search
REKLAMA
Fantastyczny cykl

PRZEKŁADANIEC (1968)

Jakub Piwoński

3 listopada 2016

REKLAMA

Twórczość Andrzeja Wajdy, niedawno zmarłego polskiego reżysera, kojarzona jest przez pryzmat tematycznej podniosłości. I trudno jest z tym faktem polemizować. Wszak w jego dorobku można znaleźć wiele historycznych dramatów, zapisanych w treści wyjątkowo dużymi literami. Aczkolwiek nieczęsto się pamięta i rzadko się wspomina, że twórca ten w 1968 roku dał polskiej kinematografii film obciążony nieco mniejszym ciężarem gatunkowym.

Przekładaniec to polski film SF. Choć rodzima kinematografia wypuściła już kilka interesujących tytułów tego gatunku (o których z pewnością napiszę w ramach cyklu), nie da się ukryć, że określenie „polski film science fiction” wciąż brzmi jak oksymoron. Film Andrzeja Wajdy to jeden z tych chlubnych przykładów pomysłowego przetworzenia treści i przesłań fantastyki naukowej. W tym wypadku, chodzi o fantastykę socjologiczną. Scenariusz napisał bowiem sam Stanisław Lem – bystry obserwator natury ludzkiej – luźno przy tym bazując na swoim wcześniejszym opowiadaniu pt. Czy Pan istnieje, Mr. Jones?. Choć kino kilkukrotnie sięgało do dzieł Lema (ostatnio przy okazji Kongresu), to jednak wciąż mam wrażenie, że dotychczasowe adaptacje nie wycisnęły wszystkich soków z oryginałów. Przekładaniec jest jednak w tej grupie jednym z ciekawszych przykładów.

przekladaniec-1

Wyobraźcie sobie świat, w którym technologia medyczna funkcjonowałaby na tak zaawansowanym poziomie, że transplantacja organów byłaby zjawiskiem tak łatwym i częstym, jak łatwym i częstym jest dzisiejsza szczepionka. I choć wielu osobom możliwość powszechnej wymiany narządów z pewnością by pomogła, a nawet dała drugie życie, to jednak z czasem, jak to z każdą skrajnością bywa, mogłoby urodzić się z tego coś problematycznego. I bohater filmu Wajdy pada właśnie ofiarą takiej hiperboli. Dla porządku należy jednak podkreślić, że w czasach kręcenia Przekładańca transplantacja jeszcze raczkowała.

Akcja rozgrywa się w roku 2000. Richard Fox (charakterystyczny Bogumił Kobiela) jest znanym kierowcą rajdowym. Podczas jednego z wyścigów, wraz ze swym bratem Thomasem, pełniącym rolę pilota, ulegają groźnemu wypadkowi. Brat ginie tragicznie, a Richard trafia do specjalistycznej kliniki, prowadzonej przez doktora Burtona (zaskakujący Jerzy Zielnik), dokonującej cudów w dziedzinie transplantologii. Na miejscu poszkodowanemu Richardowi wymienione zostają uszkodzone podczas wypadku narządy. Tak się jednak składa, że są to narządy należące do jego brata. Rezultat tego zabiegu rodzi wiele pytań natury etycznej i prawnej. Zarówno Richard, jak i wdowa po Thomasie nie mogą ubiegać się o pełną kwotę odszkodowania. Z punktu widzenia prawa, Thomas wciąż żyje – tylko w innym ciele. Z zagwozdką tą stara się uporać wynajęty adwokat (wyrazisty Ryszard Filipski). Wkrótce jednak sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdyż główny bohater ulega kolejnym wypadkom. Adwokat zaczyna zauważać, że przeszczepy cudzych organów wpływają na Richarda tak bardzo, iż stopniowo zaczyna on zatracać swoją tożsamość.

przekladaniec-2

Ze sceny bije charakterystyczną groteską, twórcy od początku dają do zrozumienia, że do właściwego zrozumienia dzieła wymagany jest odpowiedni dystans. Bo oczywiście należy opowieść tę traktować w kategorii satyry, ale takiej, która swym komentarzem trafia w sam punkt. Skłania bowiem przede wszystkich do zadania jednego, fundamentalnego pytania: na jakiej podstawie, możemy twierdzić, że jesteśmy tymi osobnikami, za których się podajemy? Co tak naprawdę określa nasze jestestwo? Bo jeśli nasze przekonanie o byciu sobą ma opierać się tylko na zasadach biologicznych, może to kiedyś doprowadzić do ślepego zaułku. Ani film, ani opowiadanie na tak postawione pytanie wprost nie odpowiadają, ale nietrudno jest zrozumieć, co autorzy mieli na myśli. To dusza, świadomość bądź inna transcendentna postać musi określać nasze istnienie, a nie nasza cielesność.

Ten krótkometrażowy film, bo trwający zaledwie trzydzieści pięć minut, powstał w dużym pośpiechu. Andrzej Wajda wspominał, że pracę na planie rozpoczął jeszcze podczas trwania zdjęć do Wszystko na sprzedaż, filmu poświęconego pamięci Cybulskiego. Przekładaniec wcześniej został obiecany telewizji, więc umowy należało dotrzymać. I ten pośpiech odbił się nieco na filmie, gdyż reżyser skraca w nim wstęp do minimum, nie tłumacząc zbytnio widzowi problematyki. Można uznać to za atut, aczkolwiek zwrócił jednak na to uwagę sam Stanisław Lem w swym prywatnym liście do reżysera. Generalnie jednak nie szczędził mu w nim pochwał, uznając adaptację za udaną (zresztą o żadnej innej nie wypowiadał się tak pozytywnie).

[quote]Przedwczoraj oglądałem w telewizji film Przekładaniec. Zarówno robota pana, jak dzieło aktorów oraz wystrój scenograficzny wydały mi się bardzo dobre. Zwłaszcza już dobry był w swojej roli adwokat, sympatyczny bardzo chirurg, no a Kobiela nie wymaga pochwał specjalnych. Jedyne zastrzeżenia moje merytoryczne dotyczyły niepewności, czy wskutek bardzo szybkiego tempa całości rzecz nie jest aby dla przeciętnego widza trudno zrozumiała? [/quote]

Obawy wyrażone w ostatnim zdaniu można uznać z perspektywy czasu za przesadzone. Film na poziomie przesłań jest bowiem nadto czytelny i wymowny. Rzuca widza w sam środek filozoficznego dylematu i nie pozwala mu przejść obok niego obojętnie. Na korzyść dzieła przemawia także fakt, iż futurystyczny efekt udało się uzyskać pomimo mocno ograniczonych środków. Pomogły delikatne sugestie, mające ukazać przyszłą społeczność, z charakteru beznamiętną. Pomogły także udanie poprowadzone aspekty formalne (kostiumy zaprojektowała Barbara Hoff, muzyka wyszła zaś od Andrzeja Markowskiego).

przekladaniec-3

Dowodem na dobrą recepcję dzieła Wajdy są przyznane mu później nagrody i wyróżnienia. Takowe na przykład, reżyserowi i scenarzyście przyznał Przewodniczący Komitetu do spraw Radia i Telewizji. Pismo „Ekran” wyróżniło film statuetką. Ale była także nagroda światowa – medal specjalny Międzynarodowego Festiwalu Filmów Fantastycznych i Grozy w Sitges.

Dziś Przekładaniec ginie nieco w dorobku Wajdy. Nieczęsto jest wspominany, rzadko z twórcą kojarzony. Warto jednak pamiętać, że nasz wielki reżyser dał nam swego czasu wyjątkowo bystre science fiction o zacięciu socjologicznym. Kameralne i skromne, ale wielkie sercem. I cóż… to z pewnością jedna z lepszych reprezentacji fantastycznego gatunku powstałych na naszym podwórku.

Zobacz poprzednie odsłony cyklu

korekta: Kornelia Farynowska

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA