search
REKLAMA
Ranking

MEDALE ZAMIAST OSCARA? Aktorzy próbujący sił w sporcie

Jacek Lubiński

30 września 2017

REKLAMA

Po sportowcach, którzy arenę zmagań zamienili na plan filmowy, przyszła kolej odwrócić role. Bywa bowiem tak, że to znudzeni kinem aktorzy szukają ukojenia w sporcie – i bynajmniej nie chodzi o poranny jogging czy treningi przygotowujące do kolejnego filmu. Raczej o prawdziwą pasję, pielęgnowaną równie mocno, co ekranowy wizerunek. Dla Jamesa Deana i Steve’a McQueena taką pasją były samochody i wyścigi, którym poświęcali się półprofesjonalnie (z oczywistych względów ten drugi osiągnął na tym polu więcej). Poniżej dziesięć innych gwiazd dużego ekranu, które postanowiły spróbować swojego szczęścia w sporcie.


Bill Murray

Bill oczywiście po prawej

Zdziwieni? Cóż, jeszcze pod koniec lat 70., będący wielkim fanem baseballu – ze szczególnym uwzględnieniem Chicago Cubs, których jeden z meczów nawet swego czasu komentował – Bill spędził aktywnie czas na boisku. Przez pięć tygodni grał dla drużyny Grey Harbor Loggers z Aberdeen (należącej co prawda do małej ligi, ale lepsze to niż nic). Jego średnia uderzeń w sezonie wyniosła 500, czyli całkiem przyzwoicie. Poza tym Murray posiada udziały w kilku pomniejszych, półamatorskich i niezależnych drużynach i ma na swoim koncie parę honorowych wyróżnień. I wciąż grywa, acz już bardziej hobbystycznie.

Co ciekawe, w przeszłości naprawdę istniał taki zawodnik, jak Bill Murray – dokładnie William Allenwood Murray, który na początku XX wieku grał między innymi dla Washington Senators. Przypadek?

Dolph Lundgren

Potężny Szwed jeszcze jako młodzik zdobył mistrzostwo Europy w karate (w którym ma czarny pas). Potem przez lata zaangażowany był w fitness, a na dużym ekranie wcielał się między innymi w bezlitosnego boksera. Mniej znanym filmem w jego dorobku jest natomiast Śmiertelny pięciobój. I to właśnie ta dyscyplina zajmuje specjalnie miejsce w sercu aktora, który co prawda poza przygotowaniami do rzeczonej produkcji nigdy nie uczestniczył otwarcie w żadnych zawodach. Ale za to na olimpiadzie w Atlancie był szefem amerykańskiej reprezentacji pięcioboistów i od tego czasu zaangażowany jest w promowanie danego sportu.

Frankie Muniz

Była dziecięca gwiazda komedii na początku obecnego stulecia zwróciła się ku wyścigom samochodowym. Regularnie startuje w zawodach Toyota Pro/Celebrity Race, gdzie, jak do tej pory, zajechał najdalej na miejsce czwarte. Udało mu się także zająć drugą pozycję w zimowych wyścigach na torze w Sebring. Brał też udział w juniorskiej Formule BMW i Atlantic Championship, ale bez większych sukcesów. Był członkiem ekipy Pacific Coast Motorsports, a obecnie jeździ dla US RaceTronics.

Geena Davis

Heroina kina akcji lat 90. zaskoczyła chyba wszystkich, pojawiając się pod koniec stulecia na olimpiadzie w Sydney w amerykańskiej drużynie łuczniczek. Choć na turniej dostała się jedynie za pomocą dzikiej karty, a strzelać z łuku zaczęła dopiero dwa lata wcześniej, to w pewnym momencie była trzynastą najlepszą łuczniczką w USA. Oczywiście od tego czasu jedynie wyrobiła sobie fach w ręku. Okazjonalnie Geena udziela się także w kobiecej lidze baseballu, którą tak dobrze zna przecież z Ich własnej ligi – filmu prawiącego o początkach tejże.

Hillary Wolf

Pewnie mało kto pamięta Megan – jedną z wielu krewnych Kevina samego w domu. To właśnie Hillary, dla której występy w dwóch częściach przygód McAllisterów były jednymi z ostatnich w aktorskiej karierze. Potem przerzuciła się na… judo. I to w pełni profesjonalnie. Dyscyplinę, którą ćwiczyła od siódmego roku życia, udoskonaliła na tyle, że po wygraniu mistrzostw juniorów wystartowała na olimpiadzie w Atlancie, a następnie cztery lata później w Sydney. Medalu co prawda nie zdobyła, ale zdołała utrzymać się w pierwszej dziesiątce najlepszych. Obecnie wraz z mężem prowadzi klub wrestlingu w Kolorado.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA