search
REKLAMA
Festiwal

Moje córki krowy – Gdynia 2015

Miłosz Drewniak

24 września 2015

REKLAMA

69e98a4cd4dc22a55508d6c29211b322Mieliśmy w tym roku na festiwalu w Gdyni aż trzy filmy o dobrym umieraniu: laurkowe i przaśne Żyć nie umierać Macieja Migasa, bezczelnie jadące na popularności Tomasza Kota, zaskakująco dobrą Chemię Bartosza Prokopowicza i entuzjastycznie przyjęte przez festiwalową publiczność Moje córki krowy w reżyserii Kingi Dębskiej. Wszystkie trzy tytuły łączy słodko-gorzkie ujęcie tematu, próba rozładowania związanej z nim traumy poprzez katartyczny humor. Dzieli je natomiast fakt, że taki zabieg nie wszędzie zadziałał. W filmie Migasa nie zadziałał wcale, w debiucie Prokopowicza okazał się miłą odmianą, natomiast w Moich córkach krowach – i powołuję się tutaj na żywe reakcje współwidzów – po prostu rozwalił.

Komediodramat rodzinny to najlepsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy. Film opowiada o przeciętnej polskiej familii – skonfliktowanej, choć mimo wszystko sympatycznej. Jej seniorzy – odgrywani przez Małgorzatę Niemirską oraz absolutnie przebojowego, emanującego uroczym zdziadzieniem i aktorską charyzmą Mariana Dziędziela – podupadają na zdrowiu. Matka trafia do szpitala po rozległym wylewie. Wkrótce potem lekarze diagnozują nowotwór mózgu u ojca. Sytuacja zbliża od dawna skłócone siostry – błyskotliwą i życiowo rozgarniętą Martę (świetna Agata Kulesza) oraz Kasię (Gabriela Muskała), histeryczkę i głuptasa. Ewoluująca relacja sióstr jest osią filmu, wyznaczaną przez rodzinne przejścia i niesnaski – opiekę nad matką, znajdującą się w stanie (by użyć określenia jej lekarza) wegetatywnym, coraz bardziej agresywne zachowanie ojca, a także rywalizację rodzeństwa o jego miłość.

0004IZOLH8S9VOT4-C122

[quote]Moje córki krowy mają w sobie niespotykany w podobnych produkcjach autentyzm.[/quote]

Film Dębskiej, mimo że zadedykowany jej rodzicom, nie popada w tanią laurkowość, nieznośne przerysowanie. Jest laurką w innym, jak najlepszym sensie – najpiękniejszym prezentem dla mamy i taty. Relacje poszczególnych bohaterów cechuje ambiwalencja, typowa dla rodzinnych stosunków, dzięki czemu dzieło pozbawione jest psychologicznych fałszów. Ta ambiwalentna emocjonalność doskonale wybrzmiewa na ekranie dzięki znakomitym kreacjom aktorskim: wspomnianych Mariana Dziędziela, Agaty Kuleszy i Gabrieli Muskały, jak również prawdziwej ozdoby filmu – Marcina Dorocińskiego w roli nieudacznego męża Kasi.

Dębska nie bawi się w wyrachowane manipulacje. Nie wyciska łez i nie sypie żarcikami jak z rękawa. Jako autorka jest szczera. Mówi o tym, jak w rodzinie jest; opowiada o trudnych chwilach, rzeczach znanych z autopsji, a charakterystyczna, słodko-gorzka tonacja kiełkuje sama z siebie – bez kalkulacji i niczyjej asysty. Moje córki krowy nie są historią z egzystencjalnym morałem; nie uświadczymy tu wyrazistej puenty. Gdy seans dobiegnie końca, zamiast pouczającego palucha i związanej z nim pretensji, poczujemy się przez twórców utuleni. Jest ciężko, do cholery, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA