpelskiej połączonej z komedią romantyczną. Mamy tutaj historię trzech niedojrzałych emocjonalnie facetów, bojących się dorosłego życia i stabilizacji, czyli wątki kierowane do współczesnych trzydziestolatków. Z drugiej strony, autor puszcza oko także do ciut młodszych widzów, stąd żarty o viagrze czy nacieranie członka samoopalaczem.

„Ten niezręczny moment” to film, który co prawda nie żenuje (co – w przypadku tego gatunku – wydaje się być sporym osiągnięciem), jednak nie jest to też produkcja, jakiej nie widzielibyście już wcześniej. To już było, i to często podane w dużo lepszej formie. Klisza kliszę kliszą pogania. Jeden Miles Teller wiosny nie czyni.

REKLAMA