search
REKLAMA
Seriale TV

Możesz tak myśleć, ja nie ośmielę się tego skomentować – czyli brytyjskie HOUSE OF CARDS

Tekst gościnny

29 sierpnia 2014

REKLAMA

house

Autorem tekstu jest Andrzej Frącz.

Książkowy spoiler w siódmym akapicie, jeśli kogoś to interesuje.

Stylowe, staroświeckie biuro tonie w półmroku, jedynym źródłem światła są lampki. Siedzący za biurkiem mężczyzna wpatruje się w portret Margaret Thatcher. „Nic nie trwa wiecznie…” szepcze. Odkłada portret na blat biurka, odwraca się z aroganckim uśmieszkiem w naszą stronę. „Nawet najdłuższe, najdumniejsze panowanie musi któregoś dnia dobiec końca”.

Tak poznaliśmy żądnego władzy, przebiegłego intryganta, który dwadzieścia lat później, po drobnym liftingu, zmianie nazwiska i przeprowadzce za Ocean wpisze się na stałe do historii popkultury, a serial, w którym występuje – „House of Cards” – stanie się fenomenem na ogólnoświatową skalę.

FU

9781492606611-300Zacznijmy jednak od początku. Lata osiemdziesiąte w Anglii. Jeden z doradców Żelaznej Damy, Michael Dobbs, jest zniesmaczony hipokryzją swoich partyjnych kolegów, degrengoladą i ciągłym wyciszaniem skandali. Podczas wakacyjnego urlopu postanawia wykpić ich w książce, pokazać jako głupców wodzonych za nos przez diabolicznego Chief Whipa o inicjałach FU (co oznacza w mowie potocznej „fuck you”, co znaczy… mniejsza z tym, co znaczy), pełne nazwisko – Francis Ewan Urquhart. Tytuł wydanej w 1989 książki, „House of Cards” z jednej strony można było rozumieć jako metaforę mało stabilnej sytuacji politycznej (tym tropem poszedł wydawca, tłumacząc ją jako „Domek z kart”), z drugiej nawiązuje do brytyjskiej nazwy Izby Lordów (House of Lords), gdzie odbywają się najważniejsze rozgrywki. Książka okazała się bestsellerem, decyzja o ekranizacji nie była więc zaskoczeniem.

Scenarzysta Andrew Davies postanowili nieco podrasować opowieść. W książce Urquhart często traci zimną krew, zdarza mu się ordynarnie kląć – w serialu uwypuklono raczej jego chłodny umysł i dostojeństwo. I ze względu na tą ostatnią cechę zdecydowano się na najdalej idącą zmianę – swymi zamiarami i pełnymi sarkazmu przemyśleniami miał się dzielić z telewidzami, zwracając się wprost do kamery. A kto lepiej nadaje się do wygłaszania monologów niż ktoś, który zjadł zęby na sztukach Szekspira? Z tego powodu do roli głównej wybrano Iana Richardsona – pięćdziesięciosześcioletniego wówczas aktora, który dzielił wtedy czas między graniem w dramatach barda na deskach teatru w Stratfordzie a zapełnianie drugiego planu w produkcjach BBC. Rola makiawelicznego polityka miała jego być pierwszą główną rolą w telewizji.

1360955199552.cached

Domek z kart

Fabuła pozostaje w zarysie taka sama jak w amerykańskim serialu. Lord Francis Urquhart, wpływowy działacz rządzącej partii, zostaje oszukany przez kolegów (w tym świeżo wybranego premiera), którzy obiecali mu wymarzone stanowisko. Biedactwa. Nie wiedzieli, z kim zadarli. Po spotkaniu z młodą i dociekliwą dziennikarką Mattie Storin (Susannah Harker), z którą zresztą później połączy go romans, postanawia rozpocząć grę o tron. Prośbą, groźbą, manipulacją, szantażem i morderstwem przeciera sobie szlaki w bezpardonowej walce o władzę, rzucając przy tym jakby od niechcenia cytaty z „Ryszarda III” i „Juliusza Cezara”. Ambitna dziennikarka depcze mu jednak po piętach…

Zrządzeniem losu premiera pierwszego odcinka „Domku z kart” odbyła się krótko po prawdziwej rezygnacji premier Thatcher i w chwili emisji pilota ciągle nie było wiadomo, kto przejmie po niej stery. Nic dziwnego, że serial stał się hitem, który Richardsonowi przyniósł nagrodę BAFTA, a Daviesowi nagrodę Emmy. Ulubione powiedzonko Urquharta, „you may very well think that, I couldn’t possibly comment” weszło do języka potocznego, była nawet, o ironio, używana w politycznych debatach w parlamencie. Plotki głosiły, że świeżo powołany rząd zamykał wieczorem posiedzenia, by jego członkowie mogli zdążyć na kolejny odcinek. Raczej wątpliwe, żeby byli zadowoleni z tego, co widzieli – sceny przedstawiające życie elit i kolejne machinacje Francisa przeplatano widokiem szczurów żerujących na pływających w kanałach odpadkach. Ci, którzy znali książkę, mogli z politowaniem patrzeć na reakcje telewidzów, sadystycznie czekając na ich reakcję na kolejne zwroty akcji. I tak było aż do czwartego odcinka, który zszokował wszystkich, z fanami książki na czele.

Jeśli widzieliście pierwszy odcinek drugiego sezonu amerykańskiego „House of Cards”, to już wiecie, co się stało. Finał u Dobbsa był zachowawczy, dawał promyk nadziei. W serialu naprawiono ten błąd. Nawet jeśli sama scena jest nakręcona niezręcznie i dziś może wywoływać uśmiech politowania, to emocjonalny wydźwięk ratuje całość.

Rozgrywając królem

House of CardsSerial BBC stał się takim sukcesem, że zachęcił Dobbsa, by dopisać ciąg dalszy przygód Urquharta, mimo, że … uśmiercił go w końcówce pierwszego tomu. W kontynuacji, „To play the king” premier Urquhart musiał mierzyć się z nieoczekiwanym wrogiem – królem Anglii (w tej roli Michael Kitchen). Świeżo koronowany monarcha o postępowych poglądach angażuje się w politykę, wspierając swoim autorytetem działania opozycji. FU rozpoczyna intrygę, która ma zdyskredytować rodzinę panującą, a przy okazji musi stłumić bunt we własnych szeregach i przekonać wyborców do swojej wizji Anglii.

W drugim sezonie najbardziej brakowało tego, co napędzało Francisa w pierwszej serii – głodu władzy. Tu jest już graczem numer jeden i jedynym jego zmartwieniem jest utrzymanie pozycji. Główny antagonista – król – to raczej miękki reformator niż polityczny gracz, więc wynik rozgrywki nie jest trudny do przewidzenia. Od strony aktorskiej wyszło świetnie – Kitchen razem z Richardsonem byli nominowani do najlepszej roli męskiej. Nieoczekiwanie na jedną z bardziej znaczących postaci wyrosła pani Urquhart. Już w pierwszym sezonie było wiadomo, że mamy do czynienia z kolejną wariacją lady Makbet*, ale jako postać pozostawała w cieniu męża. W „Rozgrywając królem” staje się jego najbliższym doradcą, powiernikiem sekretów i inspiracją, kobietą równie przebiegłą i bezwzględną, co Claire Underwood. Sam Francis okazuje się mieć jakąś słabość – nie jest takim socjopatą jak postać Spaceya, pod maską lodowatej charyzmy i arystokratycznej wyniosłości jest gdzieś tam jakieś sumienie. Jeśli myślicie, że to go powstrzyma…cóż, nie ośmielę się skomentować.

Ostatnie rozdanie

Wszyscy widzieli, że nastąpiło pewne zmęczenie materiału. W finałowej konkluzji czwartego odcinka czegoś brakowało. Michael Dobbs ponownie wziął się do roboty i postanowił zakończyć historię Machiavellego w garniturze z przytupem, chrzcząc książkę tytułem „Final Cut” (Ostatnie rozdanie). BBC wyemitowało czteroodcinkową serię w 1995.

House of Cards

Twórcy wybiegli nieco w przyszłość – już w pierwszych scenach uczestniczymy w pogrzebie Iron Lady (co na tyle zirytowało Dobbsa, prywatnie przyjaciela Thatcher, że zażądał wycofania swego nazwiska z czołówki). Z dialogów dowiadujemy się, że od przeprowadzki na Downing Street minęło już ponad 10 lat. Francis Urquhart starzeje się – traci zmysł do intryg, na jego miejsce czekają już młode wilczki, równie głodne władzy jak on w pierwszej serii. Ma dwa marzenia – prześcignąć Thatcher w kwestii długości urzędowania („wyjść z jej cienia”, jak to ujął sam zainteresowany) i zapewnić sobie dostatnią emeryturę. To ostatnie ma zapewnić cypryjski magnat tureckiego pochodzenia (Kevork Malikyan, znany jako Kazim z filmu „Indiana Jones i ostatnia krucjata”), oczywiście w zamian za pewne polityczne przysługi. Z Cypru pochodzi również Maria Passolides,Greczynka przybywająca na wyspy by wyjaśnić zagadkę śmierci swoich wujów, zamordowanych podczas wojny domowej w 1956 (domyślacie się, kto jest zabójcą, prawda?). Ścigany przez przeszłość i prących do władzy konkurentów Francis postanawia zagrać va banque i sprowokować wojnę, licząc na to, że to będą „jego Falklandy”. Nieoczekiwanie, staje się ona jego gwoździem do trumny…

Richardson skończył w 1995 sześćdziesiąt jeden lat. Stępiły mu się pazury, podobnie jak Francisowi, ale wciąż potrafił wykrzesać z siebie resztki dawnego animuszu. Mimo przemyślanej intrygi, dobrej obsady(wśród nich Paul Freeman – Belloq z „Poszukiwaczy zaginionej arki” jako główny oponent Francisa) i fachowo skrojonego zakończenia, „Ostatnie rozdanie” nie miało już tej mocy, co pierwsze odcinki, nie odniosło też takiego sukcesu. Ani Richardson, ani nikt z obsady nie wyrwał się już nigdy poza zaklęty krąg drugiego planu.

p015lmn0

Jako ciekawostkę można dodać, że trylogia „House of Cards” niechcący opowiedziała… alternatywną historię Anglii, w której od końca lat siedemdziesiątych do początku XXI wieku trwają twarde rządy torysów, nieustający hard-thatcheryzm. W rzeczywistości premier John Major był dość miękkim przywódcą, a jego partyjni koledzy co chwilę wywoływali skandale (przydałby się im porządny Chief Whip, nieprawdaż?), i przez cały czas labourzyści umacniali swoją pozycję, przypieczętowując ją triumfem w wyborach w 1997.

House of Cards

Tutaj przeczytasz o serialu z Kevinem Spaceyem.

O trylogii przycichło na jakieś osiemnaście lat – do chwili, gdy Netflix postanowił zrobić remake. Remake wyśmienity, odnoszący się z szacunkiem do pierwowzoru (i nic dziwnego-wśród producentów wykonawczych byli m.in Dobbs i Davies), rozwijający ledwo zarysowane wątki, co nie powinno dziwić, gdyż serial o Franku Underwoodzie składa się z 13 godzinnych odcinków – to dłużej niż wszystkie trzy sezony łącznie. Olbrzymi sukces produkcji ze Spaceyem sprawił, że przypomniano sobie o skromnym brytyjskim pierwowzorze i ta skromna, pokryta już patyną produkcja przeżywa obecnie wśród kinomanów drugą młodość.

Niestety, gwiazdor tamtej produkcji nie doczekał tej chwili – zmarł 9 lutego 2007. W pogrzebie uczestniczyli m.in Michael Dobbs i Helen Mirren. Gdy trumnę z ciałem Richardsona składano do grobu, z głośników dobiegły jego własne, wypowiedziane wiele lat wcześniej słowa: „Nothing lasts forever…”.

Warto zapoznać się z tą serią, mimo kurzu, który ją pokrywa, mimo, że pochodzi już w zasadzie z innej epoki. Warto nie tyle dla rozrywki, co dla walorów edukacyjnych – gdyby nie ten zadufany, wredny, błękitnokrwisty dziad, moglibyśmy nigdy nie poznać Dextera, Tony’ego Soprano, Waltera White’a, no i rzecz jasna, Franka Underwooda.

1360825448_4

* Fun fact – aktorka, Diane Fletcher, zagrała dwadzieścia lat wcześniej rólkę lady Makduf w „Makbecie” Polańskiego, a w 1970 była królową Izabelą w „Edwardzie II”. Postać tą historia zapamiętała pod pieszczotliwym tytułem „Wilczyca z Francji”.

REKLAMA