search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Hołdując klasykom 4

Tomasz Urbański

26 września 2013

REKLAMA

Kolejny odcinek prezentacji teledysków, w których wypatrzyć można nawiązania do większych lub mniejszych dzieł filmowych, rozpocznę pożądanymi przez czytelników akcentami polskimi. Niestety nie ma tego zbyt dużo, ale trzy sztuki na początek to chyba nieźle. Jeśli macie jakieś własne propozycje, oczywiście pochwalcie się nimi w komentarzach. Tymczasem posłuchajcie i pooglądajcie.

Na początek prawdziwa petarda. Pankrokowcy z zespołu Green Day. Jacy oni Polacy? Fakt, pochodzą z Kalifornii, i w tym wypadku to oni kłaniają się polskiemu twórcy. I to nie byle jakiemu. Jednym z singli promujących ich płytę „Nimrod” był utwór „Redundant”. Sukcesu co prawda nie odniósł, ale to jest w tym przypadku absolutnie nieważne, bo klip nakręcony do tego kawałka to jeden wielki „szacun” dla Zbigniewa Rybczyńskiego i jego klasycznej, oskarowej krótkometrażówki „Tango”. Legendarny motyw z zapętleniem postaci, podobna scenografia (u Rybczyńskiego to PRL-owskie mieszkanie, u Green Day słoneczny domek), zamiast stołu perkusja, a na pierwszym planie zespół. Przyznacie, że ładnie to wyszło.

A teraz jedziemy po polsku. Doceniana, lubiana i szanowana śląska kamanda Myslovitz pokusiła się o zrealizowanie wideoklipu do utworu „Dla Ciebie” w konwencji kina niemego, celując przede wszystkim w „Nosferatu” Murnaua. Dzięki klasycznym zabiegom (filtry, montaż), a także udanej charakteryzacji Artura Rojka (wówczas jeszcze tam śpiewającego), panowie nie mają się czego wstydzić. Na udział w klipie dała się namówić aktorka Agnieszka Dygant, której wyszła jedna z najlepszych ról w karierze.

A teraz przypadek szczególny, który mi umknął w poprzednim odcinku „Hołdując klasykom”, kiedy prezentowałem dwa teledyski inspirowane „Flashdance”. Jak się okazało poza JLo i Geri Halliwell w 2010 roku zrobiła to też nasza rodzima wokalistka, której metamorfoza z niegrzecznej rockmenki w królową parkietu odbiła się szerokim echem w kraju nad Wisłą. Chylińska pojechała po bandzie i wyciągnięty sweter zamieniła w obcisły kostium i zaśpiewała wątpliwej jakości pop-piosenkę „Nie mogę Cię zapomnieć”. Nie dość tego, postanowiła powyginać się w teledysku, będąc mokrą… I tak sobie pomyślałem, że to z Flashdance ma coś wspólnego. Czy może się mylę?

https://www.youtube.com/watch?v=LQ8tXFWVd1Y

Pozostawię ten nasz lokalny koloryt i wracam do Stanów Zjednoczonych. Kilkanaście lat temu niewielu znany zespół Alien Ant Farm z powodzeniem zaaranżował na swoją modłę hit Michaela Jacksona „Smooth Criminal”. Wytwórnia postanowiła pójść za ciosem i wyłożyła sporo kasy na kolejny klip chłopaków. I mimo że istniały już dwa teledyski do utworu „Movies”, to nie omieszkano zrealizować trzeciego. Udało się zaprosić do udziału Pata Moritę, a banalna fabułka sprowadza się do przebieranek zespołu w ulubionych bohaterów filmowych. Mamy więc grających rokenrola pogromców duchów z „Ghostbusters”, Oompa-Loompasów z „Willy Wonka And The Chocolate Factory”, obowiązkowo klasyczną scenę finałową z „The Karate Kid” i w finale Edwarda Nożycorękiego. Nic wielkiego, ale to bardzo radosna i szczera rzecz. W sam raz na poprawę nastroju.

Ostatnio głośno było o jednorazowej reaktywacji przełomowej formacji wokalno-tanecznej ‘NSync. Panowie z brzuchami zatańczyli ku chwale lidera Justina Timberlake’a, przypominając sobie lata młodości. A wtedy to działo się. Nagrywało się, kręciło teledyski. I w jednym z nich, nakręconym do utworu „Gone”, boski Justin wcielił się w Charliego Chaplina. Już wtedy ten wątły chłopina miał parcie na aktorstwo. Klip nie nawiązuje bezpośrednio do żadnego z filmów króla komedii, ale nie przeszkadza to w umieszczeniu go w tym zestawieniu.

Nie gorszym chciał być Jay-Z, który zapragnął wcielić się w rolę graną przez Kevina Spaceya. Kręcąc teledysk do utworu „The City Is Mine” oparł się o (już) klasykę: znakomity film Bryana Singera „The Usual Suspects”. Lojalnie ostrzegam, video zdradza zakończenie „Podejrzanych”, więc jeśli nie mieliście okazji zobaczyć tej produkcji, nie klikajcie w poniższe okienko. I choć Jay-Z stara się jak może, to daleko mu do klasy Spaceya. Nie ta liga. Nie pomogło nawet zatrudnienie Michaela Rappaporta do roli przesłuchującego gliny. Ot, zwyczajny hip-hopowy klip z ciekawostką.

Na deser przygotowałem prawdziwy hit. Hołd zarówno w warstwie audio jak i video dla klasyka ery VHS. Scott Wayne (a tak naprawdę Joe Gentissi) w niezwykle popularnym w latach 80. stylu italo-disco, oddał cześć weteranowi filmowej wojny, niezawodnemu Johnowi Rambo, a dokładniej jego misji z drugiej części cyklu. Facet, wykorzystując swoje niekwestionowane podobieństwo do Sylvestra Stallone, spreparował wyborny klip, przywodzący na myśl… teatr telewizji. Nie potrafię opisać tego, co zobaczyłem i usłyszałem, pozostaje mi tylko zaprosić do delektowania się. Zaśpiewajmy razem: „Rambo, Rambo…”.

Ciąg dalszy nastąpi…

REKLAMA