search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

PIRACI Romana Polańskiego

Tekst gościnny

19 czerwca 2016

REKLAMA

pirates-1986.17527Recenzję napisał Hitori Okami. 

 W tym roku mija 30 lat od premiery „Piratów”. Po raz pierwszy obejrzałem ich w kinie jeszcze jako dzieciak i zrobili na mnie niezapomniane wrażenie. (A był to okres natłoku polskich premier kinowych: „Powrotu do przyszłości”, „Poszukiwaczy zaginionej arki”, „Indiany Jonesa”, „Powrotu Jedi” czy „Elektronicznego mordercy”, więc spora konkurencja). Oglądany po latach również mnie nie rozczarował, ale dopiero w trakcie trzeciego czy czwartego seansu mnie olśniło!

Napisany i nakręcony jeszcze w czasach istnienia Związku Radzieckiego, to film z kluczem – zakamuflowana przed wschodnioeuropejską cenzurą opowieść o Rewolucji Październikowej!

Pirates-Roman-Polanski-1986-1

Po udanym buncie i przejęciu statku Żaba wiesza na maszcie piracką flagę – tradycyjnie czarną z czaszką i piszczelami. Ale ponieważ flaga powiewa w promieniach zachodzącego słońca, przybiera odcień CZERWONY. Skrzyżowane piszczele zastępują brakujący sierp i młot. Przypadek? Nie sądzę. Bo dlaczego kapitan nazywa się RED, a więc CZERWONY?

Tyle w sferze symboli, ale wróćmy do fabuły. Reprezentujący cywilizację hiszpański galeon, dowodzony przez arystokratów, przyjmuje na pokład dwóch wyrzutków: kapitana Reda i Żabę. Obaj trafiają pod pokład, gdzie dowiadują się, że statek przewozi słynny złoty tron azteckiego władcy. I wtedy w głowie kapitana Reda pojawia się pomysł rewolucji. Wywołanej tylko po to, aby w trakcie zawieruchy zagarnąć bezcenny skarb. (Swoją droga, czyż nie przypomina to trochę „Był sobie łajdak”?). Pamiętacie, jak w „Siedmiu wspaniałych” jeden z rewolwerowców, śmiertelnie postrzelony, do końca nie mógł uwierzyć, że stoczyli walkę nie dla pieniędzy, ale w obronie wieśniaków? Umierając, do końca dopytuje kompana: – Ale chodziło o złoto, prawda? Tymczasem w „Piratach” od początku chodziło tylko o tron. Tak jak i w rewolucji bolszewickiej również chodziło wyłącznie o tron, tyle że carski i rozumiany jako zdobycie władzy nad całym państwem.

6CTEbr0UNZ37rapDEZWQYtV8zPo

Red knuje intrygę, prowadząc do przewrotu, w wyniku którego pokładowa zbieranina, nie mająca szacunku dla nikogo i niczego, a będąca jedynie mięsem armatnim, wynosi Reda do władzy nad statkiem. Gdyby nie Żaba (o jego „polskich korzeniach” później), to i Maria-Dolores podzieliłaby los wielu rosyjskich (ale nie tylko rosyjskich) arystokratek (i nie tylko arystokratek).

Kapitan Red demaskuje się jako czerwony, wygłaszając zwycięskie, znajomo brzmiące przemówienie:  – Towarzysze! Opatrzność pozwoliła ocalić ten okręt od waszych zdegenerowanych panów. Niniejszym biorę go w posiadanie w imieniu braci żeglarzy i przejmuję nad nim dowództwo.

I od tej chwili tron wraz z okrętem przejmuje Czerwony Kapitan, a władzę nad życiem i śmiercią obalonej arystokracji – zachwycona takim obrotem spraw marynarska brać, morski odpowiednik klasy robotniczo-chłopskiej. Czy obcięcie języka porwanemu dla okupu holenderskiemu adwokatowi nie oddaje tego, w jaki sposób władza robotników i chłopów potrafiła skorzystać z kwalifikacji inteligencji? A wymyślne zabawy z arystokracją na pirackiej wyspie? Każdy może spróbować odnaleźć więcej smaczków.

„Piratów” uważam za jeden z najlepszych filmów Polańskiego i zarazem za najbardziej niedoceniony.

Reżyser rozczarował mnie, kiedy na pytanie o swój ulubiony film wskazał ledwie poprawnego „Pianistę”. Liczyłem, że choćby z przekory wymieni właśnie „Piratów”. Po finansowym fiasku przedsięwzięcia najgłośniejsze były zarzuty, że specjalnie zbudowanego galeonu, który pochłonął gros budżetu, nie widać na ekranie. Nie sposób się zgodzić z tą absurdalną opinią – galeon pojawia się raz po raz, w pełnej krasie, majestatycznie rozpruwając morskie fale.

Polański na planie PIRATÓW
Polański na planie PIRATÓW

Dla mnie „Piraci” należą do tej nielicznej grupy filmów kostiumowych, w których widz na podstawie przedstawionych mu na ekranie fragmentów jest w stanie zbudować sobie wyobrażenie, jak wygląda ten fikcyjny świat również poza kadrem.

Polański po prostu nie trafił z nim na odpowiedni czas. O 30 lat spóźnił się w stosunku do ery „Karmazynowego pirata”, a o 20 lat wyprzedził renesans zainicjowany przez „Piratów z Karaibów”. I na ich tle wyraźnie widać geniusz Polańskiego, który stworzył film głębszy, dojrzalszy i ze wspaniałą scenografią, podczas gdy w trakcie seansu „Piratów z Karaibów” nie sposób pozbyć się wrażenia, że zostali nakręceni na green-boxie w jednym z hollywoodzkich studiów. Ta sterylność lokacji, wynikająca z zastosowania komputerowych tekstur, nie pozwalała mi wyobrazić sobie, jak miałby niby wyglądać ówczesny świat poza kadrem. Z filmem Polańskiego takiego problemu nie miałem. Tak jak w „Dziecku Rosemary” pokazał tylko oczy, a widzowie widzieli dziecko, tak i tu wyobraźnia wypełniała to, czego kamera pokazać nie mogła. A chodzi nie tylko o stronę wizualną, ale wyobrażenie o obyczajach panujących w świecie przedstawionym . Przebywamy głównie na statku, ale towarzyszy nam świadomość, że gdzieś daleko żyje król Hiszpanii, jeszcze gdzie indziej znienawidzeni Anglicy, holenderscy kupcy czy mieszkańcy innych wysp.

Na koniec o małym polskim akcencie. Już w „Nieustraszonych pogromcach wampirów” Polański dodał szczyptę polskości w postaci Sary nucącej w wannie „Prząśniczki”, i również w „Piratach” nie oparł się tej pokusie. Jean-Baptiste ma przezwisko Frog, czyli Żaba. Skąd ten przydomek? Czyżby od wymówionych po francusku dwóch pierwszych sylab jego dwojga imion: Ża-Ba? Dowcip słowny przeznaczony wyłącznie dla słowiańsko-języcznych narodów, z których WSZYSTKIE zostały doświadczone komunizmem.

 

REKLAMA