search
REKLAMA
Seriale TV

Sześć stóp pod ziemią

Andrzej Brzeziński

10 czerwca 2012

REKLAMA

Autorem tekstu jest Andrzej Brzeziński

Od dziecka bałem się śmierci. I nie mam tutaj na myśli jej personifikacji jako kostuchy w czarnym kapturze z olbrzymią kosą w ręku. Nie chodziło mi również o to co będzie ze mną po tej drugiej stronie. Sen z powiek spędzały mi raczej myśli o tym co się dzieje z ciałem gdy już wyda z siebie ostatnie tchnienie, zostanie zapakowane do drewnianego pudła i zakopane głęboko w ziemi. Co się wtedy dzieje.

Pamiętam jak to swego czasu byłem przerażony wizją, że można się obudzić w trumnie i nie móc się z niej wydostać. Zaczął mnie przerażać proces rozkładu, przerażające zmiany jakie wtedy zachodzą w ciele, zwłaszcza po obejrzeniu filmów Georga A. Romero o chodzących trupach. Wiadomo, człowiek dojrzewa i z czasem strach ten przerodził się w fascynację i zainteresowanie nauka o śmierci, czyli tanatologią. W kręgu moich zainteresowań znalazła się również tanatopraksja, czyli czynności przygotowujące zmarłego do pochówku. I mimo, że nie robiłem nic w tym kierunku, aby moje życie zawodowe biegło w tym kierunku, to samo zainteresowanie zostało mi do dzisiaj. Gdyby nie to, chyba nigdy bym nie zwrócił uwagi na “Sześć stóp pod ziemią”. Już sam tytuł był dla mnie interesujący, bowiem w mowie potocznej oznacza on głębokość na jakiej chowa się zmarłych.

Główni bohaterowie – Fisherowie to przeciętna rodzina mieszkająca na przedmieściach Los Angeles, trudniąca się nieprzeciętnym fachem. Prowadzą oni bowiem dom pogrzebowy Fisher & Sons i na co dzień zajmują się przygotowaniami ceremonii pogrzebowych oraz właśnie tanatopraksją, czyli upiększają zmarłych w trumnach. Rodzinę Fisherów poznajemy w Wigilię, gdy ginie w wypadku samochodowym jej głowa Nathaniel Fisher. Obserwujemy ich próbujących poradzić sobie z tym niespodziewanym tragicznym zdarzeniem. Zatem poznajemy znerwicowaną seniorkę rodu Ruth Fisher, która w chwili gdy umiera jej mąż prowadzi z nim rozmowę telefoniczną. Ze śmiercią ojca niefortunnie zbiega się powrót syna marnotrawnego Nate Jr. Fishera, który jako nastolatek nastolatek opuścił rodzinny dom, chcąc uciec od rodzinnego interesu i przygnębiającej atmosfery jaką za sobą niesie. Nate ma młodszego Davida, który jest jego kompletnym przeciwieństwem. Jest obowiązkowym człowiekiem, który poświęcił życie dla rodzinnego interesu, co wypomina swojemu starszemu bratu. Jest jeszcze najmłodsza z rodzeństwa Fisherów – Claire, która próbuje znaleźć swoje miejsce nie tylko w rodzinie, ale i na świecie. Tymczasem cała rodzina dowiaduje się, że ojciec podzielił interes między swoich dwóch synów – Davida i ku zdziwieniu wszystkich – Nathaniela. Chcąc nie chcąc musi teraz zamieszkać i ponownie nauczyć się żyć ze swoją dziwaczną rodziną, którą opuścił lata temu. Od tej chwili wszyscy muszą nauczyć się żyć ze sobą.

Scenarzystę i reżysera Alana Balla, podobnie jak i mnie, od dziecka intrygowała śmierć i wszystkie jej aspekty. Jako trzynastolatek osobiście przeżył śmierć swojej starszej siostry, która zginęła w wypadku samochodowym. To był dla niego moment przełomowy. Wówczas zauważył, że ludzie traktują ją jako temat tabu. Jak sam napisał: “śmierć była czymś sekretnym, tajemniczym, przerażającym. Czymś, co należy omijać i nie obserwować z nazbyt bliska”. Nie bez powodu zresztą akcje serialu umiejscowiono w Los Angeles, ponieważ według jego niego jest to “światowa stolica zaprzeczania śmierci”.

Zatem fabuła “Sześciu stóp pod ziemią” głównie kręci się wokół tematu śmierci. Ukazuje on losy głównych bohaterów w obliczu i obok śmierci. Każdy odcinek zresztą rozpoczyna się od zgonu osoby, która będzie przygotowana do swojej ostatniej drogi przez zakład pogrzebowy Fisherów. Nie ważne czy jesteśmy świadkami śmierci z przyczyn naturalnych czy nagłych, zgonów tragicznych, przypadkowych i komicznych, zawsze oglądamy tragedię zmarłego i dramat rodziny. A wszystko to nie pozostaje bez wpływu (mniej lub bardziej)na życie głównych bohaterów. Całe życie sprowadza się bowiem tylko do jednego – od momentu urodzenia to powolny proces starzenia prowadzący do śmierci. Jak inaczej jak nie poprzez pryzmat przemijania ukazać ideę życia i ludzkiej egzystencji. Wszystkich spotka przecież to samo. Wszyscy jesteśmy równi wobec śmierci. Co więcej należy o niej pamiętać, być jej świadomym, bo jak to się ładnie mówi – nie znamy ani dnia ani godziny. Oprócz tego co przyciągnęło mnie do tego serialu, czyli skrupulatnym pokazaniu całego procesu, jakiemu poddawane jest ludzkie ciało od momentu śmierci i tym co go wyróżnia jest specyficzne podejście do tematu śmierci. Owszem, bywa dosadnie, brutalnie i do bólu prawdziwie, jednak wszystko jest podane w tak specyficznej atmosferze, że ten przerażający koniec życia staje się z czasem przez widza zaakceptowany. Jak już pisałem wszystkich spotka to samo, bo wszyscy jesteśmy równi wobec śmierci.

“Sześć stóp pod ziemią” ciężko się ogląda dla przeciętnego kowalskiego wychowanego w rodzinie katolickiej. Sam fakt, że zawód tanatopraktora jest w Polsce mało znany i niektóre z usług przez nich oferowanych, może budzić spore kontrowersje. Bardzo łatwo natrafić na opinie oskarżające o brak ludzkich odruchów i emocji oraz niepotrzebną ingerencję w ciało zmarłego. Pomijając ten fakt, czego my tu nie mamy. Oprócz takich motywów jak rozwiązłość seksualna, zdrady i kłamstwa, które przeciętny Kowalski jest jeszcze w stanie znieść, bo fundują mu to na co dzień w pierwszej lepszej telenoweli, mamy homoseksualizm, narkotyki a nawet aborcję. To serial, który porusza szeroki wachlarz tematów, które potencjalnie uchodzą za tabu. Nie łatwo się o tym rozmawia, a i jeszcze trudniej się to ogląda. “Sześć stóp pod ziemią” jednoznacznie opowiada się za zrównaniem związków homoseksualnych z małżeństwami, łącznie z nadaniem prawa do adopcji dzieci. Także na płaszczyźnie samych rozgrywających się wydarzeń również mamy równouprawnienie. Wszelkim perypetiom miłosnym heteroseksualnych bohaterów odpowiadają historie uczuć postaci homoseksualnych lub biseksualnych. Jeśli jest się osobą wrażliwą na pocałunki facetów lub zagorzałym prawicowcem to najlepiej nie zabierać się za jego oglądanie lub na moment zapomnieć o swoich poglądach, aby w trakcie emisji z wściekłości i niesmaku odcinka nie cisnąć pierwszym lepszym przedmiotem w kierunku ekranu.

Przyznam szczerze, że na początku też miałem pewne opory w stosunku do tego serialu. Za “Sześć stóp pod ziemią” zabierałem się bezskutecznie dobrych kilka lat! Nie jestem homofobem, ale nie jestem też zagorzałym zwolennikiem Roberta Biedronia. Mimo to odpowiada mi wizerunek homoseksualistów, jaki zaproponował w swoim serialu Alan Ball, który zresztą sam deklaruje odmienną orientację. Wreszcie widzę, że są to ludzie z krwi i kości, którzy jedyne czego pragną to równego traktowania i świętego spokoju i co najważniejsze nie wychodzą z tym na ulice w głupawych kolorowych strojach, tak jak ma to miejsce podczas pewnej parady. Nie jest też tak, że zaakceptowałem bezgranicznie wszystko co jest w tym serialu. Z wieloma rzeczami nie zgadzam się do tej pory, co jest powodem wewnętrznego rozbicia pomiędzy uwielbieniem do tego serialu a poglądami moralnymi. Co więcej serial, nie opowiada się za którąkolwiek ze stron, mówiąc co jest dobre a co złe. I może w tym tkwi siła tego serialu. Zmusza do zastanowienia się nawet nad tym czego nie przyjmujemy na co dzień do wiadomości.

“Sześć stóp pod ziemią” zachwyca zarówno od strony aktorskiej jak i świetnie rozpisanym scenariuszem. Jeśli chodzi o aktorstwo w serialu to jest z najwyższej półki i nie przypominam sobie produkcji, która mogłaby pod tym względem równać się z nim. Zresztą dobre aktorstwo, jak i fabuła z górnej półki jest domeną produkcji ze stajni HBO. Każda ich pozycja z ramówki przyzwyczaja telewidza do poziomu aktorstwa, którego ze świecą można szukać w większości produkcji kinowych. Wystarczy przytoczyć takie przykłady jak “Kompania braci”, “Rodzina Soprano” czy “Rzym” i “Oz”. Do tego grona bez wątpienia zalicza się “Sześć stóp pod ziemią”. Nie byłoby tylu znakomitych kreacji aktorskich, gdyby nie było tylu świetnie rozpisanych postaci. Alan Ball stworzył najciekawszego bohatera zbiorowego, jakiego nie widziałem od czasów “Miasteczka Twin Peaks” czy “Przystanku Alaska”. Nie ważne czy to pierwszy plan czy drugi, tutaj każdy bohater jest jakby stworzony z krwi i kości. Co więcej na uwagę zasługują relacje między nimi, bowiem każda postać w tym serialu nie pojawia się bez powodu. Każda postać ma coś do przekazania, a aktor do zagrania. Tutaj wszystko jest dopracowane w najmniejszym stopniu.

Fabuła “Sześć stóp pod ziemią”  to jedna z najgenialniejszych historii telewizyjnych jaką mógł obejrzeć świat. I mimo że dzieło Alana Balla w dużej mierze posiada elementy serialu obyczajowego, to nie wykorzystuje tanich, ckliwych chwytów, jakich wiele w tego typu produkcjach. Poza tym scenariusz pełen jest smaczków, które sprawiają, że serial ma swój unikatowy styl i klimat. Na przykład podczas oglądania musimy prędzej czy później przyzwyczaić się do częstego pokazywania alternatywnych scenariuszy rozwoju danej sytuacji, przy czym w danym momencie nigdy nie wiadomo czy prezentowane wydarzenia dzieją się naprawdę, czy jest to klasyczne “co by było gdyby”. Jednak sprawny montaż, nie pozwala długo gubić się widzowi, zwracając go na właściwie prowadzoną fabułę. Również wielokrotnie prowadzone rozmowy ze zmarłymi, czy wizje zmarłych, nadają serialowi bardzo emocjonalny, ale i również często humorystyczny wymiar, nie sprawiając przy tym wrażenia, że historia jest naciągana.

Nie sposób wyrazić słowami ile “Sześć stóp pod ziemią” dla mnie znaczy i w jaki sposób wpłynęło na moje życie. Nie spodziewałem się, że przez te 63 odcinków nie będę mógł nawet na chwilę oderwać oczu od ekranu czy zająć czymś innym myśli. Żaden serial nie wciągnął mnie do tego stopnia. Nie spodziewałem się, że tak emocjonalnie będę podchodził do tego co działo się w życiu Fisherów, i jakkolwiek banalnie to zabrzmi, wylewając morze łez. Nie ma i nie było takiego drugiego serialu w moim życiu, jak ten. Owszem, kiedyś było “Miasteczko Twin Peaks”, “Przystanek Alaska” czy nawet “Z Archiwum X”. Jednak, poza tym pierwszym, to tylko rozrywka. Na wysokim poziomie, ale to samo, co pozwala na chwilę zapomnieć o codzienności, bawi i czasem szokuje.

“Sześć stóp pod ziemią” to coś innego. Ten serial zmienia sposób postrzegania świata i poglądy.  Na zawsze już odciska swoje piętno i to bardzo głęboko. Genialną rzeczą jest również to, że nie mówi o wielkich, ale o małych zwykłych rzeczach w niezwykły sposób. Jednocześnie niezwykle poetycko i zarazem brutalnie przyziemnie. O śmierci i życiu. Sprawia, że dewiza memento mori nabierze większej wagi w życiu każdego, kto sięgnął po ten serial. Bo to dotyczy każdego człowieka. Bo nie znamy dnia, ani godziny.

Six Feet Under – Main Title from DIGITAL KITCHEN on Vimeo.

REKLAMA