search
REKLAMA
Ranking

10 krótkich horrorów, które zamieniły się w pełne metraże

Krzysztof Walecki

23 marca 2017

REKLAMA

What We Do in the Shadows: Interviews with some Vampires (2005) –> Co robimy w ukryciu (2014)

Zdecydowanie nie horror, lecz błyskotliwa i przezabawna komedia o wampirach. Kinowe Co robimy w ukryciu stało się rewelacją sezonu, zapewniając jego współtwórcy, Taice Waititiemu, bilet do Hollywood i powierzeniu mu nowych przygód Thora. Wcześniejszy o dziewięć lat krótki metraż jest niezłą wprawką, pozbawioną jeszcze wielu elementów, które zdecydowały o sukcesie remake’u (postać Petyra, spotkanie z wilkołakami, wspomnienie Bestii), lecz nakręconą w tej samej dokumentalnej stylistyce, z tymi samymi aktorami w rolach głównych oraz kpiącą w podobny sposób z mitu wampira. U Waititiego i Jemaine’a Clementa mieszkająca razem trójka krwiopijców to niepasujący, nie tylko do siebie, ale i do całego świata, przesympatyczni dziwacy. Fakt, wampiry, które od czasu do czasu muszą kogoś zabić, jednocześnie starając się ukryć swoją tożsamość przed żywymi, lecz częściej widzimy ich kłócących się o niepozmywane po krwi naczynia niż wysysających z ofiar krew. Prawie półgodzinny film oparty jest głównie o monologi poszczególnych bohaterów do kamery, z jednym wyjściem na miasto, które kończy się dla nich całkowitą kompromitacją. Jeszcze nie równie dobry, jak jego pełnometrażowe rozwinięcie, ale zdecydowanie udowadniający, że nawet tak wyeksploatowany temat jak wampiry można zaprezentować w nowatorskim i prześmiewczym ujęciu.


Oculus: Chapter 3 – The Man with the Plan (2006) –> Oculus (2013)

Niech Rozdział 3 w tytule nikogo nie zmyli – dwie poprzednie części nie istnieją, choć plany, aby nakręcić całą serię krótkich filmów o nawiedzonym lustrze, były jak najbardziej realne. Reżyser i scenarzysta Mike Flanagan, wraz z Jeffem Seidmanem, z którym napisał Oculusa, postanowili jednak zacząć od trzeciego epizodu z prostych względów logistycznych. Oto bowiem praktycznie jeden aktor, jedno pomieszczenie i półgodzinna próba sił ze złą i nieprzeniknioną materią. Siłą pierwowzoru jest jego surowość, skoncentrowanie się w pierwszej połowie na monologu, jaki główny bohater prowadzi, opisując krwawą historię lustra i jego kolejnych właścicieli, zaś później nie potrafiąc rozeznać się, co jest prawdą, a co złudzeniem.

Późniejszy o siedem lat pełen metraż jest efektowniejszą i bardziej filmową wersją tamtej historii. W obu przypadkach bohaterowie chcą być mądrzejsi od lustra, ale od początku wiadomo, że to lubi oszukiwać. Nie jestem fanem kinowego Oculusa, a i oryginał nie przekonał mnie do siebie. Warto jednak go zobaczyć, aby zrozumieć, że grozę można stworzyć w oparciu o jednego aktora i potok słów.


Mama (2008) –> Mama (2013)

Hiszpański krótki metraż, w którym zakochał się sam Guillermo del Toro, i pomógł doprowadzić do realizacji długiego, anglojęzycznego już filmu pod tym samym tytułem. Trwająca trochę ponad trzy minuty Mama rzeczywiście jest świetnie straszącą miniaturą, fachowo pomyślaną i zrealizowaną (sprawia wrażenie, jakby nakręcona została na jednym ujęciu), z mądrze użytymi efektami specjalnymi oraz dźwiękiem mogącym przyprawić o palpitacje serca. W późniejszym o pięć lat filmie kinowym to wrażenie rozmywa się – scena z oryginału, obudowana bardziej złożoną fabułą, w której dominuje horrorowo-melodramatyczna tonacja, pozbawiona jest tajemnicy, efektu zaskoczenia oraz szoku.

Reżyser Andrés Muschietti wie, jak prowadzić dzieci i uczynić z tytułowej zjawy prawdziwie przerażającą postać (co z pewnością przyda mu się przy realizacji ekranizacji To Stephena Kinga), lecz ma problem z uzasadnieniem całego tego straszenia. Krótka Mama na szczęście nie musi polegać na tłumaczeniu wszystkiego.


Lights Out (2013) –> Kiedy gasną światła (2016)

Zaledwie trzyminutowy filmik pochodzącego ze Szwecji Davida F. Sandberga jest cudowną, horrorową perełką, opartą na prostym pomyśle i szokującej puencie. Nic więc dziwnego, że bardzo szybko Hollywood zainteresowało się zjawą widzianą tylko przy zgaszonym świetle.

Niestety, napisany do pełnometrażowego filmu scenariusz zamiast dać nam coś równie oryginalnego, co wyjściowa idea, powielał schematy znane z… innych horrorów opartych na krótkich formach. Trudno nie doszukać się w Kiedy gasną światła wpływów z Mamy oraz Babadooka. Gorzej, że debiutujący w kinie Sandberg nie ma pomysłów na wystraszenie widzów, poza tym jednym, który wyeksploatował już w pierwowzorze. Ten nadal ogląda się w rosnącym napięciu i pod wrażeniem prostoty wykonania. Jego dłuższą wersję można sobie odpuścić.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA