search
REKLAMA
Nowości kinowe

MAPY GWIAZD. Zgniły owoc pożądania

Jan Dąbrowski

12 listopada 2014

REKLAMA

Maps-to-the-stars-teaser-posterMłoda dziewczyna, Agatha (Mia Wasikowska), przyjeżdża z Florydy do Hollywood. Chce poznać to miejsce, ma także nadzieję na znalezienie pracy. Ma także swoje prywatne sprawy, którymi chce się zająć. Są to kwestie równie tajemnicze co blizny po oparzeniu, którymi jest naznaczona.

 Podczas swojego pobytu Agatha poznaje Jerome’a, kierowcę piszącego scenariusz (Robert Pattison), Benjiego, bezczelnego nastolatka-gwiazdora po odwyku (Evan Bird) i Havanę – podupadłą aktorkę ze zwichrowaną psychiką (Julianne Moore). To tylko część z grona barwnych postaci, które przewiną się podczas seansu najnowszego filmu Davida Cronenberga. Twórca ten przyzwyczaił widzów do dzieł niepokojących, penetrujących głęboko ludzkie fobie i perwersje. W pewnym okresie wykorzystywał w tym celu środki wyrazu typowe dla horroru klasy B, obecnie ewoluował do eleganckiego formalnie psychologicznego dramatu. Nie porzucił jednak ani ulubionych tematów, ani charakterystycznego spojrzenia na nie (choć tym razem scenariusz nie jest autorstwa Cronenberga).

W Mapach gwiazd najostrzej do tej pory dostaje się tytułowym gwiazdom, a całe Hollywood przedstawione jest jako siedlisko hipokrytów, dewiantów i wszelkiej maści obłudy. Rozwydrzone dzieci, zakłamani rodzice, producenci wykorzystujący wszystko i wszystkich. Młoda bohaterka przy nich wszystkich okazuje się najbliższa normalności. Gdy Aghata dostaje pracę u Havany (dzięki twitterowej znajomości z Carrie Fisher), od tego momentu fabuła się rozwarstwia. Z jednej strony śledzimy dalsze poczynania Agathy i poznajemy kolejne informacje o jej celach i przeszłości. Reszta filmu to w zasadzie przegląd hollywoodzkich dziwadeł i ich przywar. Cronenberg zręcznie wbija szpileczki tam, gdzie wywoła to najmocniejszy efekt. Wytyka środowisku gwiazd filmowych metody zakulisowych targów o rolę, przekraczanie granic nie tylko moralnych, ale też dobrego smaku i ludzkiej godności. Wszystko to jest ujęte w krzywym zwierciadle, niemniej jednak większość ukazanych sytuacji przypomina strony tabloidów.

Słowo o aktorstwie. O ile Mia Wasikowska była, jest i (miejmy nadzieję) będzie bardzo zdolną aktorką, w Mapach gwiazd została zdyskredytowana przez absolutnie wspaniałą kreację Julianne Moore. Jej Havana to niestabilna emocjonalnie aktorka z kompleksami i traumą z dzieciństwa (w czym odegrała rolę jej matka zagrana przez Sarę Gadon). Szeroki wachlarz emocji i stanów psychicznych Moore przedstawiła sugestywnie i wiarygodnie, płynnie przechodzi od głębokiej rozpaczy do niepohamowanej euforii. Brak nominacji do Nagród Akademii Filmowej będzie dużym przeoczeniem. Obecni na drugim planie John Cusack i Olivia Williams wiarygodnie budują swoich bohaterów – pozornie szczęśliwe małżeństwo z problemami – jednak nie są to kreacje przełomowe.

Technicznie film jest prawie bez zarzutu. W zespole pojawiają się nazwiska nadwornych Cronenbergowskich współpracowników: Howard Shore, Peter Suschitzky, Carol Spier. Wszyscy spisali się bardzo dobrze, warstwa audiowizualna cieszy zmysły. Jedynym omsknięciem technicznym jest krótka, lecz istotna scena z udziałem CGI, która wygląda bardzo źle. Jako całość Mapy Gwiazd to udany obraz. Celnie piętnuje hollywoodzkie przywary, pozostawiając miejsce na osobisty dramat bohaterki. Umiejętnie budowany nastrój i napięcie nie mają jednak ujścia, ponieważ zakończenie filmu jest niewspółmiernie skromne. Zabrakło w ostatnich scenach tego, na co widz czeka przez prawie każdy seans – dobrego, odpowiednio mocnego rozwiązania.

Avatar

Jan Dąbrowski

Samozwańczy cronenbergolog, bloger, redaktor, miłośnik dobrej kawy i owadów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA