search
REKLAMA
Recenzje

OSTATNI CESARZ. Uciec, ale dokąd?

Szymon Skowroński

16 stycznia 2018

REKLAMA

Film jest obłędnie nakręcony. W obiektywie Vittoria Storaro Zakazane Miasto ocieka feerią barw. Najbardziej znaczące są czerwień, pomarańcz i żółć. Czerwony kolor wiąże się tu bezpośrednio z narodzinami, dzieciństwem, a więc może i bezpieczeństwem. W dalszych partiach filmu widzimy czerwoną bramę, która zamyka się przed bohaterem, odgradzając go skutecznie od żony, która poroniła i musiała wyjechać na leczenie. Zresztą chwilę wcześniej poła szaty jednej z sióstr położnych zawija się, odsłaniając czerwoną podszewkę. Co dość ironiczne, czerwone flagi komunistów powiewają na wietrze podczas pochodu, kiedy Puyi jest już starym, nikomu niepotrzebnym obywatelem nowo uformowanego państwa. Kolor żółty przewija się podczas scen młodości i zarezerwowany jest wyłącznie dla cesarza. Roztropny młodzieniec zwraca nawet na to uwagę podczas posiłku z bratem. Kiedy cesarz opuszcza pałac, żółć w filmie zanika i nie wraca. Nawet w scenach wystawnej kolacji w ambasadzie Japonii, złote naczynia i elementy scenografii zostają pozbawione swojego odcienia przez odpowiednie filtry. Wiele scen robi olbrzymie wrażenie rozmachem, aranżacją i wyrafinowanymi ruchami kamery na kranach, obejmujących olbrzymie plany, ale najbardziej zapada w pamięć skromna, rozegrana na pustkowiu scena przejmowania władzy nad utworzonym państwem Mandżukuo. Skromna, pozbawiona blasku, niemal statyczna, oddaje utracony splendor i zwraca uwagę na nieważność tego wydarzenia.

Wizualny przepych bywa wrogiem dobrej historii, bo skutecznie potrafi odwrócić od niej uwagę. Jednak w scenach młodości cesarza ten przepych JEST historią. W późniejszych sekwencjach Storaro i Bertolucci wyraźnie ograniczają kolorystykę, tworząc obraz nieco wyblakły, wyciszony i spokojny. Wybija się z niego zieleń, będąca tu prawdopodobnie wyrazem zmiany – niechcianej i przymuszonej. Pomimo trzydziestu lat na karku film wygląda znakomicie i stanowi niemal podręcznik sztuki operatorskiej.

Ostatni cesarz opowiada tak naprawdę kilka historii w jednej. Jest to obraz przemijającej epiki, dramatyczna opowieść o tragicznych losach postaci rzuconej na wiatr historycznych wydarzeń. W żadnym wypadku nie jest to pomnik bohatera ani laurka na jego cześć – raczej pochwała przeciętności i niewinności, która uwypukla się dopiero w ostatniej scenie. Ta przynosi silne wzruszenie, kiedy widzimy starego Puyi u kresu życia. Po raz ostatni wchodzi na tron – w miejscu, które kiedyś było jego domem. Symbolicznie zamyka swoją historię. Obserwuje go przy tym mały chłopiec – kiedyś niewyobrażalne, ale dziś syn dozorcy zabrania cesarzowi wejść na swój tron! Chłopiec otrzymuje od upadłego władcy prezent w postaci pojemnika, w którym mieszka pasikonik. Niczym kane’owskie sanki, zwierzątko spina klamrą opowieść – bowiem w jednej z początkowych scen, również pasikonikiem zainteresował się młody władca. I to właśnie pojedyncze życie, nawet mało ważne, jest największą wartością tego świata – zdaje się konstatować Bertolucci.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA