search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

Senna

Arkadiusz Woch

20 lutego 2012

REKLAMA

Chcę żyć w pełni bardzo intensywnie. Nigdy nie chciałbym cierpieć z powodu kontuzji lub choroby. Jeżeli przydarzy mi się wypadek, wolałbym umrzeć natychmiast…
Ayrton Senna

Tych kilka zdań wypowiedzianych przez Sennę w krótki, ale za to bardzo treściwy, sposób odzwierciedla Jego podejście do życia. Do życia pełnego pasji, ciągłej rywalizacji oraz miłości. Oraz wprost nieopisanego uczucia do prędkości. On nie tylko chciał – on musiał być najszybszy…

Bycie drugim to znaczy być pierwszym, który przegrał. W podobny sposób Ayrtona Senne w swoim filmie chce przedstawić Asif Kapadia: jako dążącego do wytyczonego celu perfekcjonistę, dla którego zawsze liczyło się tylko jedno: zwyciężyć. Kierowcę-geniusza, który chciał osiągnąć więcej niż inni.
Nigdy nie zostawać z tyłu.
Nigdy nie dać się wyprzedzić.
A jeżeli już, to o odzyskanie pozycji walczyć niczym lew, nie szczędząc sił.

Kapadia postawił przed sobą nie lada zadanie, by w niespełna dwugodzinnym filmie zmieścić opowieść o życiu tak niesamowitej postaci, jak Ayrton Senna. Postaci, która za życia stała się gwiazdą, a po śmierci – legendą.

Wygrywanie jest najważniejsze. Wszystko inne jest tylko tego konsekwencją.

Historia opowiadana w filmie rozpoczyna się 21 marca 1960 roku w Sao Paolo w Brazylii wraz z przyjściem na świat małego Ayrtona. Przyszły mistrz świata karierę sportową rozpoczął dość późno – dopiero w wieku 13 lat. Tak jak wielu mu podobnych zaczynał od kartingu – w roku 1977 wygrał SA Kart Championship, a zaraz potem został wicemistrzem Karting World Championship 1979 oraz 1980.

W roku 1980 Senna wyemigrował do Europy, gdzie po raz pierwszy spróbował swych sił w bolidzie jednomiejscowym (Formuła Ford 1600). Odnoszone sukcesy zaprocentowały startami, kolejno w Formułach: Ford 2000 oraz Formule 3. W momencie, gdy te starty przyniosły żniwo w postaci wielokrotnych zwycięstw, oraz w finale zdobyciem przez Sennę tytułu Mistrza F3 kolejnym szczeblem w karierze mogło być już tylko wystartowanie w najbardziej prestiżowej serii wyścigów na świecie, jaką niewątpliwie jest Formuła 1.

 

Dla Senny oznaczało to spełnienie marzeń, dla kibiców wiele niezapomnianych chwil. Taką sama drogę przy realizacji filmu postanowił obrać Kapadia, który, krok po kroku, opowiada historię kariery i życia Senny. W dużej mierze są to oryginalne materiały i informacje, które nigdy wcześniej nie były gdziekolwiek emitowane. Ogromna wdzięczność należy się rodzinie Senny, jego przyjaciołom oraz władzom F1.

Lektor w filmie okazuje się zupełnie zbędny. Kapadia oddaje głos ludziom ściśle związanym ze światem Formuły 1. Oddaje głos także samemu Sennie, co tylko wychodzi filmowi na dobre i powoduje, że film ogląda się w napięciu i z niesłabnącym zaciekawieniem, tym bardziej, że radość zwycięstwa przeplatana jest łzami porażki. Rozkosznie ogląda się Sennę pędzącego z niesamowitą prędkością i wyczuciem po najsłynniejszych światowych torach. Jego genialne manewry często ocierały się o granice ludzkich możliwości.

Nie znam stylu jazdy który nie jest ryzykowny. Każdy z nas musi się poprawiać. Każdy kierowca ma swój limit, mój limit jest troszkę dalej niż innych.

Asif Kapadia pokazuje też prawdziwego Ayrtona Sennę. Nie skupia się tylko na mechanicznym przedstawianiu w chronologicznej kolejności jego sukcesów. Dla dokumentalisty liczy się nie tylko to, jakim był kierowcą, ale przede wszystkim to, jakim był człowiekiem. Senna był bowiem osobą pełną kontrastów: bywał nieobliczalny i wrażliwy, bezwzględny i wielkoduszny. Mimo iż jego całym światem były wyścigi nie potrafił przejść obojętnie obok krzywdy innych. Bywało też tak, że jego zaprogramowany na wygrywanie rozum przegrywał w walce z pełnym brazylijskiego temperamentu sercem…

 Będzie to sezon z wieloma wypadkami, zaryzykuje stwierdzenie że będziemy mieli szczęście jak nic poważnego się nie stanie.

W filmie Kapadii nie brakuje też rywalizacji z Alainem Prostem, największym konkurentem Senny w drodze po kolejne mistrzowskie tytuły. Reżyser serwuje dobrze doprawione danie zawierające praktycznie wszystkie możliwe do pokazania sytuacje zachodzące między tymi kierowcami oraz ich efekty w postaci zdobytych trofeów czy rozbitych bolidów. Na deser dodał archiwalne wywiady z wyżej wymienionymi, w których nie szczędzą sobie tak pochwal, jak i złośliwości.

Te pamiętne słowa Ayrton Senna wypowiedział w 1994 roku. Podejrzewam, że nie śmiał nawet myśleć jak brzemienne i tragiczne okażą się one w skutkach…

 

30.04. – 01.05.1994. Ta data tkwi w pamięci prawdziwych miłośników Formuły 1 jak zadra w sercu. Grand Prix San Marino – to jeden z najtragiczniejszych wyścigów (o ile nie najtragiczniejszy) w całej historii F1. W piątek podczas treningu przyjaciel i rodak Senny, Rubens Barrichello, rozbił bolid i o mało nie wypadł przez bariery. Kolejnego dnia w samochodzie austriackiego kierowcy, Rolanda Ratzenbergera, odrywa się przedni spoiler, który wpada pod bolid. Kierowca traci panowanie nad kierownicą i uderza z dużą prędkością (320 km/h) w betonową bandę. Ginie na miejscu. Na tym jednak nie koniec. W niedziele o 14:00 rozpoczął się wyścig. Już w pierwszej minucie dochodzi do groźnego wypadku. Części karoserii bolidów porozrzucane są po torze, a koło jednego z aut odrywa się i trafia w trybuny raniąc 9 osób. Wyścig zostaje przerwany. Widać towarzyszące kierowcom ogromne napięcie…

W tym miejscu chciałbym optymistycznie napisać, że nie chcę zdradzać szczegółów, że nie będę psuł zabawy opisując zakończenie, ale obraz Asify Kapadii nie jest niestety filmem fabularnym. Jest dokumentem pokazującym śmierć Ayrtona Senny a jednocześnie narodziny legendy. Jest swego rodzaju pochwalnym hymnem ku czci najsłynniejszego kierowcy F1, któremu nie dane było tego dnia przekroczyć linii mety. Dramatyzmu tym wydarzeniom dodaje muzyka Antonio Pinto, która swoim brzmieniem jeszcze bardziej potęguje uczucie straty i bezradności widza, który może tylko w bierny sposób obserwować to, co za chwilę wydarzy się na ekranie. Te sceny w filmie ogląda się najtrudniej. Ciężko jest o nich mówić, pisać czy myśleć, nawet mając świadomość tego, że to już się stało i nic, absolutnie nic nie jest w stanie tego zmienić.

Dawno już nie oglądałem filmu dokumentalnego, który w tak poruszający sposób przedstawia jednego człowieka. Człowieka, który dla swojej pasji był gotowy poświecić wszystko, nawet własne życie. Gdyby dane mi było zobaczyć ten film w kinie, na ogromnym ekranie, z dźwiękiem, który podkreśliłby każdą nutę, każdy pomruk silnika, to jako fan wyścigów F1 oceniłbym “Sennę” na 10/10. Niestety dystrybucja filmu rozpoczęła się od razu od wydania na dvd, co w mojej ocenie skutkuje mocnym 9/10. Zdecydowanie polecam.

REKLAMA