search
REKLAMA
Felietony

Olaboga, zapowiadają sequel PASJI!

Rafał Oświeciński

10 czerwca 2016

REKLAMA

Skrajność – to świetne słowo opisujące Pasję w reżyserii Mela Gibsona.

Jest to jeden z tych filmów, które budzą do dnia dzisiejszego olbrzymie emocje.  Pomijając już samą formę, czyli język aramejski, którym mówili biblijni bohaterowie, znakomite zdjęcia Caleba Deschanela, wyśmienitą muzykę Johna Debneya, to historia męki Jezusa Chrystusa podzieliła widzów na dwa obozy – jedni zachwycili się uduchowioną wizją daleką od bajkowości „Jezusa z Nazaretu”, drugich odrzuciła skrajna brutalność znana z kina gore.

Ja osobiście zaliczam się do obozu przeciwników tego typu wizji, bo jest to jeden z tych filmów, których forma góruje nad treścią: jest nachalna, spycha wartościowy przekaz, dominuje. Nie jestem w stanie dostrzec Boga w widoku mięsa wyrywanego w momencie biczowania; nie zastanawia mnie sens męki na widok tryskającej krwi z przebijanych nadgarstków i donośny jęk torturowanego na wiele sposobów człowieka. Ekstremalne, realistyczne doznania niekoniecznie muszą pomagać w rozumieniu problemu, w empatycznym podejściu do losu bohaterów. „Srbski film” również pokazuje okrucieństwa wojny, ale czy jest z tego powodu wartościowy? Dosłowność zabija przekaz. W ten sposób postrzegam film Gibsona (więcej w mojej recenzji sprzed wielu lat), choć całkowicie rozumiem inne podejście, mniej radykalne, które ma więcej wspólnego z wiarą, której mi brak. Seans „Pasji” kompletnie mnie przemielił i pozostawił w zdumieniu, szoku. Jeśli film może pogłębić osobisty agnostycyzm / ateizm, to Gibson wywiązał się – pewnie nieintensjonalnie – z tego zadania wzorowo.

I teraz ma być sequel.

Nie przesłyszeliście się. Sequel „Pasji”. Objaw sequelozy? Randal Wallace, który jest autorem scenariusza do „Braveheart” oraz najnowszego filmu Mela Gibsona „Hicksaw ridge”, nie ukrywa, że pracuje nad kontynuacją, która będzie traktowała o wniebowstąpieniu.

Potencjał komercyjny? Oryginalne kino religijne, podpisane przez znane nazwiska, a przy okazji będące kontynuacją bardzo głośnego tytułu? Samograj. Może nie tak wielki jak film z 2004 roku,  który zgarnął ponad pół miliarda dolarów na świecie, co do dzisiaj wzbudza zdumienie – to przecież bardzo mocne kino idące pod prąd oczekiwaniom, a  jednak osiągnęło spektakularny sukces kasowy. Tym bardziej znaczący, że zrobiony niezależnie, sfinansowany przez Gibsona (30mln), bez angażowania wielkich wytwórni. Wejście do tej samej rzeki na pewno zostanie zauważone, bo tak oryginalnych filmów na ekranach prawie nie ma (wyjątek to niedawny „Last Days in the Desert”), a kino religijne to w głównej mierze ugrzecznione, telewizyjne banialuki przetwarzane wielokrotnie w ten sam sposób. Wizja Gibsona zdecydowanie się tutaj wybija bez względu na to, jak się ją ocenia. Oczywiście nie może być tak samo drastycznie, bo z tego co pamiętam fabuła na to nie pozwala, ale oryginalny język będzie, piękne zdjęcia gwarantowane, muzycznie również będzie miło.

Czekam więc, mimo że „jedynki” nie znoszę.

Mel-Gibson-Passion-of-The-Christ

Avatar

Rafał Oświeciński

Celuloidowy fetyszysta niegardzący żadnym rodzajem kina. Nie ogląda wszystkiego, bo to nie ma sensu, tylko ogląda to, co może mieć sens.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA