search
REKLAMA
Znalezione w sieci

Efekty specjalne w “Stalingradzie”

Rafał Donica

7 kwietnia 2014

REKLAMA

“Stalingrad” Fiodora Bondarczuka (twórcy kapitalnej “9 Kompanii”) to pierwszy rosyjski film zrealizowany w technologii 3D, z budżetem opiewającym na pokaźne 30 milionów dolarów. Niestety, film Bondarczuka Juniora cierpi na tę samą przypadłość, co “Wojna i pokój” z 1966, w reżyserii jego ojca – Siergieja. I tu i tu, duży, a w przypadku “Wojny  i pokoju” gigantyczny budżet (na dzisiejsze dolary blisko ośmiogodzinna produkcja kosztowała 800 milionów!), wpompowano w stronę wizualną filmu, zapominając o warstwie merytorycznej. Są więc “Wojna i pokój” i “Stalingrad” jedynie pięknymi wydmuszkami, albowiem fabuła w obydwu przypadkach ciągnie się jak guma do żucia, a losy bohaterów wplecione w wojenną zawieruchę średnio angażują.

O ile jednak w przypadku ekranizacji gargantuicznej powieści Lwa Tołstoja przynudzająca fabuła podzielonego na cztery części filmu jest zrozumiała, tak w trwającym zaledwie 130 minut “Stalingradzie” usypiających przestojów w akcji zaakceptować nie mogę. Zabrakło mi też w (chyba w zamyśle) epickim  dziele Fiodora Bondarczuka porządnej batalistyki. Liczyłem na coś więcej niż kilka strzelanin między grupkami Niemców i Rosjan i coś więcej niż 4 czołgi strzelające do budynku. I liczyłem na wrażenia jak z “Szeregowca Ryana”, a nie pasujące tu jak pięść do nosa, slow-motion rodem z “300”.

Jak na ekranie już coś się dzieje, to dzieje się, że tak powiem, elegancko. Chcę przez to mało pasujące do wojennej estetyki słowo powiedzieć, że wszystkie ujęcia wyglądają jak z żurnala, są dopieszczone tak, jakby pochodziły wprost z komputera. Bo i, jak się okazuje, pochodzą. Wszystkie pojazdy w ruchu, wszystkie wybuchy, latające pociski, kurz, dym i  walące się mury, strzelające do budynku czołgi i ostrzeliwany budynek – wszystko  pochodzi z komputera. Cała batalistyka wygląda przez to jak filmy-przerywniki w jakiejś grze komputerowej, owszem ładne, ale nie ma w tym wszystkim żadnych emocji. Poniższy film zdradza tajniki powstawania większości najważniejszych efektowych scen “Stalingradu”. Wszystkie wyglądają po prostu obłędnie. Szkoda, że pochodzą z tak średniego, żeby nie powiedzieć słabego filmu.

stalingrad

 

Rafał Donica

Rafał Donica

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA