search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

MIA MADRE – recenzja nowego filmu Morettiego prosto z Cannes 2015

Maciej Niedźwiedzki

16 maja 2015

REKLAMA

Nanni Moretti kręci kino intymne. Bardzo osobiste i bezpośrednie. Często opowiada o samym sobie. W szczery sposób przedstawia swój świat, to w jaki sposób na niego patrzy. Zazwyczaj sam nich również grywa, dzięki czemu filmowy bohater całkowicie zlewa się z figurą reżysera. Kino Morettiego jest też na swój sposób specyficzne, pomimo oszczędności w wykorzystaniu środków filmowego wyrazu. Włoski autor unika jakiejkolwiek inscenizacyjnej ornamentyki, realizuje filmy formalnie wręcz banalne. Może właśnie dzięki temu nawiązuje tak bliski kontakt z odbiorcami? Ciągle w pamięci mam fascynujący w swojej prostocie Dziennik intymny. To chyba autorskie credo Morettiego. Nie potrafię również wymazać z pamięci Pokoju syna – głębokiej refleksji nad rodzinną tragedią.

Laureat Złotej Palmy w Cannes ostrożnie obserwuje swoich bohaterów, malutkami kroczkami do nich się zbliża, nie ingerując w swobodną narrację. Nie dramatyzuje na siłę przebiegu zdarzeń. Wydaje się, że Moretti kręci niewinne kino, które zrealizowałby każdy amator. Dzięki tej realizacyjnej strategii jego filmy, jak mało które, są lustrem odbijającym prawdziwe życie.

1427390655566_MIA_MADRE_FTG_47_corretta_

Mia Madre zrealizowane jest w nieco innym stylu od wspomnionych dwóch tytułów Morettiego. Nie tylko od strony technicznej, ale również emocjonalnej tonacji. Sam fabularny koncept jest interesujący. Główną bohaterką jest reżyserka o imieniu Margherita – w przejmującej, wartej festiwalowej aktorskiej nagrody, kreacji Margherity Buy. Poznajemy ją w trakcie realizacji kolejnego w jej karierze filmu. Ma do dyspozycji wysoki budżet, kosztowne lokacje, zatrudnia sporo statystów i korzysta z profesjonalnego sprzętu. Dodatkowo do głównej roli sprowadza na plan Barry’ego Hugginsa, aktora z Ameryki. Margherita jest osobą artystycznie spełnioną, jej życie zawodowe wypełnione jest sukcesami.

Nieco inaczej mają się sprawy w życiu prywatnym, życiu rodzinnym. Z realizacją filmu zbiega się choroba jej matki, z którą łączy ją silna emocjonalna więź. Na ten trudny okres przyjeżdża do niej jej były mąż z ich córką. Przy matce nieustannie obecny jest równiez brat Margherity (Nanni Moretti). W tym przypadku jest postacią drugoplanową. W zupełnie inny sposób niż jego siostra mierzy się z praktycznie pewną śmiercią ich rodzicielki.

maxresdefault (4)

[quote]Mia Madre utrzymane jest w podobnym nastroju do Pokoju syna. Moretti przepracowuje uczucie nieuchronnego, wiecznego rozstania.[/quote] Z pomocą kilku perspektyw (ma do dyspozycji kilku członków rodziny) opisuje duchową żałobę – stara się uchwycić tę tworzącą się pustkę, której doświadczamy, będąc świadomi ostatnich spotkań z bliską nam osobą. W tych partiach film Morettiego jest poważny, może nawet dostojny. Wyciszony i reżyserowany z typową dla Włocha wrażliwością.

Ten dramatyczny ciężar kontrapunktowany jest przez liczne komediowe sytuacje, do których dochodzi na planie reżyserowanego przez Margherite filmu. Ekipa ma bowiem ogromny kłopot z okiełznaniem i zapanowaniem nad spontaniczną, nieprzewidywalną osobowością Burry’ego Hugginsa (świetnie obsadzony John Turturro). Tylko dzięki wyczuciu Morettiego, jego lekkiej reżyserskiej ręki, te dwie składowe Mia Madre doskonale do siebie pasują. Mimo że znajdują się na emocjonalnych biegunach, to wspólnie tworzą spójną opowieść.

Na ogromne brawa zasługuje przede wszystkim Buy, która odnajduje się na obu tych planach – przy szpitalnym łóżku umierającej matki i zabawnych przepychanek słownych z amerykańskim aktorem. To rola kompletna, w której nie wyczuwam ani grama fałszu. Mia Madre trochę brakuje, by sprostać wysokim oczekiwaniom. Czasami Moretti popada w niepotrzebną ckliwość, innym razem muzyka za wiele sugeruje. Jest to to jednak kino mądre, inteligentnie napisane, często zabawne i szczere.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA