search
REKLAMA
Nowości kinowe

Don Jon

Maciej Niedźwiedzki

15 listopada 2013

REKLAMA

Kilka lat temu Joseph Gordon-Levitt przebojowo wdarł się do świata filmu. Współpraca z Christopherem Nolanem (Incepcja, Mroczny Rycerz Powstaje) i wcześniejsze przebojowe 500 dni miłości spowodowały, że obecnie ma status gwiazdy. Niewątpliwie bardzo starannie wybiera scenariusze, gra u ciekawych reżyserów. Jest aktorem balansującym na granicy kina komercyjnego i kina pobocza. Obecnie Joseph Gordon-Levitt ma bardzo dużo do powiedzenia w Hollywood. Producenci biją się o jego udział w kolejnych superprodukcjach. Podobnie jak James Franco w końcu poczuł, że bycie aktorem to za mało. Jego pełnometrażowy reżyserski i scenopisarski debiut na pewno umocni jego pozycję. Don Jon jest filmem odważnym i bezkompromisowym. Tytułowy bohater – Jon (oczywiście grany przez Gordona-Levitta) ma dwadzieścia kilka lat, jest niezależny finansowo, ma szybki samochód, przyjemne mieszkanie i niezwykle usystematyzowane życie, a co najważniejsze – jest zdeklarowanym, bezwzględnym materialistą.

Na jego życie składa się jedynie kilka elementów: rodzina, imprezy, przygodny, niezobowiązujący seks, kumple, siłownia i kościół. Jon regularnie, w każdą niedzielę do niego chodzi ale nie wnosi on do jego życia żadnej metafizyki, nie wzbudza poczucia zbiorowości. Podobnie jak siłownia kościół jest miejscem, które po prostu trzeba odwiedzić w tygodniowym grafiku. Głoszone tam słowo nie ma całkowicie znaczenia. Ciekawie i zabawnie przedstawiona jest zależność między tymi dwoma lokacjami: świątyni ciała i świątyni ducha.

Jednak fundamentalne dla jego egzystencji są filmy pornograficzne, od których jest całkowicie uzależniony. Miłość fizyczna jest dla niego substytutem oglądanych namiętnie w internecie filmów. Każdy kolejny stosunek utwierdza go w zdaniu, że video jest lepsze. Dlatego swoje partnerki traktuje przedmiotowo. Często powtarzane Barbarze zdanie „You’re the most beautiful thing I’ve ever seen in my life” jednoznacznie określa stanowisko Jona. Główny bohater żyje tylko i wyłącznie w świecie przedmiotów i towarów – nie ma potrzeby szukania nowych doświadczeń. Nie chce od życia niczego więcej. Taki stan nie będzie jednak trwał bez końca. Z czasem pozna cierpiącą, zagubioną Esther (przekonująco zagraną przez Julienne Moore). Znajomość z nią zmusi go do refleksji nad sobą, a następnie niechętnie wprowadzanych zmian.

don jon

Mimo ogromu cech wątpliwych i negatywnych Gordon-Levitt lubi swojego bohatera i chce by podobnie postrzegał go widz. Jon oczywiście jest aroganckim szpanerem, ale ma w sobie jednak sporo uroku, poczciwości. W dziwactwie i pokraczności jest uczciwy wobec siebie. Dzięki temu, kolejne perypetie Jona śledziłem z dużo ilością empatii do głównego bohatera.

Koniecznie trzeba zwrócić uwagę na dwie solidne role aktorskie. Esthera w kreacji Julienne Moore niesie ogromny ładunek emocji. Otwiera przed Jonem drzwi do świata o którym ten nie miał pojęcia, że istnieje. Trudno od Julienne Moore oderwać wzrok. Nie będę zaskoczony nominacją do Oscara. Scarlett Johansson grająca Barbarę stara się, ale wypada blado przy starszej koleżance. Nie sądze by była to wina wyłącznie scenariusza. Barbara nie musiała tylko pięknie wyglądać. Wydaje mi się, że muza Allena niestety zlekceważyła swoją rolę i bohaterkę.

don jon

Po pierwsze jednak jest Gordon-Levitt, który w roli Jona jest wprost doskonały. Aktor idealnie balansuje między komicznością a dramatycznością. Smakuje się każdą z nim scenę, a praktycznie nie schodzi z ekranu. Całkowicie wyczerpuje potencjał tej postaci. Jest to rola totalna. Przypuszczam, że z czasem będzie postać kultowa. Opuści swój filmowy rodowód i stanie się symbolem pewnego stylu życia i cech charakteru. Nie ukrywam, że finał filmu jest łatwy do przewidzenia. Zresztą sugerował już to sam zwiastun. Nie uważam jednak by była to wada Dona Jona. Z nawiązką rekompensuje to mocno odczuwalna szczerość z jaką ten film powstawał i zaangażowanie jego twórców. Obraz Levitta ma w sobie świeżość i pozytywną energię.

Debiutujący reżyserzy często starają się nadać swoim filmom ekstrawagancki wizualny rozmach. Starają się podkreślić swój styl – rozpoznawalny charakter pisma. Tą drogą idzie również Gordon-Levitt: stosuje agresywny i dynamiczny montaż, używa ujęć z specyficznych kątów. Przez to, film jest zadziorny i ma szybkie tempo. Z pomocą tych środków, reżyser ciągle stara się podkreślić swoją obecność. Miejscami jest to zbyt nachalne. Wierzę jednak, że Gordona-Levitta głównie interesuje człowiek. Nie jest tak radykalnym estetą jak Nicolas Winding Refn. Dla Levitta sam obraz nie stanie się tematem dzieła.  Mam nadzieję, że przy kolejnym projekcie nie popełni tego samego błędu, co Duńczyk przy Only God Forgives. 

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA