search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Drugie Dno #5: Ta uporczywa nostalgia

Jakub Piwoński

22 grudnia 2015

REKLAMA

Z chwilą, gdy cały świat zachwyca się nowymi Gwiezdnymi wojnami, chciałbym na moment się od tego porywu zdystansować. Tylko w ten sposób możliwe jest dojrzenie zjawiska, które w pośredni sposób przyczyniło się do ogromnego sukcesu filmu. Mowa o jednym z najskuteczniejszych narzędzi marketingowych XXI wieku, z powodzeniem wykorzystywanych w popkulturze – nostalgii.

Moi redakcyjni koledzy w publikacjach odnoszących się do Gwiezdnych wojen zakomunikowali o pewnej istotnej trudności. Trudności w formułowaniu krytyki w stosunku do epizodów sagi, w tym także i tego najnowszego, ze względu na nostalgiczny bagaż, którym te widowiska się odznaczają. Bo jak tu rzetelnie podejść do filmu, jak wypunktować jego wady i wychwalać zalety, jeśli jest on nieodzowną częścią naszej historii? Gdzie znajduje się przełącznik, którego uruchomienie sprawi, że będzie możliwe spojrzenie na dzieło chłodno, bez nieustannego przywoływania sentymentalnych obrazów z dzieciństwa?

1977-recording-of-star-wars-audience-reaction-in-movie-theater (1)

Ale wyjaśnijmy sobie najpierw, czym właściwie ta cała nostalgia jest.

Tylko wtedy dotrze do nas, dlaczego stała się tak potężnym narzędziem wywierania wpływu w rękach producentów filmowych. Według nieodzownej Wikipedii nostalgię rozumie się jako „tęsknotę za czymś przeszłym, co utrwaliło się w pamięci, lub też do czegoś, co wyobrażano sobie w marzeniach”. Najciekawszy trop wskazuje jednak źródłosłów tego pojęcia. Nostalgia jest bowiem zlepkiem greckich słów oznaczających powrót do domu oraz… ból. Jest to zatem uczucie z natury nieprzyjemne, ponieważ przywraca na myśl wspomnienia wydarzeń, które odeszły bezpowrotnie. I tu pojawia się nisza, gotowa do zagospodarowania.

Dlaczego niegdyś tęskniono za rodzimym krajem, a dziś na przykład za dawnymi zdobyczami techniki? Jest to związane z tym, że na skutek skoku technologicznego, ale także niezwykle intensywnych przemian kulturalnych i artystycznych, zachodzących w latach 70., 80. i 90. XX wieku, różne twory kultury miały okazję dojść do pułapu, który jeszcze kilkanaście lat wcześniej nie był w ogóle osiągalny. I tak na przykład w filmowej produkcji do głosu doszli wybitni twórcy efektów specjalnych, których praca pozwoliła na realizację niezwykle wizjonerskich obrazów – w tym choćby takich Gwiezdnych wojen. Ale już w latach 90. rozpoczęła się kolejna rewolucja, która odłożyła dawne dokonania w materii F/X na bok. Nadeszła era CGI. Szkopuł w tym, że poprzedni okres był na tyle twórczy, że widownia jeszcze nie zdążyła się nim nacieszyć. Co więcej, dokonania te były tak charakterystyczne i przełomowe, że uczucia zachwytu, które udało się wówczas w widowni wzbudzić, były już w nowej rewolucji niemożliwe do ponownego osiągnięcia. Nowy efekt widziany na ekranie stał się zbyt łatwy i powszechny, a nade wszystko szybko tracił na oryginalności.

2015011223322718

Zasadę tę można przyrównać do wielu spraw. Podczas gdy starsze pokolenie tęskni za gramofonem, przedstawiciele pokolenia dorastającego w latach 80. i 90. z rozrzewnieniem rozpamiętują podręcznego walkmana. W ich wspomnieniach wyjątkowe miejsce zajmują także odtwarzacz kaset wideo, konsola Pegasus i wiele innych ówczesnych cudów techniki. A wymieniać je można bez końca. Co istotne, nie przywołujemy w myślach tylko tego, czym przedmiot w istocie był, ale także – albo przede wszystkim – to, jakie było jego znaczenie w codziennym użytkowaniu. Nic nie robimy sobie zatem z tego, że dzisiejsze odpowiedniki są zgrabniejsze, szybsze i poręczniejsze.

W wypadku nostalgii dany przedmiot z przeszłości wpisuje się jeszcze w konkretne doświadczenia z nim związane.

A jeśli coś, co było dla nas nośnikiem przyjemności, zostało nam zbyt szybko zabrane, bardzo możliwe, że dziura, która na skutek tego powstała, nie znajdzie wypełnienia w stworzonym na jego miejscu zamienniku.

To jest ten ból, który pojawia się w etymologii nostalgii. Człowiek nie lubi, gdy coś mu jest odbierane. Na upływ czasu i chwil nie ma jednak żadnego wpływu. W przywoływanym wspomnieniu przedmiotu, zjawiska czy trendu boli zatem najbardziej to, że jest się bezsilnym wobec szansy na ich przywrócenie. Stąd właśnie moda na nostalgiczne powroty. Producenci filmów, gier, muzyki czy choćby ubrań dostrzegli, jak duża jest liczba charakterystycznych konceptów w pożegnanych przez nas kulturowych tworach przeszłości. I można by rzec, że nic w tym nowego, gdyż sztuka zawsze charakteryzowała się tym, że wielokrotnie powracała do dawnych wzorców, uznając ich wyższość.

forceawakens4-xlarge

Ale tu dochodzi jeszcze do głosu tęsknota – czyli dojmująca pustka po utracie tworu, który sprawdzał się w swojej roli, niósł określone emocje, był jedyny w swoim rodzaju, po czym zanikł niespodziewanie i bez śladu. Stąd remasterowanie słynnych gier, remaki kultowych filmów, muzyka elektroniczna podpisana disco-beatem lat 80., czy też wznowienia dawnych marek – z gruntów przeróżnych. Odwieczna prawda mówi bowiem, że dziecku właściwie nie jest potrzebna nowa zabawka. Tak samo działa schowanie tej starej, przynajmniej na jakiś czas. Rozbudzi to najpierw ciekawość, a potem tęsknotę. Walory tworu doceniamy dopiero wówczas, gdy stracimy go z pola widzenia. Ale czy nie jest tak dosłownie ze wszystkim?

A jaki ma to związek z nowymi Gwiezdnymi wojnami?

Ano taki sam, jak tegoroczne powodzenie Jurassic World. J.J. Abrams po prostu odrobił lekcje, wiedział dokładnie, jakie obrazy na powrót ma przywołać, wiedział też, że nie może w tym wszystkim przeszarżować. To prawdopodobnie pierwszy film w historii, który swój sukces osiągnął jeszcze przed wejściem do kin – tak mocno bowiem odczuwalne było społeczne poparcie i „wytęsknienie”. Okazuje się, że obecnie my – odbiorcy kultury – jesteśmy na etapie, w którym najbardziej cieszy nas możliwość powrotu do dzieła, które w swoim czasie powaliło nas na kolana oryginalnością i wzbudziło unikalny rodzaj emocji. Chcemy choćby chwilowego zniwelowania bólu po utracie tego dzieła. Chcemy wierzyć, że po raz kolejny uda nas się oczarować i obudzić w nas dziecko.

Jurassic-World-Easter-Egg-Gates

I tak to działa. Producenci o tym doskonale wiedzą, dlatego ma się wrażenie, że dzisiejszemu Hollywood brakuje pomysłów na to, by ruszyć z miejsca. A z perspektywy bardziej wymagającego widza, to nieustanne wyłapywanie i wykorzystywanie najmniejszych sentymentów, powoli staje się uciążliwe. Im dłużej będziemy dawać do zrozumienia twórcom wszelkiej maści, że od tworzenia nowych fotografii wolimy przy rozpalonym kominku, w bezpiecznej pozycji, oglądać album fotografii starych, tym dłużej trwać będzie powszechny uwiąd twórczy i granie na naszych emocjach.

Mniemam jednak, że jest to jedna z tych zależności, na którą nie mamy jako widzowie większego wpływu. Sztuka z zasady pełni rolę nośnika pamięci, swoistego odtwarzacza emocji. A my nie możemy przecież tak po prostu przestać tęsknić.

korekta: Kornelia Farynowska

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA