search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

The Heat, Pain & Gain, The Great Gatsby

Rafał Oświeciński

20 grudnia 2012

REKLAMA

Wczoraj (i dzisiaj w nocy) pokazały się 3 zwiastuny przyszłorocznych hitów. “The Heat” pana od “Bridesmaids”, “Pain & Gain” od Michaela Baya i “The Great Gatsby” od Baza Luhrmanna.

Trzeba mieć duży tupet, żeby swój film nazwać w identyczny sposób jak jeden z najlepszych filmów w historii jankeskiej kinematografii. „The Heat” to najnowsze dzieło Paula Feiga, autora niesamowicie przecenianych „Druhen”. Gwiazdą tamtej produkcji była Melissa McCarthy, czyli jedna z niewielu brzydkich bab w mainstreamowych produkcjach, która ze swojej wątpliwej urody robi niezły, bo komiczny, użytek. Chamska, wulgarna, strzelająca brutalnymi one-linerami – śmieszne, nie? W „Gorączce” (to naprawdę nietrafiony tytuł!) zagra obok Sandry Bullock, z którą będzie tworzyła niezgraną parę agent-glina. Zwiastun, który pokazał się dzisiaj (red band), to niegrzeczna wersja „Miss Agent 3” z McCarty, jaką wszyscy kochają. Wszyscy?

Tak jak nie cierpię kina Michaela Baya – nie mam do niego cierpliwości i lubię, gdy mózg od czasu do czasu pracuje podczas oglądania – tak cholernie podoba mi się zwiastun jego najnowszego filmu i to pomimo charakterystycznych dla Baya filtrów, zachodów słońca i realizacyjnego efekciarstwa. Wszystko wygląda na tyle zgrabnie i powabnie, że czuć w „Pain & Gain” ducha najlepszych produkcji Baya, czyli jedynki „Bad Boys” i znakomitej „Twierdzy”.

Mark Wahlberg ostro przypakował do roli, ale to co zrobił z sobą The Rock robi jeszcze większe wrażenie. Facet miał już wcześniej odpowiednie bicepsy, ale tym razem wyrzeźbił się tak doskonale, że stał się czołowym kulturystą Hollywoodu.

Baz Luhrmann powraca. Po bardzo zachowawczej i niesłusznie niedocenianej ”Australii”, nareszcie Luhrmann robi to, co robił zawsze najlepiej – postmodernistyczna, szalona jazda z miłością w tle. „Wielki Gatsby” zapowiada się wybornie – zachwycające są przede wszystkim zdjęcia Simona Duggana, scenograficzny i kostiumowy przepych przypominające „Moulin Rouge”. Świetnie wypada di Caprio i to jego spojrzenie na Carey Mulligan, nigdy wcześniej nie wyglądającą piękniej. Tyle sugeruje trailer. A to, co sugeruje, zapowiada jeden z najoryginalniejszych filmów przyszłego roku.

 

Avatar

Rafał Oświeciński

Celuloidowy fetyszysta niegardzący żadnym rodzajem kina. Nie ogląda wszystkiego, bo to nie ma sensu, tylko ogląda to, co może mieć sens.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA