search
REKLAMA
Nowości kinowe

Gra tajemnic

Tekst gościnny

22 lutego 2015

REKLAMA

Autorem recenzji jest Łukasz Kałużyński. 

Oglądanie Gry tajemnic podobne jest do flirtu z atrakcyjną, elegancko ubraną, farbowaną blondynką, która ma na sobie ładny makijaż i gładką cerę. Na pierwszy rzut oka jest tajemnicza i czarująca. Rozmowa z nią doskonale się klei, a wino w jej obecności nie chce się skończyć. Szkoda tylko, że relacja ta nigdy nie zostanie należycie skonsumowana. Dziewczyna ma bowiem problem z temperamentem. Czarowanie w jej wydaniu pozbawione jest wyrazu, a w oczach brakuje iskry. Żadnych płomieni, żadnych piorunów ani gradobicia.

Gra pozorów

Gdyby w jednej krótkiej frazie podsumować to, co dzieje się przez niemal dwie godziny na ekranie, to można rzec, że mamy do czynienia nie z Grą tajemnic, lecz z grą pozorów, czy też może grą imitacji. Jak na ironię nazwa ta jest znacznie bliższa angielskiemu tytułowi. Przez cały seans film kusi i uwodzi widza, obiecując ujawnienie wielkiej tajemnicy. Obietnicy tej jednak nie dotrzymuje. I nie chodzi tutaj o przekłamania historyczne, które podniosły wrzawę na Filmwebie (mam na myśli głównie marginalizację polskiego wkładu w rozszyfrowanie Enigmy). Nie chodzi również o wątek homoseksualny, który tak mocno zbulwersował niektórych użytkowników. Ktoś – nawiasem mówiąc, dosadnie – napisał na forum, że Morten Tydlum nakręcił „kolejny film o pedałach”. Czy rzeczywiście? A nawet jeśli tak, to co z tego? Ktoś inny dał publiczności do zrozumienia, że Grą tajemnic zachwyca się jedynie procentowa garstka biznesowych celebrytów takich jak Mark Zuckerberg, Eric Schmidt (szef Google). Być może film ten robiony był pod konkretną śmietankę towarzyską. I co z tego? Dywagacje nad tym, czy film powinien być bardziej psychologiczny, biograficzny, historyczny czy wojenny nie mają tutaj większego znaczenia. Ostatecznie dobre kino umie bronić się samo.

[quote]Niestety Gra tajemnic jest jak ta blondynka bez wyrazu – sama bronić się nie umie. Potrzebuje usprawiedliwień i takie też znajduje.[/quote]

3038521-poster-p-1-ruff-brilliant-imitation-game-code-breaker-embodies-7-lessons-in-creativity

Ulotny flirt ze światem sekretów

Flirt ze światem sekretów jest w Grze tajemnic ulotny i iluzoryczny. Bo czym są właściwie owe sekrety? Czy chodzi o wyżej wspomniany homoseksualizm Turinga? Może o złamanie przez dzielnego angielskiego naukowca kodu Enigmy? A może w końcu o rozprawkę na temat tego, że posiadanie informacji równoznaczne jest z posiadaniem władzy wyższego rzędu. WOW. Niesamowite. Zaiste, niezgłębiony to dzisiaj sekret. Informacja to władza. Władza to informacja. Głębokie. Czuję się w tym wypadku bardzo oświecony i muszę się nad tym przełomem intelektualnym poważnie zastanowić. To zmienia wszystko. Gra tajemnic – nie dla idiotów.

Homoseksualna melodrama

Wracając jednak do należytej recenzenckiej powagi… Na początku sam Turing szepcze do ucha widzowi słowa mądrości: „Ja mam kontrolę, ponieważ wiem o rzeczach, o których ty nie masz pojęcia.” O jakie rzeczy chodzi? O konstrukcję skomplikowanej maszyny deszyfrującej? Chyba tak. Jeśli tak, to pojawia się pytanie. Czy film powstał po to, aby oglądać walkę z Enigmą? Idźmy dalej. Może chodzi o opowieść o szaleństwie geniuszu w stylu Pięknego umysłu? Przysłuchując się mądrym dialogom bohaterów, okazuje się, że nie bardzo. To może chociaż film powie coś mądrego odnośnie nieszczęsnego wątku homoseksualnego? Może, ale widz nie dowie się więcej niż wie z kolorowych tabloidów i telewizji. To może jakaś mała scena batalistyczna na poprawę nastroju? To film o wojnie, racja? Twardy realizm – to jest to. Hm… Nie. Bo sceny dramatu wojennego są zdawkowe i zarysowane tylko w tle. Ale wiecie co? Mamy dla was piękną aktorską melodramę. Zapomnijcie o Enigmie. Zapomnijcie o wojnie. Zaczarujemy was po hollywoodzku. Tak zdają się mówić z ekranu twórcy filmu.

I tego jest w filmie aż nazbyt dużo – melodramatycznej zamieci. Świecenie w stronę widza oślepiającym, wyżerającym umysł sentymentalizmem. Aż do skutku. Aż popłynie pierwsza łza masowego odbiorcy. Aż twórcy wyrwą upragnioną statuetkę. Należy im się, a co tam! To gra o serca mas. Gra o serca mas i historia o gnębionym geniuszu. Trochę narcystycznym, trochę pozbawionym poczucia rzeczywistości – jednakże genialny. Brawa, proszę. Dla aktorów i dla nas – twórców (by the way – pamiętajcie o naszych nominacjach!).

The-Imitation-Game-Movie-New-Pic-2

Przyjmując jednak nad wyraz poważną minę obiektywnego recenzenta, należy podkreślić, że aktorstwo, mimo wszystko, wciąga. Role Keiry Knightley i Benedicta Cumberbatcha, czy też Matthew Goode’a, mimo sentymentalnego mizdrzenia się do widza, mają specyficzny czar. I nawet na chwilę można zapomnieć, że gdzieś wsiąka pod ziemię realizm postaci – liczy się czarowanie. Czuć chemię. Czuć wdzięk.

[quote]Reżyser działa według melodramatycznej maniery w stylu: „Nie lubicie Enigmy, polubicie chociaż głównych bohaterów i ich chemiczną więź”. Być może ten zabieg ratuje wątek Turinga. W żadnym razie nie ratuje jednak filmu jako całości.[/quote]

Dziewczynka bez ognia i zapałek

I tak też właśnie trwa ten letni flirt ze wspomnianą wyżej blondynką. Trochę zawieje wietrzyk, za chwilę poświeci słonko, a na koniec dnia i tak zawiśnie na niebie jasny, świecący księżyc. Wszystko w tej historii jest tak pięknie wychuchane i wydmuchane. Reżyser traktuje swoje dzieło jak najdroższe dziecko – jest nad wyraz opiekuńczy. Nie pozwala mu się przewrócić. Nie pozwala pobrudzić spodenek. Nie pozwala igrać z ogniem i zapałkami. Ostatecznie więc to, co pozostaje, to ładna scenografia, jeszcze ładniejsza muzyka i dobra gra aktorska, no i oczywiście boleśnie przewidywalny scenariusz. Wszystko jest tutaj zgrabną prowizorką w amerykańskim stylu. Od początku do końca wiemy, że oglądamy film i tylko film.

IG-17

Ktoś sili się tutaj bez dwóch zdań na „czar par”, który ładnie pachnie na początku, ale zaczyna mdlić pod koniec. Brak tutaj zwrotów akcji, brak również aktorskiego ryzyka i gęstej atmosfery, podobnej do wspomnianego wyżej Pięknego umysłu. Jest jednak 8 nominacji do Oskara i przychylność amerykańskich krytyków filmowych (mocno zaciskam zęby i z niedowierzaniem kiwam głową w geście zupełnej rezygnacji). I choćby nawet sam Mark Zuckerberg mówił, ze film jest genialny, choćby elitarne grono kinematografii zaciskało swoją stalową pięść w geście protestu na wypisane tutaj bluźnierstwa, to i tak nie ugnę się pod wpływem medialnego monopolu. Ten flirt jest zupełnie bez wyrazu.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA