search
REKLAMA
Biografie ludzi filmu

Kenny Baker (1934–2016)

Jacek Lubiński

15 sierpnia 2016

REKLAMA

Każdy zna tego człowieka, choć większość nigdy nie widziała jego prawdziwej twarzy. W kinie Kenny Baker zaistniał bowiem przede wszystkim jako „wnętrze” sympatycznego robota R2-D2 z sagi Gwiezdnych wojen. Mierzącego zaledwie siedemdziesiąt dwa centymetry artystę George Lucas dosłownie wpakował w puszkę pełną kabli i (niekiedy w zabójczym upale) kazał sterować maszyną. Debiutujący tym samym w filmie Baker zdołał jednak nadać Artoo prawdziwą osobowość i charyzmę, czyniąc go jednym z najbardziej charakterystycznych i pamiętnych elementów serii. Aktor przywdziewał ten swoisty kostium we wszystkich sześciu epizodach galaktycznej przygody (i raz na potrzeby promocyjnego shorta Star Tours), choć w Powrocie Jedi wcielił się także w jednego z malutkich Ewoków – Paploo (to ten, który kradnie szturmowcom Speeder bike’a).

Szczęśliwie jego kariera nie zakończyła się jedynie na spędzaniu czasu pod niebiesko-srerbną kopułą droida. Ze względu na swoją niską posturę (Baker miał wrodzoną karłowatość) był chętnie zatrudniany do innych projektów i, w przeciwieństwie do wielu innych kolegów po fachu, ze swoich ograniczeń uczynił atut. Wcielił się między innymi w Womblesa Bungo w bajce Wombling Free, zaliczył epizod we Flashu Gordonie, grał u Davida Lyncha w Człowieku Słoniu, u Terry’ego Gilliama w Bandytach czasu i u Miloša Formana w Amadeuszu. Widać go w 24 Hour Party People Michaela Winterbottoma i Mona Lisie Neila Jordana, a w Labiryncie Jima Hensona ponownie przywdziewa kostium – tym razem jednego z goblinów. Był elfem w adaptacji Śpiącej Królewny z 1987 roku oraz Dufflepadem w telewizyjnych Kronikach Narnii, a w komedii U.F.O. wcielił się w… Casanovę. Na małym ekranie pojawił się również w Dzwonniku z Notre Dame i w serialu Na sygnale. W krótkometrażówce The Cage zagrał z kolei Merlina, podkładał także głos do animacji Król i ja od Warner Bros. Oczywiście nie mogło zabraknąć go także w Willow, gdzie ponownie spotkał się na planie z innym małym wielkim aktorem z Gwiezdnych wojen – Warwickiem Davisem.

kenny-baker2

Urodzony w 1934 roku w angielskim Birmingham, Kenneth George Baker chciał początkowo pójść w ślady ojca i zostać… grawernikiem. Traf chciał, że przypadkiem wpadł do showbiznesu i, prócz filmu, zajmował się także sztuką cyrkową, pantomimą, solowymi stand-upami oraz występami na lodzie (jeździł m.in. w znanym i w Polsce show Holiday on Ice). Pod koniec życia wydał nawet autobiografię From Tiny Acorns: The Kenny Baker Story, w której szczegółowo opisuje wszystkie te etapy kariery. Jego pierwsze występy można było podziwiać w cyrku Burton Lester’s Midgets, do którego dołączył, mając szesnaście lat. Występował też w cyrku Billy’ego Smarta oraz muzycznym kabarecie The Mini Tones, który zresztą założył – to właśnie w tym ostatnim dostrzegł go George Lucas, któremu Baker został polecony przez projektanta produkcji Gwiezdnych wojen, Johna Barry’ego. Co ciekawe, początkowo Baker ponoć odmówił słynnemu reżyserowi…

Powodziło mu się także w życiu prywatnym. Szanowany i zaprzyjaźniony niemal ze wszystkimi członkami ekipy Gwiezdnych wojen, którzy, tak jak i on, byli schowani za maskami (może oprócz wcielającego się w C-3Po Anthony’ego Danielsa, który, wedle słów Bakera, bywa ponoć niemiły dla każdego). Baker spędził ponad dwadzieścia lat w szczęśliwym związku małżeńskim z Eileen, która również miała niedobór wzrostu i sama nawiązała z nim listowny kontakt po tym, jak dostrzegła go w telewizji. Razem doczekali się dwójki potomstwa, które jednak nie odziedziczyło po rodzicach niedostatku centymetrów. Niestety Eileen zmarła w 1993 roku na zakrzep. Baker z kolei od kilku lat także cierpiał na problemy ze zdrowiem, głównie z płucami, i często poruszał się na wózku (dlatego też przy Przebudzeniu mocy uczestniczył jedynie w charakterze konsultanta). W końcu, niedługo przed swoimi osiemdziesiątymi drugimi urodzinami, aktor zjednoczył się z mocą na zawsze. Niech będzie z nim!

korekta: Kornelia Farynowska

kenny-baker3
Baker i Peter Mayhew Chewbacca
Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA