search
REKLAMA
Czarno na białym

KAFKA

Krzysztof Walecki

22 kwietnia 2016

REKLAMA

Lubię przeglądać filmografię Stevena Soderbergha. Nie chodzi w tym przypadku o jakość poszczególnych filmów bądź całości jego twórczości; jest to reżyser o niepodważalnym statusie, zdobywca najbardziej prestiżowych nagród, przyjaciel światowych festiwali, z wieloma kasowymi sukcesami na swoim koncie. Na jego dorobek składają się jednak filmy tak różne, tak odmienne gatunkiem, konwencją, a nawet stylem (co zaskakujące, gdy mowa o reżyserze, który często jest również autorem zdjęć i montażystą swoich dzieł), że nietrudno zadać sobie pytanie o potrzebę tej ciągłej zmiany i różnorodności. Nawet w przypadku wysokobudżetowych produkcji można odnieść wrażenie, że Soderbergh próbuje się z materią filmową, wciąż eksperymentuje, szuka właściwej (albo niewłaściwej) oprawy dla kolejnych scenariuszy, jakie realizuje. Nie ufam mu zupełnie, ale często zaskakuje mnie swoim podejściem do tematu i odwagą, aby snuć opowieść w kontrze do standardowej narracji.

1991 Kafka (fra) 01

Ci, którzy słysząc tytuł Kafka (1991), wyobrażają sobie biografię słynnego pisarza, mogą być zaskoczeni filmem przyszłego twórcy Ocean’s Eleven. W ujęciu Soderbergha autor Procesu nie różni się zbytnio od bohatera swojej najsłynniejszej książki, Józefa K. Absurd dnia powszedniego splata się z niecodzienną sytuacją kryminalną, a niejako w centrum tego wszystkiego tkwi niby przypadkiem Kafka, do którego jakimś dziwnym trafem nikt nie zwraca się Franz. Mamy tu do czynienia z filmem swobodnie wykorzystującym fakty z życia pisarza, ale umieszczającym go w świecie rodem z jego twórczości.

Tytułowy bohater (o porządnej twarzy Jeremy’ego Ironsa) ma nudną pracę biurową, znajomych, którzy śmieją się z jego niecodziennych pomysłów literackich, oraz ciekawski stosunek do świata. Zniknięcie kolegi z kancelarii nie tyle burzy spokojny tryb życia Prażanina, co popycha go do działania. Wkrótce Kafka staje oko w oko z czymś dużo bardziej bestialskim i nieprzewidywalnym niż biurokracja.

Tę ostatnią uosabia przede wszystkim wścibski służbista Burger (Joel Grey), ale jest też podejrzliwy – i podejrzany – inspektor Grubach (Armin Mueller-Stahl), jakby niechętny poznaniu prawdziwych okoliczności zniknięcia kancelarzysty. Gospodyni domu tegoż lubi przeszukiwać jego osobiste rzeczy pod nieobecność ich właściciela, niespecjalnie przejmując się Kafką jako świadkiem całego procederu. Jego nowi asystenci zaś, bliźniacy o całkowicie przeciwstawnych charakterach, bardziej przeszkadzają niż pomagają swojemu przełożonemu, co każe zastanowić się nad tym, w jaki sposób otrzymali tę pracę. Świat, w którym przyszło pisarzowi żyć, już jest skrzywiony, wywrócony na drugą stronę, karykaturalny. Nic więc dziwnego, że wyczulony na to bohater reaguje nie tylko wyraźnym ożywieniem na absencję kolegi w pracy, ale i zdenerwowaniem, gdy dwaj nieznajomi mężczyźni podają sobie ręce po dziwnym stwierdzeniu „a zatem Kafka”. 

[quote]Czyżby ktoś specjalnie obrał go sobie za cel? A może jest po prostu ofiarą własnej wyobraźni?[/quote]

Soderbergh ma dużo sympatii dla swojego bohatera, znajdując w Ironsie idealnego odtwórcę roli wcale nie tak udręczonego Kafki. Jego postać nigdy nie przypomina ofiary, niezrozumianego biedaka, który męczy się w zastanej rzeczywistości. Być może jej nie rozumie, kwestionując zasady nią rządzące, lecz nie zamierza się poddać odgórnie przyjętym szablonom. Do życia podchodzi z ciekawością i często humorem, stanowczością, gdy chodzi o wyznawane poglądy i zaskakującą determinacją. Ale jest też, niejako przepisana z jego dzieł, bezradność i niewiara w skuteczność jakichkolwiek działań. I ta smutna konstatacja, że ostatecznie, cokolwiek by Kafka nie zrobił, nic się nie zmieni.

Ci zaznajomieni z twórczością niemieckojęzycznego pisarza odnajdą w filmie wspólne motywy, liczne odwołania, cytaty i – a jakże! – atmosferę paranoi i osaczenia. Ale ten hołd dla wielkiego literata jest w mniejszym stopniu zabawą dla wtajemniczonych, a w większym autentycznym pytaniem o miejsce człowieka w rzeczywistości, która wydaje mu się obca i wroga.

[quote]Soderbergh dopatruje się zależności między pisarstwem Kafki a prawdziwym światem, w którym przyszło mu żyć.[/quote]

Film szczęśliwie nie dopowiada, czy wyobraźnia głównego bohatera bierze swoją pożywkę z realności, czy też oglądana codzienność jest w jakimś stopniu skażona jego fantazjami. Być może zaś postać grana przez Ironsa jest już bohaterem nie swoich koszmarów, lecz czyichś innych, bardziej odpychających i nieludzkich.

Kafka walczy z potwornością, o jakiej sam się rozpisywał. Złowrogi doktor Murnau (nieprzypadkowy dobór nazwiska) uosabia bezduszne dążenie do tego, aby z człowieka ostało się samo ciało, a umysł dał się zniewolić i ujednolicić. Usunięcie jednostkowości prowadzi do totalitaryzmu, jakiego prawdziwy Kafka nie zdążył doczekać, choć jaki antycypował w swojej twórczości. Soderbergh i scenarzysta Lem Dobbs sprytnie wykorzystują podjęte przez pisarza tematy, fakty z jego życia (niełatwe relacje z ojcem, prośba o spalenie wszystkich jego nieukończonych dzieł, życie w pojedynkę z wyboru) i atmosferę międzywojennej Pragi, w której zresztą film został praktycznie w całości nakręcony, budując historię bardzo w duchu autora Zamku, choć nie wyzbywając się przy tym ambicji rozrywkowych. Ten nie do końca czarno-biały thriller ogląda się być może lepiej, niż czyta się dzieła pisarza, w czym wydatnie pomaga stylizacja na ekspresjonizm niemiecki i kino noir (pogoń ulicami Pragi przypomina podobne sceny z Trzeciego człowieka Carola Reeda). Również rewelacyjna muzyka Cliffa Martineza zbliżona jest w warstwie instrumentalnej do słynnego motywu przewodniego z filmu z Orsonem Wellesem. Ten zresztą dawno temu sam zekranizował Proces, co tylko umacnia te związki.

kafka

Kafka zapoczątkował trudny okres w twórczości Soderbergha, który po wielkim sukcesie swojego debiutu Seks, kłamstwa i kasety video (1989) miał wyjątkowy problem z zainteresowaniem publiczności i krytyki swoimi kolejnymi filmami. A przecież powstało wtedy nie tylko wysmakowane dzieło z Ironsem, ale i wspaniały Król wzgórza (1993), opowieść o szybkim dojrzewaniu w czasach Wielkiego Kryzysu; oba te tytuły wciąż czekają na ponowne odkrycie. Musiała minąć prawie cała dekada, aby Soderbergha znów doceniono, a obrazem, który odmienił losy jego kariery, było Co z oczu, to z serca (1998), czyli pierwszy flirt tego twórcy z Hollywood. Od tamtej pory utalentowany reżyser nie pozwala o sobie zapomnieć, co jakiś czas obwieszczając wszem i wobec, że kręcić już nie będzie (na ten moment jego emerytura ogranicza się tylko do kina), ale na szczęście swoich pogróżek jeszcze nie spełnił.

O tym, jaki to nieprzewidywalny artysta, niech świadczy fakt, że parę lat temu zapowiedział powrót do Kafki, polegający na dokrętkach (już ponoć powstałych), napisaniu nowych dialogów, przemontowaniu całości i zdubbingowaniu go w języku niemieckim. W zasadzie otrzymamy wtedy nowy film. Trudno nie dopatrzeć się w tym jakiejś przewrotnej ironii – oto poprawiony ma zostać film o pisarzu, którego najsłynniejsze dzieła to te nieukończone i w takiej formie nieakceptowane przez swojego twórcę. I jak tu ufać Soderberghowi?

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA