search
REKLAMA
Nowości kinowe

SZCZĘŚCIE ŚWIATA. Najlepiej nam było przed wojną

Jan Dąbrowski

24 grudnia 2016

REKLAMA

Szczęście świata można porównać do wypełnionej pachnącym naparem filiżanki z dawnych czasów. Działa na zmysły i pięknie wygląda, jest jednak krucha i można ją zniszczyć jednym agresywnym ruchem. Najnowszy film Michała Rosy koncentruje się właśnie na ulotności i bezpowrotnie utraconej rzeczywistości, przedstawiając Polskę na krótko przed wybuchem II wojny światowej.

Na zlecenie redaktora warszawskiej gazety detektyw Sobański (Tomasz Borkowski) ma odszukać autora przewodników po egzotycznych krainach. Książki są popularne i cenne, jednak nikt nie wie, kto je napisał. Wiadomo tylko tyle, że trop prowadzi do kamienicy czynszowej na Śląsku. Śledztwo dziennikarskie – w gruncie rzeczy pretekstowe – okazuje się w filmie bardziej elegancką ramą kompozycyjną niż głównym wątkiem.

Najwięcej czasu poświęcono barwnej zbiorowości mieszkańców kamienicy. Samotny hodowca opuncji (Krzysztof Stroiński) wyczekuje ich zakwitnięcia. Introwertyczny matematyk-hobbysta Rufin (Dariusz Chojnacki) woli liczyć słupki, niż kochać się z żoną, a dzieci uczy racjonalnego postępowania. Ponura Gertruda (Agata Kulesza) wychowuje młodego Haralda, nie szczędząc mu musztry i upomnień na każdym kroku. Na drugim planie przewija się postać sympatycznego, kulawego recepcjonisty (Przemysław Bluszcz) dbającego o porządek.

Wszystkich bohaterów – choć z przeróżnych powodów – łączy postać pięknej, eterycznej Róży (Karolina Gruszka). Seksualnym wyzwoleniem i czerpaniem radości z życia budzi zazdrość i fascynację reszty lokatorów. Żyjąc w małym świecie kamienicy na uboczu, zbliżają się do siebie i znają dość dobrze, nie tylko przez rozmowy, ale także podglądanie i podsłuchiwanie się nawzajem. Dom napędza rutyna jego mieszkańców – jest nawet sekwencja wykonywanych przez nich czynności, która zmontowana w rytm muzyki przypomina pracę żywego, rozregulowanego mechanizmu.

To hołd złożony francuskiemu Delicatessen Jean-Pierre’a Jeuneta. Nakręcił on również słynną Amelię, gdzie roiło się od elementów realizmu magicznego obecnych także w Szczęściu świata Michała Rosy. Kiedy Gertruda i Harald odwiedzają obłąkaną krewną zamkniętą w zakładzie psychiatrycznym, ta wydaje się mieć nadprzyrodzone zdolności. Mają je tutaj również zapachy, smaki i dźwięki obecne w zamkniętej rzeczywistości. W polskim kinie twórców sięgających po tę specyficzną konwencję jest garstka. Jan Jakub Kolski swego czasu wiódł prym w tej dziedzinie – choćby w nieco naiwnym, lecz ujmującym Jasminum – ostatnio jednak zmienił styl, odchodząc zarówno od elementów fantastycznych, jak i tych racjonalnych. Jego godnym następcą staje się powoli znany głównie z animacji Piotr Dumała, którego Ederly zawiera elementy nadprzyrodzone, lecz osadzone w czarno-białej, kafkowskiej rzeczywistości. Tymczasem w Szczęściu świata kadry Marcina Koszałki wypełniają ciepłe i jasne barwy. W połączeniu z pełnym nostalgii scenariuszem Michała Rosy powstał film wykorzystujący realizm magiczny jako narzędzie mitologizujące przedwojenną rzeczywistość.

To pełen kolorytu świat, w którym strach i niebezpieczeństwo pojawia się wraz z nadejściem nazistów. Pojawiają się na ekranie tylko na chwilę, ale od tego momentu filmowa rzeczywistość zmienia się bezpowrotnie. Wraz z nimi na obrazie dominują chłodniejsze barwy, a bohaterowie zaczynają bać się o swoją przyszłość. I choć następujące potem wydarzenia stanowią preludium do nadchodzącego Holocaustu, nie jest to – jak można by się spodziewać wątek główny. Znacznie większy nacisk reżyser stawia na zmysłową podróż w przeszłość. Tego rodzaju odwrócenie proporcji to w zasadzie nieprzetarty szlak w polskim kinie, gdzie okropieństwa wojny przerobiono na wszystkie możliwe sposoby (nie było chyba tylko musicalu i horroru na ten temat).

Film Rosy jest unikatem, ponieważ koncentruje się na tęsknocie za światem utraconym, przeplatając ze sobą romanse, dramaty i historie mieszkańców starej kamienicy. To rzeczywistość rodem z opowiadań starszych osób, których wspomnienia z czasem przechodzą w legendy o nieistniejącym już świecie.

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Jan Dąbrowski

Samozwańczy cronenbergolog, bloger, redaktor, miłośnik dobrej kawy i owadów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA