search
REKLAMA
Artykuł

SOUNDTRACKI 2016, CZYLI CO SŁYCHAĆ, MUZYKO?

Jacek Lubiński

12 lipca 2016

REKLAMA

Sześć miesięcy za nami, sezon wakacyjny osiąga apogeum – to dobry moment, by leżąc bykiem, nadrobić kulturowe zaległości, także muzyczne. Nic tak bowiem nie rozluźnia, jak odpowiednio sączące się z głośników dźwięki, które umilają inne czynności wchodzące w poczet zabijania letniego lenistwa. Wzorem tego artykułu, zapraszam zatem na absolutnie luzackie zestawienie nie tyle najlepszych (bo to zawsze kwestia gustu i osobistych preferencji), co najciekawszych propozycji soundtrackowych ostatniego półrocza. Będzie krótko, bez spinania pośladów i oczywiście alfabetycznie. Słuchawki na uszy i graj, muzyko!

Bang Gang

Bang Gang (A Modern Love Story)

Czyje: White Sea (Morgan Kibby)

Jakie: przyjemne „ciepłe kluchy” z dużą dozą ulotnego mistycyzmu i unoszącego się w powietrzu klimatu erotyzmu, plus parę nieco żywszych piosenek różnego sortu dla równowagi.

Dla: hipsterów oczywiście, poza tym artystów (lub sądzących, że nimi są), eksplorerów nowych horyzontów, samotnych romantyków, zakoffanych.

Dobre na: chandrę, depresję, dół, ale i romantyczny wieczór we dwoje, troje lub czworo; zarówno do poduszki, jak i do książki oraz kolacji, w końcu też uprzyjemni korkociąg na drodze.

Cena: 10 dolarów to nie 10 złotych, ale i tak przyzwoicie – portfel nie powinien płakać (ani też z radości skakać).

 

 

BFG

BFG: Bardzo Fajny Gigant

Czyje: Janusz Williams

Jakie: tradycyjna ilustracja filmowa oparta na nieśmiertelnej Americanie, czyli sporo chwytliwej, ładnej muzyki z solidnymi tematami.

Dla: wszystkich, ze szczególnym uwzględnieniem tak zwanych niedzielnych słuchaczy „filmówki” oraz fanów mainstreamu i studentów muzykologii.

Dobre na: wszystko prócz seksu, brutalnych tortur, szalonych imprez.

Cena: w Polszy nie wydano, z importu w przeliczeniu około jeden niebieski Kazimierz Wielki.

 

 

GodsEgypt

Bogowie Egiptu

Czyje: Marek Beltrami

Jakie: rozbuchana, potężna, lekko egzotyczna muzyka do (w teorii) równie wielkiego widowiska przygodowego.

Dla: śmiertelnych miłośników orkiestrowych zrywów, patosu i głośnej symfoniki, jakiej w dzisiejszym Hollywood nie za wiele.

Dobre na: wakacje w Afryce północnej, potańcówkę nerdów, trening karate albo wyścig furmanek.

Cena: w zależności od sposobu wydania waha się od 10 do 14 srebrników amerykańskich; w Lechistanie można liczyć jedynie na wymianę z drugiej ręki.

 

 

Clover

Cloverfield Lane 10

Czyje: Niedźwiedź McCreary

Jakie: wypełniona zaskakująco dużą dawką liryki i fajnych niuansów, nieszablonowa ilustracja do sequela-niespodzianki.

Dla: osób po świeżych przejściach miłosnych, niewychodzących z domu dziwaków oraz poszukiwaczy muzycznych skarbów.

Dobre na: ménage à trois, wieczór bez pomysłu, nocne spacery, gry planszowe i chwile z własnymi myślami.

Cena: nie więcej jak kopa złotówek.

https://soundcloud.com/montieeofficial/10-cloverfield-lane-theme-soundtrack

 

 

Eddie

Eddie zwany Orłem

Czyje: Mateusz Margeson

Jakie: skoczne, elektroniczne retro z obowiązkową, choć krótką, piosenką zagrzewającą do zwycięstwa lub przynajmniej próby takowegoż.

Dla: mentalnie obecnych dalej w latach 80.; dozgonnych fanów Vangelisa, Faltermeyera lub Fiedela; górskich urlopowiczów i ekstremalnych sportsmanów oraz kierowców ciężarówek.

Dobre na: montaż ćwiczeń, ekstremalny seks, jazdę rowerem, deską, nartami (czyli dwoma deskami), końmi, polską, po pijaku oraz wspomnień czar.

Cena: W PL do nabycia (za 30 złociszy) jedynie album filmem zainspirowany, w USA za tuzin dolców dostaniecie jedyne słuszne wydanie (żadna z cen nie obejmuje importu).

 

 

Finding Dory

Gdzie jest Dory

Czyje: Tomek Nowyman

Jakie: równie czarująca, co oryginał, ale pozbawiona zarówno jego świeżości, jak i polotu ścieżka o ekscentrycznych dźwiękach i sporym uroku.

Dla: rodziców bardziej niż ich dzieci, Nemofanów, wszystkich, którzy usłyszeli w filmie coś więcej niż tylko przeróbkę Unforgettable, entuzjastów wody wszelkiego sortu, leniwców.

Dobre na: wesołe lato, przygnębiającą jesień, szarą zimę, nierówną wiosnę, puzzle z pięciu tysięcy elementów i zamiast kołysanki.

Cena: dokładnie pół setki waluty polskiej, czyli koszt dwóch połówek lub jednego, solidnego 0,7 l.

https://www.youtube.com/watch?v=fMVlYk6uNB0

 

 

GOT6

Gra o Tron – sezon 6

Czyje: Ramin Djawadi

Jakie: w końcu dobre i emocjonujące przygrywki, a przy tym jakże inne od wcześniejszych odsłon serialu.

Dla: czcicieli Nowych i Starych Bogów, (p)oddanych magii HBO, przeciwników twórczości Djawadiego, zbieraczy nowości, trendowników, maturzystów.

Dobre na: oczekiwanie na kolejny sezon, snucie planów przejęcia władzy, szczyt NATO, szczyt EURO, szczyt sezonu, szczyt góry, szczyt wszystkiego.

Cena: 40 polskich dukatów z groszami.

 

 

Highrise

High-Rise

Czyje: Clint Mansell

Jakie: stylowe, wysmakowane, wytworne brzmienie z lekką nutką dekadencji.

Dla: sympatyków Phillipa Glassa, desperatów z klasy średniej, ambitnych melomanów.

Dobre na: chwile zadumy, powody do dumy, uprzedzenie do reszty twórczości Mansella, wystawne kolacje w doborowym towarzystwie, jazdę zgodną z ograniczeniami prędkości.

Cena: dycha funciaków za zwykłe cd, trzy razy tyle w dolarach amerykańskich za winyl.

 

Hologram

A Hologram for the King

Czyje: Janeczek Klimeczek i Tomek Tykwerek

Jakie: jak zawsze nieszablonowa pozycja od tych panów (tym razem bez trzeciego w ekipie), łącząca w sobie piękno Pachnidła, artyzm Atlasu chmur i nerw The International; elektronikę i egzotykę.

Dla: znudzonych bogaczy, sympatyków symbiozy nowoczesności z tradycją, autostopowiczów, przyjaciół uchodźców, niedzielnych żeglarzy.

Dobre na: wędrowanie bez celu, samotność długodystansowca, połów łososi w Jemenie, safari i podniebne wojaże.

Cena: pomiędzy 10 a 15$, czyli zdecydowanie taniej od prawdziwych hologramów.

 

 

Now2

Iluzja 2

Czyje: Brajan Tajler

Jakie: bardziej efektowne, niż magiczne; z werwą kontynuuje założenia oryginału, potęgując jego siłę i zarazem nic nie tracąc na przebojowości.

Dla: ciekawskich wpadki z gwoździem, zwolenników Davida Copperfielda, wielbicieli powera i pumpinu na poziomie, improwizujących tancerzy oraz kierowców ciężarówek.

Dobre na: urodzinowe show dla malucha w ogródku, pomykanie maluchem po krajowych drogach, amatorski montaż klipów albo po prostu zdynamizowanie partyjki pasjansa na komputerze.

Cena: szczęśliwa trzynastka w niemal każdej liczącej się obcej walucie.

 

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA