search
REKLAMA
Archiwum

FUCKING AMAL (1998)

Tekst gościnny

1 stycznia 2012

REKLAMA

Autorem tekstu jest Karina Kalemba

W “Fucking Amal” jest scena, która ma coś z klimatu MTV Classic (w tle leci stary hit “I wanna know what love is”) albo kina samochodowego (rozgrywa się na tylnym siedzeniu auta): dwie nastolatki całują się. Ale ich pocałunek jest czymś innym niż to, co do tej pory prezentowano w kategorii “kobiece buziaki”. Widzieliśmy komercyjno-całuśne ekscesy Madonny, Britney Spears, Christiny Aguilery, prowokujące “Tatuszki”, erotyczną i wyzywającą Marlenę Dietrich w “Maroku”, lekcję “skutecznego lizania się” u mistrzyni uwodzenia – Sary Michelle Gellar w “Cruel Intentions”. Były też pocałunki wynikające z uczuć np. jak ten Thelmy i Louise. Ale to pocałunek Elin i Agnes jest jednym z piękniejszych kobiecych (choć może raczej dziewczęcych) pocałunków. Bo wzrusza. Bez sztuczności, pozowania, kreowania, aluzji, wymuszenia, bez komercji. Tylko 100% uczucia między dwiema nastolatkami. Ich wzajemna fascynacja, wyczekiwanie z jednej i niepewność z drugiej strony, wyzwolenie od norm społecznych, ograniczeń, długo tajonych emocji i namiętności. A przede wszystkim – pełna naturalność.

Reżyser, Moodyson, poprowadził aktorów tak dobrze, że w każdej scenie (nie tylko pocałunku dziewczyn) są pozbawieni sztuczności i po prostu naturalni w swoich rolach nastolatków, ale też i dorosłych – jak np. Ralph Carlsson grający rolę ojca Agnes, który chce pomóc córce, martwi się o nią, ale w gruncie rzeczy nie wie jak z nią rozmawiać. Młodzi aktorzy są prawdziwi gdy mówią o szkole, imprezach, komórkach a nawet o kakao. Gdy reżyser chce pokazać jak niejednokrotnie puste jest ich życie i oni sami, np. przez ciągłe rozmowy chłopaków o telefonach, to nie robi z nich jednocześnie idiotów, “wiejskich buraków”, nie przerysowuje i nie robi karykatury nastolatków. Pokazuje tylko realny, smutny obraz ich życia. Momentami wydaje się że aktorzy improwizowali – i aż przypomina się “Cześć Tereska” Glińskiego (reżyser sam przyznał, że np. scenę rozmowy na cmentarzu kazał dziewczynom zaimprowizować i po swojemu poprowadzić). W obu filmach znajdujemy przecież wiarygodne portrety młodych ludzi.

Ale o czym jest więc to “Fucking Amal”? Bo zaczęłam od całowania, skończyłam na życiu nastolatków. No bo tak – na pierwszy plan niewątpliwie wysuwa się homoseksualizm dwóch bohaterek – 16-letniej Agnes i 14-letniej Elin. Agnes nie jest popularna w szkole, to wyalienowana dziewczyna, o której każdy wie, że jest “lesbą”. Kocha się potajemnie w Elin. Ta z kolei to dziewczyna ładna, lubiana, ma dużo znajomych, chodzi na imprezy, nie gardzi piciem i ćpaniem. Jednak jej życie zaczyna ją nudzić, wydaje się zmęczona wszystkim, ale jednocześnie pełna życia i chęci do życia, ma marzenia, które niestety brutalnie rozwiewają jej koledzy. Najgorszym koszmarem jest dla niej wizja tego, że spędza całe życie właśnie w Amal, z mężem, który potem zostawi ją dla młodszej. Kontakt z Agnes to coś nowego, coś co zmienia ją i jej egzystencję. Można się zastanowić czy homoseksualizm Elin to nie tylko fascynacja wobec nowej znajomości, próba wprowadzenia czegoś nowego do swojego zastanego świata. A może Elin do tej pory nie była w pełni usatysfakcjonowana ze swojego życia, bo dopiero teraz tak naprawdę odnalazła swoją tożsamość? Jakkolwiek by tego nie interpretować, widzimy i czujemy coś, czemu nie możemy zaprzeczyć – dziewczyny się kochają. Po prostu. Miłość przychodzi nagle.

Ale nie jest to tylko film o szczególnym uczuciu, jest to też swoista synteza życia nastolatków z prowincji, z ich postrzeganiem świata, sposobem bycia; nastolatków, którzy chcieliby się wyróżniać a jednocześnie nie odstawać od grupy; nastolatków z małego miasteczka, których życie wydaje się przesądzone, bez widoków na jakąkolwiek optymistyczną i ambitną przyszłość – Jessica jest z Markusem bo tak już jest i pewnie będzie całe życie, bo w końcu co może czekać ją w tym… Pieprzonym Amal, poza tym, że jej życie ograniczy się do małżeństwa? A co z akceptacją na takiej prowincji? Przecież Elin na początku znajomości pociesza Agnes-lesbijkę, że gdyby mieszkała w Sztokholmie, to mogłaby być z wieloma dziewczynami. Ale w… Pieprzonym Amal nie ma tolerancji, nie ma perspektyw, jest małomiasteczkowość i zacofanie w myśleniu.

Ale w gruncie rzeczy ten film jest przecież bardzo optymistyczny. W przeciwieństwie do wspomnianego już przeze mnie “Cześć Tereska”, przy oglądaniu którego ogarnia nas pesymizm, zwątpienie w przyszłość i nadzieję dla nastolatków z marginesu. Podobnie jest w “Pannie Nikt” Andrzeja Wajdy – historia trzech nastolatek, smutna i przygnębiająca, jednak tym razem nie ma tu aspektu patologii, film Wajdy to raczej psychologiczna obserwacja zachowań dziewcząt, ich psychiki i motywacji. Też jest pesymistyczny w wymowie, bo też pokazuje, że ludzie młodzi to często tak naprawdę ludzie słabi, bez charakteru, tak jak Marysia, która okazuje się tytułową “Panną Nikt”, bez własnego zdania. A w “Fucking Amal” mamy piękne zakończenie, które napełnia dziwnym ciepłem i ulgą, a jednocześnie wcale nie jest przesłodzone. Jest raczej triumfem samodzielnego myślenia, swoich przekonań, własnego szczęścia; buntem wobec norm. Wreszcie widzimy nastolatków, którzy mimo przeciwności potrafią pokazać swoje “ja”. Z filmu przebija wiara w to, że wszystko może się zawsze ułożyć. “Show me the love” to piosenka, która towarzyszy końcowym scenom i która potwierdza, że każda miłość jest piękna i dlatego warto o nią walczyć.


“Fucking Amal” wzrusza, daje do myślenia ale na szczęście nie pozostawia widza na dnie depresji socjologicznej, a otwiera mu okno na optymistyczne aspekty życia. Film dopełnia dobra gra aktorska, muzyka momentami nawiązująca do klimatów rockowych, dobry scenariusz. Wszystko składa się na bardzo dobry film, który warto obejrzeć, zwłaszcza jeśli kogoś nudzi już prosty i jednoznaczny wizerunek nastolatka prezentowanego w komediach amerykańskich.

Tekst z archiwum film.org.pl

REKLAMA