search
REKLAMA
Artykuł

Kto zgarnął Oscara? Krótkie podsumowanie

Kacper Kowalski

25 lutego 2013

REKLAMA

Mój tegoroczny wynik to 16/21 (nie uczestniczę w typowaniu sekcji obejmującej krótkie metraże). Wyłożyłem się już na dwóch pierwszych kategoriach – najpierw zgubiło mnie deprecjonowanie kreatywności Akademii, posądzając ich o ciągoty do roli Jonesa (choć proponowałem Waltza jako alternatywę), następnie zbytnia wiara, gdy przełożyli nad pełnego werwy “Ralpha” zachowawczą, tonącą w kliszach “Brave”. Potem los się odwrócił i moja passa trwała aż do montażu dźwięku, gdzie doszło do jednego, być może największego, z kilku tegorocznych precedensów – Mark Wahlberg zaanonsował piąty w historii remis, a szczęśliwymi kontrkandydatami okazali się “Zero Dark Thirty” oraz “Skyfall”.

Niespodzianką był tryumfujący za najlepszą scenografię “Lincoln”, gdzie spodziewano się starcia między “Les Misérables” oraz “Anną Karenina”. Ostatnią nagrodą, która rozminęła się z moimi prognozami była statuetka za reżyserię, gdzie z gracją szaleńca postawiłem na Davida O. Russella, jako alternatywę proponując Spielberga. Wybór Anga Lee po wszystkim wydaje się bardzo logiczny, wszak został nagrodzony za najbardziej doceniony pod względem realizatorskim film napędzany reżyserską robotą. Sądziłem jednak, że albo wybierają nie nagrodzonego jeszcze Amerykanina albo z automatu zwrócą się do Spielberga. Moim zdaniem dokonali świetnego wyboru, wyrównując z Lee rachunek; brak Oscara za “Crouching Tiger…” był zwyczajnie krzywdzący.

Anne Hathaway za kulisami chwilę po odebraniu Oscara

Zgodnie z tym, co przewidywaliśmy już od kilku tygodni, największym przegranym gali został “Lincoln” – 2 statuetki na 12 nominacji to nad wyraz mało imponujący rezultat, a niespodziewana nagroda dla scenografii w zasadzie ocaliła ten film przed statutem najbardziej pechowego filmu w dziejach. Brak zaskoczenia wiązał się także z brakiem złota dla “Hobbita”. “Silver Linings Playbook” (jeden z moich 2 ulubionych nominowanych filmów) przekuł 8 nominacji w jedną statuetkę (moja ulubiona nagroda zeszłonocnego rozdania!), ale zważywszy na gatunek i rangę filmu, jakoś nie bardzo można tu mówić o jakiejkolwiek porażce. Z kolei “Beasts of the Southern Wild” oraz “Amour”, mimo zdobycia nominacji za reżyserię, scenariusz i aktorkę pierwszoplanową musiały uznać za wystarczający zaszczyt, odpowiednio, same nominacje/laur za najlepszy film nieanglojęzyczny.

Powody do radości ma z pewnością Christoph Waltz. Nie przychodzi mi do głowy żaden pławiący się w szybko zdobytym rozgłosie aktor ostatnich lat, który zawdzięcza tak dużo jednemu reżyserowi. Austriak złowił literalnie każdą nagrodę, do której był nominowany w trakcie swojej krótkiej hollywoodzkiej kariery. Drugiego Oscara zdobył  także Tarantino, raz jeszcze za znakomite scenopisarstwo. Warto też przystanąć nad dwoma statuetkami dla ostatniej odsłony Bonda; tego nie osiągnął dotychczas żaden odcinek liczącej już pół wieku franczyzy. Być może najbardziej żarliwie świętują właśnie twórcy “Life of Pi”, które oprócz trzech pewnych nagród zatriumfowało także w kategorii reżyserskiej, tym samym wiodąc prym pod względem ilości zdobyczy. Pokładane nadzieje spełnilli (z grubsza) “Les Misérables”. Ostatecznie, mimo, iż nie jestem zwolennikiem wygranej “Argo” w głównej kategorii (a tym bardziej sekcji scenariuszowej), reszta zwycięzców stanowi dla mnie doskonałą przeciwwagę.

Samą galę oceniam pozytywnie, acz bez rewelacji; charyzma i urok prowadzącego, okraszone kilkoma żartami ostrzejszego sortu spełniły swoją rolę, ale można było wyczuć, że nie do końca dał upust swojemu potencjałowi. Niemniej, jego występ był w sumie jak najbardziej przyzwoity. Uszy i oczy cieszyły też popisy wokalne, ale na największy plus zasługuje tym razem większość speechy laureatów, zwłaszcza odbierających nagrody aktorów. Strzałem kulą w płot było z kolei końcowe zwrócenie się do Pani Prezydent; moim zdaniem zupełnie chybiona idea. Mimo to, 85. galę rozdania Oscarów zaliczam do tych dobrych i udanych, dodawszy, że udało jej się przewyższyć przynajmniej dwie poprzednie.

Odnotowałem minimum sześć rekordów:

– Argo to drugi po “Driving Miss Daisy” (i czwarty licząc z wynikami z dawnych lat) film, który zdobył główne trofeum bez nominacji reżyserskiej;
– Ang Lee to trzeci reżyser w historii z 2 “samotnymi” statuetkami, którym nie towarzyszył Oscar za najlepszy film;
– Daniel-Day Lewis to pierwszy aktor trzykrotnie nagrodzony za pierwszoplanowe kreacje;
– Na uwagę zasługuje wiek Jennifer Lawrence;
– Piąty remis w historii i zarazem pierwszy w technicznej kategorii, statuetki za montaż dźwięku podzielone między “Zero Dark Thirty” i “Skyfall”
– Christoph Waltz to drugi aktor i pierwszy przedstawiciel płci męskiej z Oscarem mimo braku nominacji do nagrody SAG (Gildii Aktorów);
– “Skyfall” to pierwszy Bond w historii z więcej niż jedną statuetką; upolował trofea za montaż dźwięku oraz piosenkę;

REKLAMA