search
REKLAMA
Nowości kinowe

SILS MARIA

Jan Dąbrowski

22 marca 2015

REKLAMA

Maria Enders (Juliette Binoche) jest gwiazdą. Zasypywana propozycjami ról, sesji zdjęciowych, kampanii reklamowych, etc. Ceniona i lubiana. Jednak sława nie stłumiła jej delikatności i wrażliwości. Poznajemy ją podczas podróży w Alpy, gdzie odebrać ma nagrodę w imieniu Wilhelma Melchiora – reżysera i scenarzysty, u którego zagrała swoją pierwszą rolę w produkcji Wąż Maloja. Charakter wyjazdu zmienia się, gdy okazuje się, że Melchior zmarł. Mimo to Maria postanawia kontynuować podróż, w której towarzyszy jej asystentka Valentine (Kristen Stewart).

Olivier Assayas sukcesywnie wprowadza widza w kolejne szczegóły – poznajemy okoliczności śmierci Wilhelma, a także coraz więcej informacji o przeszłości Marii. Przygotowania do gali, sama uroczystość i wieńczący ją bankiet stają się tłem ilustrującym wzajemne relacje bohaterki ze swoim dawnym filmowym kolegą – Henrykiem Waldem (Hanns Zischler). W tym czasie Marię odwiedza młody, obiecujący reżyser Klaus (Lars Eidinger) z propozycją kontynuacji Węża Maloja. Oboje wiedzą, że zmarły twórca rozważał nakręcenie drugiej części. Jednak zamiast młodziutkiej Sigrid, którą grała w pierwszym filmie, teraz ma wcielić się w Helenę – dojrzałą kobietę, która dała się uwieść młodej dziewczynie. Taka koncepcja kłóci się z charakterem Marii Enders, która nie potrafi się odnaleźć w nowej roli. Dodatkową przeszkodą dla aktorki jest niemożność wczucia się w homoseksualne uczucie do młodszej dziewczyny. Na domiar złego jej rolę z młodości – postać Sigrid – ma zagrać nastoletnia skandalistka Jo-Ann Ellis (Chloe Grace Moretz). Pobyt w Alpach Maria spędza z asystentką Valentine na spacerach oraz uczeniu się roli, od czasu do czasu pijąc i dyskutując.

Duet Binoche-Stewart okazuje się bardzo dobrym wyborem obsadowym. Każda z aktorek w swoją postać wciela się z naturalną lekkością, relacje między nimi płynnie przechodzą z profesjonalnych w koleżeńsko-przyjacielskie. Obie mają pomysł na swoją bohaterkę, są wiarygodne i na swój sposób każda jest interesująca. Świetnie wypadają sceny „wieczorowe”, gdzie obie panie już są lekko podpite. Z kolei w momentach, gdzie Maria Enders uczy się swojej roli, wyczuwalne jest delikatne napięcie, po części spowodowane zmaganiem się z wymagającym zadaniem aktorskim. Jednak to nie wszystko. Pojawiające się między Marią i Valentine różnice w odczytywaniu postaw bohaterek scenariusza świadczą o ich odmiennych doświadczeniach i światopoglądzie. Są to bardzo dobre oraz ciekawe sekwencje, jednak nie stają się zapowiedzią dalszego rozwoju relacji między aktorką a jej młodą asystentką – powoduje to niedosyt, ponieważ widz zostaje zwiedziony przez reżysera.

Pozostając w temacie aktorstwa – obecna w trzecim akcie Sils Maria Chloe Grace Moretz niestety rozczarowuje. Nastoletnia artystka, która realizuje się zawodowo w komiksowych superprodukcjach, lecz prywatnie jej nazwisko zdobią okładki tabloidów – tak rozpisana postać oferuje szerokie spektrum możliwości, a sama rola mogłaby okazać się spektakularna. Ostatecznie wyszło niezbyt ciekawie. Moretz w każdej swojej scenie sprawia wrażenie mało zaangażowanej w swoją postać, jest jakby nieobecna, a przez to mało interesująca (mimo dobrej zapowiedzi tej bohaterki). Mimo ciekawych scen (gdzie uwydatnia się kontrast między młodszą i starszą aktorką), Binoche właściwie jest bezkonkurencyjna. Niezmiernie szkoda, ponieważ Chloe Grace Moretz pokazała już kilka razy, że potrafi zainteresować swoim aktorstwem – czekam zatem, może z następnym filmem zrobi lepsze wrażenie (bo że umie, to już wiem).

Cała techniczna strona Sils Maria zasługuje na uwagę. Przepiękne zdjęcia plenerowe, kręcone wśród gór i jezior, w pełnym słońcu i ze świetnie dobraną muzyką (w filmie usłyszymy między innymi kompozycje Haendla oraz Jordiego Savalla). Audiowizualna strona filmu nie budzi najmniejszych zastrzeżeń, brak tu niepotrzebnych ujęć, żaden z utworów nie rozprasza widza. Nie ma tu miejsca na eksperymenty, lecz kadrowanie ujęć nie jest też monotonne. W samym filmie wyjaśnione jest także znaczenie tytułu, który w oryginale brzmi Clouds of Sils Maria. Otóż przez miasteczko Sils im Engadin w regionie Maloja przechodzi nietypowe zjawisko – pod wpływem warunków atmosferycznych chmury zbijają się w podłużny kształt i przemieszczają nisko między wzniesieniami kształtującymi teren. Z daleka ów efekt przypomina wijącego się węża, stąd nazwa Wąż Maloja. Zjawisko to zostało zarejestrowane przez Arnolda Fancka w 1924r w filmie dokumentalnym Das Wolkenphanomen von Maloja.

Jako całość, Sils Maria Oliviera Assayasa nie jest dziełem złym. Mając dobry wstęp i intrygując widza (zarówno rozwojem wydarzeń jak i relacjami między postaciami) składa obietnicę kulminacji. Poniekąd ma ona miejsce, lecz jest niewspółmierna do wyczekiwanego napięcia. Biorąc pod uwagę, jak świetnym filmem mógłby stać się ten obraz, i porównując to z efektem końcowym, pozostaje niedosyt. Niedosyt i rozczarowanie.

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Jan Dąbrowski

Samozwańczy cronenbergolog, bloger, redaktor, miłośnik dobrej kawy i owadów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA