search
REKLAMA
Ranking

Za 5 dwunasta

Jacek Lubiński

31 grudnia 2016

REKLAMA

Po godzinach

Tym razem znajdujemy się po zmierzchu w samym centrum wszechświata, czyli Nowym Jorku. Jest ciepło, jest ciemno i ekscytująco – zwłaszcza dla Paula Hacketta, którego największym marzeniem danej chwili jest po prostu dobrze spędzić wieczór. Ma już zresztą na to plany w postaci randki z poznaną wcześniej tego dnia Marcy. Nie wie, że wyjście z domu będzie dla niego oznaczać jedynie problemy i dodatkowy stres po biurowej rutynie. Przekonuje się o tym już w pędzącej na złamanie karku taksówce, z której dosłownie wywiewa mu ostatnie pieniądze. Zanim jednak lawina wydarzeń na dobre się rozkręci, północ zastaje go we w miarę niezłym nastroju, wciąż pełnego nadziei – gdzieś pomiędzy własnym mieszkaniem a lokalem Marcy…

Powrót do przyszłości

Jak na film o wielu paradoksach czasowych, o godzinie dwunastej w nocy nie dzieje się wiele – przynajmniej z perspektywy widza. Północ jest dla Marty’ego McFly’a czasem błogiego snu. Ma go jeszcze na oko pół godziny – dopiero o 12:28 rano czasu kalifornijskiego zadzwoni do niego zaprzyjaźniony doktor Emmett Brown, aby przypomnieć o ustalonym wcześniej spotkaniu przy centrum handlowym i poprosić o przyniesienie kamery wideo. Jednak na chwilę obecną Marty przypuszczalnie wchodzi już powoli w fazę REM. Nie budźmy go zatem.

Rififi

Była już jedna kradzież, pora na drugą, choć jakże inną. Cóż bowiem poradzić, że noc, a zwłaszcza północ, to idealny czas dla wszelkiej maści złodziejaszków. W filmie Dassina wracamy do Paryża, tym razem lat pięćdziesiątych, gdzie czwórka sympatycznych, ale jednak wciąż kryminalistów bierze się za obrobienie sejfu jubilera. Sprawa jest o tyle delikatna, że aby to zrobić, muszą pozostać niezauważeni i akcję przeprowadzić w ciszy absolutnej – wszak wokół pełno śpiących mieszkańców, a na ulicach regularne patrole policji, z których jeden przemyka tuż pod oknami dokładnie dziesięć po dwunastej. Na kilka minut przed północą nasz kwartet cichcem zajeżdża zatem na miejsce, a gdy wskazówki zegara na siebie zachodzą, ci siedzą już w środku, zwarci i gotowi. O choćby sekundzie rozluźnienia nie może być odtąd mowy…

Siedem minut po północy

Tytuł filmu mówi właściwie wszystko – dokładnie o tej godzinie „nawiedza” młodego Conora potwór o głosie Liama Neesona. Drzewiasty olbrzym zmusza dzieciaka do wysłuchania kolejnych historii i wyciągnięcia z nich odpowiednich wniosków, tym samym pomagając w przetrwaniu wyjątkowo trudnego okresu w jego życiu. Oczywiście nic za darmo i Conor w zamian też będzie musiał zrobić coś dla potwora. Co więc oznacza dla małolata północ? Początkowo nic, gdyż bywa, że w ogóle zapomina o czasie, zestresowany zatracając się najczęściej w rysowaniu. Z czasem jednak zbliżająca się dwunasta w nocy stanie się dla niego wyjątkowo magiczną i zarazem niepokojącą chwilą, na którą niekoniecznie wyczekuje z ochotą – chwilą nieuniknionej prawdy i tym samym pierwszym krokiem ku dorosłości…

Titanic

Zimna, kwietniowa noc 1912 roku na Atlantyku. Potężny, acz daleki od perfekcji RMS Titanic mknie przez spokojną wodę oceanu nazbyt szybko – musi nadrobić opóźnienie. O 23:39 z bocianiego gniazda niesie się ostrzeżenie przed górą lodową, w którą parę chwil potem statek uderzy bokiem. Nie zatrzyma się, to oczywiste, ale wstrząsy obudzą śpiących w większości pasażerów, którzy niczego nieświadomi zaczną w najlepsze bawić się na pokładzie stalowego giganta. On sam zacznie już powoli tonąć, ostatecznie idąc na dno ponad dwie i pół godziny później. Oczywiście nastroje zmieniają się znacznie wcześniej, bo już pięć minut po północy kapitan wydaje rozkaz ewakuacji cywilów. Ostatnie chwile przed oficjalnym nastaniem 15 kwietnia można traktować zatem nie tylko jako zapowiedź tragedii, ale i prawdziwe rozdziewiczenie zarówno legendarnego statku, jak i ludzkiej naiwności. Tyle z lekcji historii. A fikcyjni Jack i Rose? Cóż, jeszcze w momencie uderzenia swobodnie wymieniali między sobą płyny ustrojowe, snując mrzonki o wspólnej, świetlanej przyszłości…

Zdążyć przed północą

Na koniec prawdziwy wyścig z czasem, ostatecznie rozegrany mocno na luzie, nawet jeśli nie do końca profesjonalnie. Zadanie: dostarczyć niejakiego Jonathana Mardukasa do Los Angeles. Deadline: piątek do północy. Niby bułka z masłem dla doświadczonego łowcy głów pokroju Jacka Walsha – wszak Mardukas to tylko wątły księgowy. A jednak okaże się to niemałym bólem dupy, zwieńczonym gonitwą przez pół Stanów i dotarciem na miejsce dosłownie na moment przed upływem terminu – czasu dla Jacka wręcz świętego, bo symbolizującego emeryturę i spełnienie marzeń. To, co jemu ma więc przynieść spokój i ukojenie, dla Mardukasa oznaczać będzie utratę wolności. Zanim jednak północ wybije, zarówno Jack, jak i Jonathan będą usatysfakcjonowani w pełni finałowym twistem. Czego nie można napisać o zlecającym fuchę Eddiem…

Tradycyjnie lista ta nie wyczerpuje absolutnie tematu. Więc jeśli akurat sylwestra spędzacie w domu (lub właśnie leczycie kaca po wczorajszym), możecie śmiało pokusić się o własne typy w komentarzach.

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA