search
REKLAMA
Nowości kinowe

Babcia Gandzia

Karolina Boroń

13 lutego 2014

REKLAMA

7584924.3Dawno temu przestałam zastanawiać się nad sensem całkowicie przecież bezsensownych tłumaczeń wielu tytułów zagranicznych filmów na język polski. Idąc na seans filmu pod tytułem Babcia Gandzia, trudno jednak takiej refleksji nie podjąć. Wydając pieniądze na projekcję „dzieła” o tak niejednoznacznie brzmiącej nazwie, można przyjąć dwie postawy: luzaka, przemycającego w kieszeni skręta i oczekującego dobrej, niewymagającej szczególnego wysiłku intelektualnego komedii bądź malkontenta-eksperymentatora, który z ciekawości postanowił odkryć co czai się za tym nieco niefortunnym tytułem.

Wzrastające uczucie zażenowania daje o sobie znać, gdy pojawia się oryginalny tytuł filmu – Paulette, tak fantastycznie sparafrazowany przez polskiego dystrybutora. Tak czy inaczej, każdy kto „w ciemno”, nie czytając wcześniej recenzji Babci Gandzi, wybrał się na seans, z pewnością nie oczekiwał intelektualnych rozpraw, a jedynie dużej dawki humoru. I niewątpliwie niczego więcej Babcia Gandzia nie jest w stanie nam zaproponować. Choć i z humorem bywa różnie. Widocznie dystrybutor takim, a nie innym polskim tłumaczeniem Paulette, chciał jeszcze przed seansem zasygnalizować to, czego każdy widz powinien się spodziewać w ciągu najbliższych dziewięćdziesięciu minut projekcji. Nie zapominajmy również o całkiem sprytnej zagrywce marketingowej dokonanej za sprawą niniejszego tytułu, który z pewnością przyciągnął do kin wielu młodych, wspomnianych wcześniej luzaków, nieskorych do wydawania pieniędzy na projekcje ruchomych obrazów.

353815.1

Babcia Gandzia po początkowych sekwencjach zapowiada się wyjątkowo smacznie. Zaskakuje przemyślanym, złożonym obrazem samotności i nieprzepracowanej traumy po śmierci współmałżonka. Zatwardziałość tytułowej babci, w której rolę wcieliła się zmarła w lipcu ubiegłego roku Bernadette Lafont, jej zgryźliwość, odrzucenie kontaktów ze społeczeństwem i rasistowskie uprzedzenia, nie są zwykłym kaprysem starszej pani, nie biorą się znikąd bądź z tak zwanej starości często traktowanej w kategoriach nieuleczalnej choroby. Wszystkie przyczyny takiego zachowania kobiety są zresztą wyraźnie zasygnalizowane przez reżysera – restauracja, zapewniająca jej dochód i godziwe życie, wkrótce bankrutuje i zostaje przejęta przez imigrantów; czarnoskóry zięć, który odebrał jej ukochaną córkę, pośrednio przyczynił się do pogłębienia depresji po śmierci męża czy wreszcie najniższa emerytura nie pozwalająca opłacić Paulette podstawowych rachunków nie wspominając o zapewnieniu wyżywienia, które musi zdobywać nawet z pobliskich śmietników. To zdecydowanie wystarczające powody do skądinąd specyficznego sprzeciwu wobec losu, który ją spotkał. Jej aspołeczność to tylko pewien mechanizm obronny, skrywający głębokie rozczarowanie aktualną sytuacją życiową. Bohaterka niejednokrotnie przyjmuje postawę nastroszonego jeża, który dzięki swoim kolcom niepozwalającym na bliższe kontakty z kimkolwiek i zadającym ból każdemu kto się do nich zbliży, stara się uniknąć własnych „skaleczeń”.

Pierwsza połowa filmu obfituje w zabawne sceny ukazujące hipokryzję, jad i dewocję starszej pani, wyjętej wprost z realiów polskiej rzeczywistości. Zatwardziałej rasistce paradoksalnie nie przeszkadza to, że jej spowiednik jest czarnoskóry – toż to ksiądz, a ksiądz nie powinien być postrzegany jako zwykły człowiek. Jest dla niej, zgodnie z zasadami chrześcijaństwa, symbolem świętości i wysłannikiem Chrystusa. Komizm sytuacyjny zaczyna jednak tracić na sile wraz z rozwojem fabuły. Z satyry na temat francuskiego społeczeństwa, jego uprzedzeń, lęków oraz jednostkowego portretu samotności i biedy doświadczanej przez tytułową babcię, przekształca się w przewidywalną komedię sensacyjną. Skupienie się na dość nieprawdopodobnej i naiwnie umotywowanej przemianie babci-wiedźmy w sympatyczną i uśmiechniętą babuleńkę, odebrało potencjał tej dość oryginalnie zapowiadającej się historii. Jednak bez wątpienia należy wyróżnić drugoplanowe role przyjaciółek Paulette, prezentujących z niesamowitym dystansem do samych siebie, pełną inteligentnego humoru satyrę starczej zdziecinniałości.

353817.1

Być może do każdego seansu Babci Gandzi, powinny być dodawane jej cudotwórcze ciasteczka. Sądzę, że zaczęłyby działać mniej więcej w połowie filmu, co być może utrudniłoby odbiorcy zauważenie nieprawdopodobnej przemiany babci, nieszczędzącej ckliwych uśmiechów i objęć swojemu znienawidzonemu, ciemnoskóremu wnukowi. Być może akcja odbicia Paulette i jej przyjaciółek z rąk niebezpiecznych gangsterów nie wywoływałaby zażenowania i nie przypominała kiepskich podróbek hollywoodzkiego kina akcji. Być może wreszcie oczekiwania – wzrastające po pierwszej części filmu – nie ulegałyby tendencji wzrostowej. I pozostaje tylko żałować, że potencjał tej zabawnej skądinąd historii, nie został wykorzystany należycie.

Polecam zatem przyjąć postawę numer jeden opisaną w pierwszym akapicie, choć zamiast skręta namawiam do przemycenia dużej dawki optymizmu – nie rodzi problemów i nie przyczynia się do konfliktów z prawem, nie szkodzi zdrowiu i zdecydowanie jest znacznie tańszy.

REKLAMA