search
REKLAMA
Nowości kinowe

Mama

Filip Jalowski

17 października 2014

REKLAMA

mommy-posterPisanie o Xavierze Dolanie powoli staje się kłopotliwe, bo ile razy można zaczynać recenzję od stwierdzenia, że Kanadyjczyk z filmu na film staje się twórcą dojrzalszym, bardziej świadomym, po prostu lepszym. Wiele osób wciąż odrzuca jego kino, dopatrując się w nim pochwały homoseksualizmu, postrzegając jego filmy jako coś, co określić można mianem przejawu kina LGBT (jak mętne by to określenie nie było). Takie szufladkowanie jest dla Dolana zdecydowanie nieuczciwe, ponieważ reżyser nikogo nie chce uświadamiać, nie chce wojować i wpływać na kształtowanie światopoglądu swoich widzów. Nie jest również jedynie, tu kolejny często powtarzający się zarzut, hipsterem, który klei ze sobą ładne obrazki i modne piosenki, całkowicie zapominając o wartościowej treści. Homoseksualizm nigdy nie jest tematem filmów Dolana, to część jego rzeczywistości, która nigdy nie dominuje ogólnego wydźwięku tworzonych przez niego filmów. Filmów, zaznaczmy to raz jeszcze, coraz lepszych.

Walcząca o tegoroczną Złotą Palmę Mama to kolejny Dolanowski strzał w dziesiątkę. Zdawało się, że po świetnym Tomie twórca musi zaliczyć w końcu małą wpadkę, stworzyć film nieco gorszy od swojej poprzedniej produkcji. Czas zweryfikował jednak te przypuszczenia. Opowieść o niełatwej relacji pomiędzy samotną matką a nadpobudliwym i skłonnym do agresji synem jest swoistym komentarzem do fabularnego debiutu reżysera. Zabiłem moją matkę przedstawiało świat widziany oczami nastolatka stojącego na progu dorosłości, odkrywającego własną seksualność i walczącego o swoją tożsamość. Matka staje się w tym filmie symboliczną ofiarą, jaką należy ponieść w celu pomyślnego ukończenia rytuału przejścia. Opiekuńcza matka-przyjaciółka z czasów dzieciństwa z dnia na dzień zmienia się we wroga, kobietę mającą na celu kontrolę życia syna i kreowanie go na wymyślony przez siebie obraz. Dolan dość świadomie (jak na dwudziestolatka) podkreśla ambiwalencję tej relacji, niejednokrotnie wskazując na to, że perspektywa syna jest mocno wykrzywiona, podyktowana gówniarskim przekonaniem o własnej nieomylności. W Mamie patrzymy na świat oczami kobiety wychowującej dorastające dziecko, które sprawia o wiele więcej problemów, aniżeli Hubert z fabularnego debiutu. Przedstawiając tego typu relację z drugiej strony, Dolan niejako rehabilituje obraz matki wykreowany w filmie z roku 2009. Okazuje się, że prócz symbolicznego uśmiercenia rodzica, na pewnym etapie życia konieczne jest również zabicie własnego potomstwa.

mommy1

Diane (Anne Dorval) musi zdecydować się na ten krok, aby uciec z klatki ograniczającej ją na każdym poziomie dorosłości. Niezrównoważony psychicznie syn (genialny Antoine-Olivier Pilon) działa niczym siła hamująca jej rozwój. Ilekroć życie zaczyna powoli poruszać się w odpowiednim kierunku, za oknem znów pojawia się twarz potomka, chwilami roześmiana i pełna miłości, sekundę później skrzywiona przez grymas niemożliwego do okiełznania gniewu. Choroba Steve’a pełna jest emocjonalnego okrucieństwa, ponieważ większość wybuchów agresji spowodowana jest bezgraniczną, momentami nieco chorą, miłością do matki. Właśnie dlatego, klatka Diane jest coraz ciaśniejsza. Z jednej strony kobieta doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie potrafi okiełznać wybuchowego temperamentu syna, z drugiej wie, że ten oddałby za nią życie, ponieważ jest dla niego jego najważniejszym elementem. Toksyczna relacja nieustannie zmienia swoją dynamikę. Raz jest lepiej, raz gorzej, momentami doskonale. Dolan sprytnie przekazuje widzowi uczucia z tym związane. Przez większość część filmu obraz uwięziony jest bowiem w kwadracie znajdującym się na środku ekranu. Ogromny obszar czerni znajdujący się po jego prawej oraz lewej stronie przytłacza widza, wywołuje wrażenie ograniczenia i zamknięcia. Istnieją jednak momenty, w których drzwi wizualnego (w przypadku widza) i emocjonalnego (w przypadku bohaterów) więzienia uchylają się. Wtedy na ekranie zaczyna dziać się prawdziwa kinowa magia.

mommy2

W Mamie Dolan usuwa się na bok, pojawia się na planie jedynie w krótkim epizodzie. Oddanie pola Dorval, Pilonowi i Clément to bardzo dobra decyzja, tym bardziej, że twórcę doskonale wyczuwa się po drugiej stronie kamery. Reżyser wciąż umiejętnie uwodzi widza obrazem oraz dźwiękiem (niewiele osób ma w dzisiejszych czasach takie wyczucie filmowego rytmu, teledyskowe wstawki Dolana są osobnymi, małymi arcydziełami). Nie jest to jednak ten sam typ flirtu, z jakim mieliśmy do czynienia jeszcze kilka lat temu, w przypadku chociażby Wyśnionych miłości. Dolan nie tworzy już jedynie filmów ładnych, jego narracje (zresztą świetnie skonstruowane) przedstawiają widzom coraz bardziej złożonych bohaterów, którzy obijają się od ścian coraz bardziej skomplikowanych mikroświatów. Mama, to kolejny po Tomie, przejaw twórczej dojrzałości Kanadyjczyka. Zdolny dzieciak dorósł, stając się tym samym jednym z najciekawszych, o ile nie najciekawszym, reżyserem młodego pokolenia. Ostatnimi czasy Dolan coraz częściej wspomina o tym, że chce zrobić sobie przerwę od kina i zająć się nauką. Miejmy nadzieję, że to jedynie kokieteria, bo po obejrzeniu Mamy chce się po prostu więcej. Rewelacyjne kino.

REKLAMA