search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

ŻÓŁTA CEGLANA DROGA #7

Darek Kuźma

13 stycznia 2016

REKLAMA

Biedny Leo, musiał dla trzeciego Złotego Globu odmrozić sobie tyłek i walczyć z komputerowym niedźwiedziem, który wedle obiegowej opinii przejawiał ponoć różne dziwne ciągoty. Ciekawe, czy było warto? I czy zainicjowana w ten sposób kampania na rzecz wyglądanego latami z każdego planu filmowego Oscara przyniesie wreszcie Leo życiowe spełnienie? Czy też jednak wredna Akademia upokorzy go po raz kolejny, a potem poczeka na okazję, by wręczyć statuetkę aktorowi, który zagra DiCaprio w jego filmowej biografii?

Filmografia Leonarda DiCaprio >

Niezbadane są wyroki internetu. Jednego dnia popularna i kochana przez wszystkich Anne Hathaway staje się jeszcze bardziej popularną i jednocześnie znienawidzoną bez większego powodu przez miliony. Innego nowi fani fragmentu jednej z dziesiątek ról Johna Travolty zapominają o wyszydzaniu Adele Dazeem i zaczynają oddawać się radośnie wstawianiu zagubionego Vincenta Vegi w każdy możliwy kontekst biologiczny, metafizyczny, religijny, społeczny, polityczny i jaki jeszcze przyjdzie im do głowy. Kreatywna anarchia, oto współczesna sieć. Jest w tym wszystkim jedna tylko stała – Leo i jego Oscarowa Tragedia. No i koty we wszelkich możliwych konfiguracjach, ale tym razem nie zagarną uwagi dla siebie. Wracamy do Leo.

Leo_wolf
Kadr z filmu <em>Wilk z Wall Street<em>

Serio, dlaczego on nie dostał jeszcze tej cholernej statuetki? Przecież specjalnie skumplował się ze Scorsesem, żeby chociaż dobrnąć do takiego samego wyniku jak De Niro. Dobiera również każdą kolejną rolę tak, by wpasowywać się w gusta wszelkich możliwych gremiów przyznających ważne nagrody i jednocześnie udowadniać swoją aktorską elastyczność i wszechstronność. Nie gra też zbyt często, żeby wywołać w krytykach i widzach efekt oczekiwania, ba – nawet pożądania! A na wszelki wypadek wysyła co rusz górę pieniędzy na jakieś filantropie albo ratowanie świata przed globalnym ociepleniem. Smutny fakt, że Leo nie ma jeszcze własnego złotego rycerzyka, dla którego ma zapewne przygotowany podświetlany kącik w jednej z kilku ogromnych willi, potrafi spędzać sen z powiek. Tylko czekać, aż perfekcyjnie skoordynowane polskie nocne pogotowie polityczne pochyli się nad tym problemem i nie wymyśli żadnego ratunku dla biednego aktora.

Sarkazm sarkazmem, ale choć przyglądam się od dawna z wielkim rozbawieniem wszelkim nieprzewidywalnym internetowym modom i szyderom, trwającego od lat fenomenu wyśmiewania Leonarda DiCaprio nijak pojąć nie potrafię. Nie jest to nienawiść, jak w przypadku Hathaway, ani kopanie leżącego Travolty czy Nicka „króla memów” Cage’a. Nie wydaje się to także ubraną w kpiarską formę krytyką jego umiejętności, bo wbrew pozorom internetowa społeczność raczej lubi role DiCaprio. Generalizować się nie da, zdarzają się agresywni komentatorzy, dla których Leo na zawsze pozostanie zamarzającym bezsensownie w mroźnej wodzie romantycznym blondaskiem, ale nie da się każdemu dogodzić.

Doszedłem więc do nie mającego żadnego poparcia w socjologicznej wiedzy oraz słupkach statystyk wniosku, że ta istniejąca pół-żartem, pół-serio mania prześladowcza jest… specyficzną formą docenienia i podziękowania.

Jak bowiem interpretować fakt, że o Zjawie mówiło się ponad rok temu – jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć, jeszcze zanim ktokolwiek wiedział, o czym dokładnie film będzie i że zagra w nim komputerowy niedźwiedź – w kontekście roli Leo i jej potencjału oscarowego? Jak wyjaśnić zainteresowanie The Crowded Room, istniejącym na razie wyłącznie w teorii projektem, w którym Leo ma zagrać mężczyznę o dwudziestu czterech różnych osobowościach, jeśli nie (pod)świadomą pewnością, że rola będzie arcyciekawa, a film nie może być zły? Jasne, można to zwalić na powracającą jak bumerang oscarową gorączkę, która zamienia normalnie myślących ludzi w zacietrzewionych krytyków, nie dostrzegających, że jest to tylko i aż nagroda przyznawana w ramach swoistego konkursu piękności przez łatwą w manipulowaniu grupę ludzi. Tyle że Leo nie jest nominowany co roku, a zdobycie aktorskiego Oscara jest uzależnione od tylu różnych czynników, o których fachowcy rozpisują się w pierdyliardzie analiz, że tylko arogant mógłby być w trakcie kręcenia filmu pewien, że to akurat jemu uda się rozbić w danym roku bank.

the-revenant
Kadr z filmu <em>Zjawa<em>

No bo, jeśli pomyśleć całkiem trzeźwo, kto przy takiej liczbie potencjalnie Oscarowych filmów, już w lutym i marcu stawianych za mniej lub bardziej mocnych pretendentów, jest w stanie przewidzieć, że nie wyskoczy mu znienacka przed szereg jakiś Jean Dujardin grający w filmie, o którym nawet po pierwszych pokazach nikt nie myślał, że zdobędzie najbardziej prestiżową nagrodę świata? Miałem zresztą okazję poznać wielu aktorów, a także przebywać na kilku planach filmowych, i zapewniam, że nikt tam nie zastanawia się nad tym, w jaki sposób zagrać jakiś grymas tak, żeby to akurat ujęcie przetrwało obróbkę montażową i całą post-produkcję, by kilka/kilkanaście miesięcy później można było myśleć nad zdobywaniem nagród. Kręcenie filmów to (przeważnie) robota trudna i żmudna, walka z czasem, budżetem, podejmowanym tematem oraz poszukiwaniem kompromisów pomiędzy wizjami różnych osób.

golden-globes-leo_small
Leo i Złoty Glob

I nie wierzę, że na poziomie DiCaprio działa to aż tak inaczej. Tym bardziej w perspektywie Zjawy, której kręcenie było tak trudne i wymagające, że obrosło już dziesiątkami mitów i zapewne za kilka lat doczeka się jakiegoś przebojowego i boleśnie szczerego dokumentu, który być może sam zdobędzie kilka prestiżowych nagród. Mogę się mylić, zawsze trzeba taką opcję przyjmować, ale moje doświadczenia mówią mi, że Oscary są najważniejsze dla marketingowców, producentów i… widzów. Dla aktora – nie celebryty czy jednosezonowej gwiazdki, lecz prawdziwego aktora, którym DiCaprio już wielokrotnie udowodnił, że jest – nie zdobywanie nagród jest najważniejsze, lecz granie w czymś, co ma sens. W tym kontekście zdobycie Oscara lub chociażby znalezienie się w piątce nominowanych liczy się w ramach samego docenienia. Potwierdzenia ze strony kolegów, koleżanek i nieznajomych z branży, że zrobiło się coś fajnego, może nawet ważnego, a co dzięki takiemu wyróżnieniu otrzyma promocyjnego kopa i nabije frekwencję w kinach.

Nie twierdzę przy tym, że Leo nie pragnie tego Oscara. Zdziwiłbym się, gdyby do tego w jakiś sposób nie dążył lub przynajmniej raz na jakiś czas nie zastanawiał się, czy kiedyś nadejdzie jego kolej.

W końcu większość aktorów nie miałaby nic przeciwko wyjściu na scenę i odebraniu najpopularniejszej statuetki świata. Sugeruję natomiast, że złoty rycerzyk nie jest dla jednego z najbardziej znanych, najbardziej wpływowych i w gruncie rzeczy – uwaga, subiektywna opinia! – najlepszych obecnie aktorów świata tak ważny. A przynajmniej nie tak, jak mogłoby zdawać się nam, postronnym obserwatorom, dla których Oscary to jeden z nielicznych tak atrakcyjnych sposobów na zasmakowanie magii Hollywood. Jestem też zdania, że Leo wybiera swoje kolejne projekty z jednej strony dla siebie, poszukując nowych wyzwań oraz dróg rozwoju, a z drugiej właśnie dla widzów, pragnąc ludzi zaspokoić emocjonalnie, ale także zaoferować jakąś pożywkę dla intelektu i wyobraźni. Moim koronnym dowodem jest ostatnie piętnaście lat jego filmografii.

bear_oscar
Leo i Złoty Niedźwiedź

W ten sposób koło niejako się zamyka. Internetowi szydercy dostają co rusz pole do popisu, lub kreują je sobie sami, zapewniając mniej lub bardziej świadomie nieustanny przepływ informacji o rolach, projektach i wszelkiego rodzaju ciekawostkach dotyczących kariery Leonardo DiCaprio. A on sam, hołubiony w ten wirtualny sposób, nawet jeśli w formie kpiarskiej krytyki czy agresywnego ataku, może dzięki temu wybierać wartościowe jego zdaniem projekty. Filmy, za które dostaje miliony dolarów lub udział w zyskach gwarantujący jeszcze więcej milionów dolarów, które później dzieli pomiędzy siebie oraz różne charytatywne akcje i kampanie społeczne. Pełna symbioza. A jeśli nawet Leo dostanie nareszcie tego – jak podejrzewam, bo Zjawy nie widziałem – zasłużonego Oscara, niewiele się raczej w nastawieniu internautów zmieni. Trzeba będzie po prostu znaleźć nową formułę. Albo ulepszyć starą i sprawdzoną. Ale jeśli trafiłbym na złotą rybkę, która poinformowałaby mnie, że ma dobry dzień i spełni moje jedno życzenie związane z internetową fascynacją Leo, poprosiłbym, żeby więcej ludzi zamiast na przewidywaniach, zaczęło skupiać się na jego wspaniałych rolach.

Napisz prywatnie do autora.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA