search
REKLAMA
Gry

MASS EFFECT – Filmowe gry komputerowe

Mikołaj Lewalski

14 maja 2017

REKLAMA

Mass Effect 3

Mass Effect 2 był zdecydowanie większy i głośniejszy niż część pierwsza. Rozgrywka została uproszczona na rzecz intensywniejszego filmowego doświadczenia. Było bardziej wybuchowo i wzniośle, a patos wpłynął również na ścieżkę dźwiękową, gdzie oprócz syntezatorów i utworów inspirowanych Obcym oraz Łowcą androidów znalazło się sporo orkiestralnego szaleństwa. Ostatnia część trylogii idzie krok dalej –  jeśli Mass Effect to kameralny Moon, to Mass Effect 3 określiłbym jako dodatkowo podkręcony Interstellar (z przenikającą duszę ścieżką dźwiękową znanego chociażby z Requiem for a Dream Clinta Mansella). Choć osobiście preferuję ambientową refleksyjność pierwowzoru, to stopniowa zmiana tonu znajduje swoje uzasadnienie w rozwoju historii. Mass Effect 3 rozpoczyna to, co nieuchronnie musiało nadejść. Inwazja Żniwiarzy. Paradoksalnie, nasze bohaterskie czyny i ocalone życia w poprzednich częściach teraz przynoszą nieprzyjemne konsekwencje – swoim heroizmem zwróciliśmy uwagę prastarej rasy, która w odwecie postanowiła rozpocząć eksterminację całego inteligentnego życia od Ziemi. Na nieszczęście znajdujemy się na niej w tym samym czasie i jesteśmy zmuszeni ją opuścić, jednocześnie obserwując ogrom śmierci i zniszczenia. W ciągu ostatnich gier staliśmy się bowiem kimś więcej niż wielkim wojownikiem i potencjalnym dowódcą. Shepard to autorytet i ucieleśnienie idei. Kiedy trzeba – walczy na pierwszej linii, niosąc zagładę przeciwnikom. Jednak jego prawdziwym przeznaczeniem jest jednoczenie całych ras, rozwiązywanie konfliktów i dawanie nadziei.

To nasze podstawowe zadanie – zwalczenie podziałów i uprzedzeń oraz zjednoczenie całej galaktyki przeciwko Żniwiarzom. Nikogo chyba nie zaskoczy fakt, że nawet w obliczu zagłady nie jest to łatwe zadanie, a dawne zaszłości i krótkowzroczne kierowanie się swoimi interesami w dalszym ciągu są podstawową motywacją wielu istot. To my musimy to zmienić – rozsądkiem, perswazją, wymianą przysług, a nawet przemocą. Tym razem idealizm i pojęcie dobra zostają wystawione na próbę. Czy cel uświęca środki? Nie – wielu odpowie. A co jeśli celem jest jedyna szansa na uniknięcie całkowitej zagłady? Jakby tego było mało, w tej części najbardziej odczuwamy skutki naszych dawnych decyzji (dzięki opcji przeniesienia postaci z poprzednich części) – czasem działania podjęte w przeszłości pomogą nam uratować nawet najtrudniejszą sytuację, innym razem jednak pozostanie nam przełknąć gorycz porażki i westchnąć nad śmiercią kolejnej postaci. To prowadzi do najważniejszego, moim zdaniem, aspektu Mass Effecta 3. Tonacji i atmosfery.

Cały czas bowiem mamy wrażenie, że porażka jest nieunikniona. Że niezależnie od naszych działań i sukcesów Żniwiarze będą górą. Pamiętając, jak trudna była walka z jednym z nich, niełatwo sobie wyobrazić inny scenariusz. Zjednoczyliśmy całą galaktykę w walce z prastarymi maszynami – ale to może być za mało. Świadomość, że te wszystkie fantastyczne istoty, które wspierają nas we wspólnej walce, najpewniej nie przeżyją ostatecznej bitwy, łamie serce. Mieliśmy dużo czasu by je poznać, zrozumieć i polubić. To niby fikcja, twór czyjejś wyobraźni, ale kto nie uronił choć jednej łzy nad śmiercią Mordina, Thane’a albo Legiona? Mass Effect 3  wie, w które tony uderzyć, by wywołać naszą reakcję. Niezwykle intrygującą kwestią pozostaje kwestia snów Sheparda – te zawsze rozgrywają się w mrocznym lesie i pojawia się w nich chłopiec, któremu próbujemy pomóc kilkukrotnie podczas prologu na Ziemi. Kiedy już sądzimy, że udaje mu się uciec przed śmiercią, pojawia się Żniwiarz, który na naszych oczach niszczy wahadłowiec z chłopcem na pokładzie. Sny Sheparda można więc interpretować jako świadectwo poczucia winy czy cierpienia wywołanego świadomością postępującego ogromu śmierci na Ziemi. Jako że poza protagonistą nikt nie wydaje się być świadomy istnienia chłopca, pojawiła się też teoria, że to wytwór jego wyobraźni albo nawet efekt indoktrynacji Żniwiarzy stopniowo przejmujących kontrolę nad umysłem Sheparda.

Ten w finale odkrywa, że istnieją aż trzy sposoby na powstrzymanie inwazji, której uzasadnienie zdaje się być wręcz przekonujące. Niemal każdy wiąże się z pewnym poświęceniem i jednocześnie odzwierciedla, jaki pogląd mamy na idealną wizję przyszłości galaktyki. Czy zniszczymy Żniwiarzy razem z całym syntetycznym życiem (w tym samoświadomymi Gethami)? Czy przejmiemy nad nimi kontrolę, co pozwoli na współpracę między nami a nimi (i zabije Sheparda, którego świadomość znajdzie swoje miejsce w jednym ze Żniwiarzy)? Czy może zdecydujemy się uczynić jednością maszyny i istoty organiczne poprzez syntezę (i całkowicie zginąć w tym procesie)? Co ciekawe, tylko pierwsze rozwiązanie daje szansę na przeżycie Sheparda w jego ludzkiej formie. Mamy również możliwość odmówienia dokonania wyboru w tej sprawie, w efekcie czego cykl zagłady postępuje tak jak przez dotychczasowe miliony lat. Jedno jest pewne – nic nie było w stanie przygotować nas na taki finał.

REKLAMA