search
REKLAMA
Nowości kinowe

Labirynt kłamstw

Filip Jalowski

22 stycznia 2016

REKLAMA

Powojenna historia Auschwitz istotnie jest labiryntem. Wśród jego korytarzy od lat błądzą historycy, filozofowie oraz ofiary, które pragną złożyć swoje świadectwa. Europa długo nie potrafiła poradzić sobie z piętnem Holocaustu, które do dziś pozostaje otwartą i niegojącą się raną. Niektóre rzeczy po prostu wymykają się racjonalnej analizie. Nie sposób rozprawić się z nimi za pomocą siły ludzkiego rozumu. Ten fakt absolutnie nie usprawiedliwia jednak milczenia. O Auschwitz, mimo upływu lat, wciąż należy mówić i pamiętać, mimo tego, że słowa grzęzną w gardle, a myśli pragną uciec w innym kierunku.

Niemiecki Labirynt kłamstw stara zmierzyć się z czasami, w których z milczenia usiłowano stworzyć sposób na poradzenie sobie z wojenną klęską. Zapomnienie miało być drogą prowadzącą do odbudowania roztrzaskanej razem z murami Berlina niemieckiej tożsamości. Niektórzy nie godzili się jednak na wznoszenie gmachu nowego państwa na kłamstwie. Drugi proces oświęcimski, osądzający na terenie Niemiec zbrodniarzy uczestniczących w obozowej machinie zagłady, stanowił istotny punkt w zmianie niemieckiej polityki względem zbrodni okresu II wojny światowej. Film Giulia Ricciarelliego opowiada właśnie o tych wydarzeniach. Niestety, nie do końca radzi sobie z ciężarem tematyki, z jaką postanowił się zmierzyć. Refleksja nad winą, pamięcią i odpowiedzialnością za świadomość przyszłych pokoleń częstokroć ginie w nim pod natłokiem dość tanich i ogranych chwytów, które sprowadzają historię na tory detektywistycznej opowiastki o wielkim człowieku, który rzuca wyzwanie złu całego świata. To stanowczo zbyt mało, aby w dzisiejszych czasach mówić o Auschwitz.

labirynt1

Wszystko zaczyna się dosyć ciekawie. Widz zostaje wprowadzony w powojenną sytuację Niemiec i dowiaduje się, że duża część młodszego pokolenia, pamiętającego wojnę jedynie ze skrawków dziecinnych wspomnień oraz nielicznych opowieści rodziców i dziadków, zupełnie nie zdaje sobie sprawy z ogromu tragedii, jaki miał podczas niej miejsce. Ich kraj rozwija się w dobrym kierunku, ludziom żyje się dostatnie, spoglądanie wstecz dla wielu traci sens. Z takim podejściem do sprawy zderzony zostaje główny bohater filmu, Johann Radmann, który w trakcie wykonywania prawniczej roboty trafia na akta oprawcy z Auschwitz. Gdy młody mężczyzna orientuje się, że podejrzany o serię morderstw mężczyzna pracuje obecnie jako nauczyciel w lokalnej szkole, a wszelkie jego winy zostały w zasadzie zapomniane, postanawia postawić go przed sądem. W trakcie pracy nad sprawą szybko orientuje się, że nie wie nic na temat obozowej rzeczywistości, a po ulicach chodzi znacznie więcej osób, które w trakcie wojny odpowiadały za okrutne morderstwa oraz znęcanie się na więźniami. Jego życiowym celem staje się doprowadzenie do zbiorowego procesu oprawców.

Niemiecki Labirynt kłamstw stara zmierzyć się z czasami, w których z milczenia usiłowano stworzyć sposób na poradzenie sobie z wojenną klęską.

Do tego momentu film jest zajmujący. W minimalistyczny i elegancki sposób przedstawia bowiem prywatny proces dochodzenia do prawdy o wojnie. Gdy Radmann orientuje się, z jaką skalą zbrodni ma do czynienia, Labirynt kłamstw dokonuje jednak gwałtownego zwrotu w kierunku klasycznej historii, w ramach której wybitna jednostka zaczyna zatracać się w swojej krucjacie w imię prawdy. Oczywiście, pod jej nogami wciąż pojawiają się kłody rzucane przez przeciwników, a jej umysł zaczyna myśleć jedynie kategoriami związanymi z wykonywanym zadaniem, przez co cierpią najbliżsi. Wszyscy znamy to doskonale z setki innych produkcji. Pod natłokiem teatralnych zmagań bohatera Auschwitz staje się jedynie zbrodnią majaczącą gdzieś w tle. Równie dobrze można by je zastąpić serią morderstw wykonanych przez seryjnego mordercę, któremu przez kilka lat udawało się wodzić służby za nos. Efekt byłby ten sam.

labirynt2

Mimo zmarnowanego potencjału, Labirynt kłamstw wciąż ogląda się jednak stosunkowo sprawnie. Głównie dzięki bardzo solidnej stronie wizualnej. Zdjęcia, montaż, scenografia i kostiumy działają na zdecydowaną korzyść filmu. Odpowiedzialny za kwestie operatorskie Martin Langer, mający na swoim koncie chociażby bardzo dobrze sfotografowaną Białą Masajkę, potrafi wydobyć z opowieści nieco mroku i niepewności nawet wtedy, gdy scenariusz wędruje w kierunku hollywoodzkiej historyjki o superbohaterze zamkniętym w ciele przeciętnego, szarego człowieka. Jeśli nie jesteście wrażliwi na ten aspekt kinowego warsztatu, powinniście sobie Labirynt kłamstw raczej podarować.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA