search
REKLAMA
Recenzje

Ostatnia rodzina

Łukasz Budnik

24 września 2016

REKLAMA

Byłem jeszcze dzieckiem, gdy rodzice zabrali mnie na wystawę obrazów zorganizowaną przez lokalne muzeum. Pamiętam, że wpatrując się w kolejne utrwalone na płytach pilśniowych wizje może nie do końca potrafiłem zinterpretować, co widzę, ale dzieła artysty działały bardzo dobrze już w samym aspekcie wizualnym i tak, zrobiły na mnie wrażenie, bo z taką formą i tematyką jeszcze się wcześniej nie zetknąłem.

Jakiś czas później słuchałem opowieści ojca o ukochanym zespole, Depeche Mode, i radiowym spikerze tłumaczącym na żywo teksty piosenek tegoż zespołu. Ojciec nagrywał jego audycje i spisywał sobie potem te polskie przekłady do zeszytu – nawet gdy mówił o tym po latach, to widać było ekscytację, że miał za młodu możliwość poznania, o czym śpiewają jego idole, a ja nie umiałem nie docenić gościa, który zaznajamiał nastolatków z dobrą muzyką i pozwalał im rozwijać tę pasję.

Zdzisław i Tomasz Beksińscy. 2/3 rodziny, której miałem wczoraj okazję zajrzeć do mieszkania.

Beksińskich poznajemy w 1977 roku. Rodzice – Zdzisław i Zofia – mieszkają wraz ze swoimi matkami w mieszkaniu na warszawskim osiedlu. Tym samym, na które właśnie wprowadza się ich syn, Tomek. Kamera podąża za bohaterami i podgląda ich w różnych sytuacjach, a widz razem z nią. Obserwujemy zarówno jednostki – starszego z Beksińskich przy pracy nad kolejnymi obrazami, młodszego w jego mieszkaniu, niepotrafiącego uporać się z własnym „ja”, szukającego ukojenia w muzyce i filmach, wreszcie Zosię Beksińską, na której twarzy widać całą troskę, jaką otacza męża i syna – jak i rodzinę w komplecie. Nie jest to nachalne podglądanie – rozmów, a czasem i kłótni Beksińskich słuchamy często z przedpokoju, nieraz skupiając uwagę wyłącznie na jednej osobie, ale i w formie domowych nagrań namiętnie tworzonych przez Zdzisława, który nie omieszka udokumentować każdego bez wyjątku momentu z życia, nawet jeżeli nie jest to moment, który by się do takiego dokumentowania kwalifikował.

rodzina-1

Relacje i stosunek bohaterów do siebie nawzajem poznajemy więc nieco fragmentarycznie. Mogłoby to być traktowane jako wada, ale film Matuszyńskiego, pokazując stosunkowo mało, mówi jednocześnie bardzo dużo. Prawie trzydzieści lat zostaje tu podzielone na fragmenty dziejące się w kilkurocznych odstępach, ale nie przeszkadza to w odbiorze.

Nie potrzebuję wiedzieć, w jaki sposób Tomek załapał posadę tłumacza filmowego czy spikera radiowego. Nie zastanawiam się, jak wyglądał proces tworzenia pierwszego obrazu Zdzisława. To nie o tym jest ten film. To fascynujące studium psychiki i relacji złożonych osobowości, objawiające się nie tylko w błyskotliwych, lotnych dialogach, ale też w wypunktowanych, choć drobnych niuansach. Pomimo tych kilkuletnich przeskoków między kolejnymi scenami ja wiem, co oni w danym momencie czują, wiem, jakie mają pragnienia, bo widzę to w ich oczach i gestach.

Zresztą mówią też o tym, bardzo szczerze – pomimo całej tej dysfunkcji, która panuje w ich gronie, wciąż czuć, że to faktycznie jest rodzina. Zmęczona sobą, obarczona dużym ciężarem, ekscentryczna, ale nadal wspierająca się w jakiś sposób i chcąca dla siebie nawzajem jak najlepiej, nawet jeśli oznacza to dość kontrowersyjne rozwiązania, szczególnie te proponowane przez Zdzisława.

rodzina-2

Bardzo naturalnie odnajdują się w tym aktorzy. Miałem okazję posłuchać na żywo Dawida Ogrodnika, który dzielił się ze słuchaczami sposobami na przygotowanie do roli i atmosferą na planie. Z przekazu wynikało jasno, że każdy z występujących na kilka miesięcy wsiąkł w swoją postać i nie wychodził z niej nawet po zakończeniu dnia zdjęciowego. Oni stali się Beksińskimi i choć brzmi to jak banalny frazes, to jednak jest w istocie widoczne na ekranie.

Andrzej Seweryn jest klasą samą w sobie – jest w jego grze tyle naturalności i swobody, tyle tak idealnie wypowiedzianych kwestii, że łapałem się na tym, że nie wiem już, czy pokazywany na fantastycznie spreparowanych materiałach archiwalnych Zdzisław to postać czy aktor. Jest poczciwy, ale i ekscentryczny. Sam mówi, że ukrywa cechy, które boi się wyciągnąć na światło dzienne. Nie jest jednoznaczny i jest to świetne.

Wspomniany wyżej Ogrodnik absolutnie magnetyzuje i przyciąga do ekranu. Szarżuje, ale nigdy nie wychodzi poza granice. Tomasz Beksiński to w jego wykonaniu postać tragiczna – człowiek obarczony problemem psychicznym, tak zafascynowany światem filmu i muzyki, tak duży pasjonat, że świat rzeczywisty absolutnie nie spełnia jego oczekiwań i prowadzi ku nieuchronnemu końcowi. Widać u Ogrodnika błysk w oku, gdy tłumaczy na żywo Szpiega, który mnie kochał, gdy puszcza w radiu utwór zespołu Yazoo czy Ultravox na dyskotece i widać zrezygnowanie i smutek, gdy mówi rodzinie w absolutnie znakomitej scenie wspólnej rozmowy, że on już chyba tak naprawdę umarł.

Nieco bardziej w tle jest tutaj Aleksandra Konieczna jako Zofia, ale to bardzo dobra, choć wyciszona rola i przede wszystkim rzuca ciekawe światło na samą Beksińską, która jawi się tutaj jako spoiwo łączące całe to niemal groteskowe szaleństwo gnające w familii, martwi się o męża i syna, a przy tym jest najbardziej przyziemną z postaci i kontrastem dla uwydatnionej ekscentryki Zdzisława i Tomka, a dzięki temu i osobą najbliższą widzowi.

rodzina-3

Ciekawym kontrastem dla rodziny, ale też dla obrazów Beksińskiego, jest samo ich otoczenie. Zostaje zresztą ten kontrast zauważony w samym filmie przez postać Andrzeja Chyry, który dziwi się, odwiedzając mieszkanie Beksińskich, że jest ono tak zwyczajne. Bo faktycznie, ktoś mógłby pomyśleć że twórca tak wyglądających dzieł z całą pewnością mieszka w proporcjonalnie niepokojącym otoczeniu. Tymczasem nie, tak samo jak Zdzisław jest na wierzchu poczciwym panem zafascynowanym możliwościami technicznymi kamery, tak jego mieszkanie jest miejscem, w którym mógłby mieszkać każdy z nas (swoją drogą oddanie jego wyglądu w stosunku do tego, co widać na prawdziwych nagraniach, to mistrzostwo). To jeszcze bardziej sprawia, że czujemy się jak gość w ich domu. Wniosek po odwiedzinach?

Fascynująca wizyta u fascynującej rodziny. Dojrzały, świadomy film biorący na tapet wcale niełatwe zagadnienie, jednocześnie subtelny, ale i mocno dający po głowie, w której zresztą zostaje. Podobnie jak obrazy Zdzisława Beksińskiego, które oglądałem dawno temu w muzeum. Robi wrażenie.

Łukasz Budnik

Łukasz Budnik

Elblążanin. Docenia zarówno kino nieme, jak i współczesne blockbustery oparte na komiksach. Kocha trylogię "Before" Richarda Linklatera. Syci się nostalgią, lubi fotografować. Prywatnie mąż i ojciec, który z niemałą przyjemnością wprowadza swojego syna w świat popkultury.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA