search
REKLAMA
Artykuł

22 najciekawsze premiery filmowe 2016 roku (lista subiektywna)

Rafał Oświeciński

2 stycznia 2016

REKLAMA

Zapowiada się kolejny rok superbohaterów, sequelów, remaków i nawiązań do tego, co znane i co było i się sprzedało. List podobnych do tej jest w ostatnich dniach całe mnóstwo i szczerze mówiąc nie dam rady ich czytać – wszędzie w kółko te same tytuły, najczęściej skupione na blockbusterach. 

Niby łatwo znaleźć filmy, które chciałoby się obejrzeć. Niby. Bo oddzielić ziarno od plew zdecydowanie trudniej. 

O przewidywania łatwiej w momencie, gdy poddajemy się subiektywnemu osądowi – i temu jestem wierny układając listę 22 najciekawiej zapowiadających się filmów w 2016 roku. To filmy, co do których jakości nie mam oczywiście pewności, jednak ich twórcy oraz zarys fabuły zapowiadają wiele dobrego, ciekawego lub zwyczajnie intrygującego.

W poniższym zestawieniu pomijam kilka tytułów już obecnych na ekranach amerykańskich kin – gdybym je tutaj umieścił, to z pewnością na czołowych miejscach. Jednak już jestem świadomy, jaka jest ich jakość, dostępne są recenzje i moje oczekiwania i nadzieje nie budzą, we mnie samym, takiej samej ekscytacji, jak dywagacje o tym, co nieznane. Chodzi tu głównie o The Revenant, do poziomu którego jestem pewien, że znajdzie się w przyszłorocznych podsumowaniach najlepszych filmów. Inarritu, diCaprio, Hardy, Lubezki – perfekcyjny kwartet. Z tego samego powodu pomijam także Nienawistną Ósemkę Quentina Tarantino, The Big Short z imponującą obsadą, znakomicie oceniany Pokój, animowaną Anomalisę od Charliego Kaufmana i Spotlight o śledztwie dziennikarskim w sprawie pedofilii w amerykańskim Kościele. Te filmy zobaczymy już za moment na polskich ekranach, nie ma co się o nich rozpisywać.

Z premedytacją pomijam głośne premiery komiksowych adaptacji. Ani trochę nie kręci mnie Batman vs Superman, który zapowiada się zwyczajnie słabo i nie wierzę w dobre pomysły Zacka Snydera, które najczęściej sprowadzają się do wielkiej rozpierduchy. Pomijam Warcraft, który wygląda bezstylowo. Ignoruję nowe Marvele (Kapitan Ameryka, Doktor Strange), bo trudno podniecać się czymś, co jest tak konwencjonalne. Kontynuacje X-Men i Star Trek to kolejne sequele, którymi nie potrafię się emocjonować. Moje podejście do tych blockbusterów nie oznacza, że te filmy nie będą dobre – mogą okazać się wyśmienite, ale zazwyczaj nie trafiają na moją listę najlepszych w danym roku, nie potrafię wyczekiwać ich premier z wypiekami na twarzy.

Co innego tytuły, które wybrałem. To miks kilku oczywistych typów z filmowymi zagadkami. Wiem jedno – sugerując się tym, co wiem dzisiaj, bardzo chciałbym je obejrzeć i zweryfikować swoje oczekiwania.

Bardzo żałuję, że Michael Haneke nie zaprezentuje niczego nowego (porzucił Flashmob w połowie 2015 roku). Roman Polański również milczy w sprawie Dreyfusa. Lars von Trier nie zapowiada niczego nowego.

 


  1. Smoleńsk, czyli co z tą brzozą?

smol

Jest tyle niezwykłych mitów narosłych wokół tej produkcji, że nie mogę doczekać się seansu, który zweryfikuje jego jakość. Nie będę oszukiwał, że oczekiwania mam dość jednoznaczne i spodziewam się politycznego kina campowego. Nowego Człowieka z marmuru, który będzie efektownym zamknięciem debat komisji śledczej (zaanonsowano wszak jej powołanie, a przy obecnym tempie zmian wyrok, który zostanie wydany, zapadnie szybko, czyż nie?). Już widzę te rozpromienione twarze polityków wychodzących z uroczystej premiery, już czytam te komentarze w (już) pokornych mediach. Koniec marca będzie cudownym czasem zabawy. Obiecuję recenzję.


 

  1. True Crimes, czyli Jim Carrey był w Wieliczce

Zbigniew-Zamachowski-Jim-Carrey-in-True-Crimes

Polski, a jakby niepolski. W roli głównej Jim Carrey, który przyjechał do Krakowa, aby zagrać w filmie opowiadającym historię mordercy, który napisał powieść o tym, jak morduje, a wszyscy myśleli, że to tylko powieść – nie jest to spojler, ale dość dobrze opisany fakt, medialnie głośny. Chodzi o “Amok” Krystiana Bali i związane z nim dochodzenie policyjne oraz śledztwo dziennikarskie jednego z reporterów New Yorkera. Obok Carreya najważniejsi polscy aktorzy ostatnich lat: Robert Więckiewicz, Agata Kulesza, Zbigniew Zamachowski oraz Piotr gram-w-każdym-polskim-filmie Głowacki. A ponadto Marton “Celeborn” Csokas i Charlotte Gainsbourg. Reżyseruje Alexandros Avranas, który niczym się nie wsławił, choć ma na koncie dobrze ocenianą “Miss Violence”. Czego możemy się spodziewać? Wypada mieć nadzieję, że obecność Jima Carreya – w poważnej roli – sugeruje ambitny thriller, który zostanie zauważony za Oceanem, a nie wyląduje w ramówce podrzędnej kablówki.


 

  1. Fantastic Beasts and Where to Find Them, czyli powrót do Hogwartu

Powrót do świata Harry’ego Pottera. Sam ten fakt skazuje film Davida Yatesa na gigantyczny sukces. Reżyser bardzo udanie kończył sagę o młodym czarodzieju – były to filmy bardzo spektakularne, ze znakomitym tempem, wydobywające odpowiednie emocje z bohaterów (jak oni się z filmu na film rozwijali!). Tego samego wypada oczekiwać od prequela potterowej serii, tym bardziej, że w rolach głównych świetni aktorzy: coraz bardziej przekonujący Eddie Redmayne, Ezra Miller, Samatha Morton, Ron Perlman, Colin Farrell. Jeśli tylko będzie to otwarcie nowego cyklu osadzonego w znanym świecie – z własnym stylem, narracją, ciekawymi bohaterami i lekkim mrugnięciem oka do widzów rozkocha w czarodziejach – a nie proste odcinanie kuponów od znanej franczyzy, to możemy być spokojni o jakość magii w 2016 roku.


 

  1. Suicide Squad / Deadpool, czyli przekroczenie pewnej granicy

suicide deadpool

Nie znam komiksów, niewiele wiem o tych historach i nie mam oczekiwań związanych z jakością adaptacji. Intryguje mnie jedynie kierunek, jaki obierą te filmy – czy z racji ogrywania “złych” bohaterów film będzie raczej skierowany do dorosłych (z całym wachlarzem odpowiednich rozwiązań sugerujących wysoką kategorię wiekową), czy jednak pozostanie wierny jak najszerszej publiczności? Sugerując się jedynie fotkami i zwiastunami Grupa Samobójców i Deadpool sprawdziłyby się znakomicie w roli odświeżacza w pokoju wypełnionym smrodkiem podobnych do siebie, przewidywalnych, ugrzecznionych adaptacji komiksowych. Na ile będzie to pusty sztafaż, który chwilowo przełamie konwencję, a na ile zwrot w komiksowym uniwersum? Sukces odważnej i nieszablonowej wizji może doprowadzi w końcu do tego, że producenci sięgną po mniej znane komiksy z innych stajni? Oby.


 

  1. On the Milky Road, czyli Bałkanica?

On_the_Milky_Road-294188042-large

Nie można było nie kochać Emira Kusturicy w latach 90. – reprezentował niesamowite bałkańskie szaleństwo, potrafił bawić się absurdem, groteską i nostalgią, genialnie żonglował gatunkami łącząc wojnę z komedią, kryminał z romansem. Tak łatwo dusza słowiańska mu ulegała, tak lekko i łatwo wchodziły te jego wariactwa, wśród których czaiła się ludowa mądrość i przenikliwość. Underground, Czarny kot, biały kot, Czas Cyganów – jakież to były unikalne dzieła! Kusturica zniknął jednak z widoku, a Życie jest cudem z 2004 roku i Obiecaj mi z 2007 przemknęły niezauważone przez ekrany. Po 9 latach Kusturica wraca z tajemniczą historią w formie 3 nowel, w której gra główną rolę obok Moniki Bellucci. Trudno powiedzieć, czy Serbowi się uda, niemniej naprawdę chętnie dowiem się, co proponuje.


 

  1. The Great Wall, czyli Chińczycy walczą z zombie

truong-nghe-muu-hop-tac-voi-dan-sao-khung-cua-hollywood-2

Najdroższy film produkcji chińskiej (co najmniej 120 mln $) o największej budowli świata z jednym z najpopularniejszych, najbardziej dochodowych aktorów XXI wieku. Będzie efektownie – to pewne jak w banku, bo Chińczycy będą chcieli pokazać całemu światu, na co ich stać. Natomiast sama fabuła nie będzie skupiona na architektonicznym cudzie, lecz na walce z… zombie. Za scenariusz odpowiada m.in Max Brooks, autor “World War Z” i opowiadania “Great Wall: A Story From the Zombie War”. W teorii to się może udać, ale szczerze mówiąc przewiduję, że będziemy mieli do czynienia z kolejnym efekciarskim filmem fantasy w rodzaju “47 Roninów” czy “Siódmego syna”. Niemniej bardzo jestem ciekaw efektu.


  1. The Neon Demon, czyli horror cielesny

neon demon

Gdy w 2011 roku Nicolas Winding Refn zaprezentował światu “Drive” wiele było głosów mówiących o tym, z jakim geniuszem kina mamy do czynienia. Owszem, Refn ma świetne filmy na koncie, ale są to obrazy niełatwe w odbiorze, podporządkowane autorskiej wizji, która nie zawsze trafia do mas z taką łatwością, jak opowieść o słynnym kierowcy w słynnej kurtce. “Tylko Bóg przebacza” był poważnym testem dla reżysera, z którego, niestety, nie wyszedł obronną ręką, spotkał się z powszechną krytyką – zanurzył się bowiem w mocno hermetyczne kino, wymagającej sporej tolerancji dla artystycznych uniesień. Nie wiemy, co będzie sobą reprezentował “Neonowy demon”, bo te strzępki informacji o fabule – dziewczyna przeprowadza się do Hollywood, a tam spotyka kobiety mające obsesję na punkcie swojej urody – brzmią dość enigmatycznie. Wiemy, że to ma być horror, a przynajmniej mają wystąpić elementy tego gatunku. Wiemy, że na planie zjawiło się kilka ciekawych aktorskich osobowości: Elle Fanning, Keanu Reeves, Christina Hendricks, Jena Malone. Muzykę robi Cliff Martinez, a dystrybucją zajmie się sam Amazon, który zamierza odważnie wejść w rynek filmowy.


  1. Snowden, czyli wbijanie noża w plecy z uśmiechem

Jeśli nie oglądaliście “Citizenfour”, to koniecznie zobaczcie ten znakomity dokument o Edwardzie Snowdenie. To nie tyle historia o tym, co zostało przez niego wyjawnione, ale w równym stopniu o życiu w ciągłym strachu, niepewności – i zgodzie na te przykrości w imię wyższej idei. Oliver Stone jest mistrzem w wyciąganiu odpowiednich emocji z polityczno-społecznych tematów i na pewno nie stracił pazura: wie, w jakie struny uderzyć i komu bezczelnie skopać tyłek. Jest zaangażowany po stronie, którą uważa za słuszną i szczerze mówiąc doceniam tę szczerość w jego wykonaniu. Ma za nic polityczną poprawność i układa klocki w swój sposób, mimo że każą mu układać je zgodnie z instrukcją. Dlatego wiele dobrego oczekuję od Snowdena, tym bardziej gdy spojrzymy na obsadę:  Joseph Gordon-Levitt, Shailene Woodley, Scott Eastwood, Melissa Leo, Timothy Olyphant, Zachary Quinto, Nicolas Cage i Tom Wilkinson. Imponujące, czyż nie?


 

  1. High-Rise, czyli Nowa Nadzieja Brytyjskiego Kina

HR_0430_tiff.tif

W latach 70. do ekranizacji powieści J.G. Ballarda przymierzał się sam Nicolas Roeg, jednak dopiero po 40 latach udało się dokonać adaptacji znakomitej, onirycznej, przedziwnej historii przez kogoś, kto idealnie pasuje na reżysera takich klimatów. Ben Wheatley, brytyjski twórca “Turystów”, “Kill List”, “A Field in England” potrafi bawić się filmowym surrealizmem, psychodelią i makabrą. Ma unikalny styl, który nie każdemu pasuje, natomiast uważni dostrzegą coś ze wspomnianego Roega, coś z Kena Russella czy Petera Greenwaya. Jeśli te nazwiska coś wam mówią, to Wheatley wydaje się być spadkobiercą ich sposobu opowiadania, skupiania uwagi widza na formie, sięgania po dwuznaczne tematy, mieszania gatunków.  High-Rise to opowieść o człowieku, który trafia do luksusowego apartamentowca, w którym niby wszystko jest ok, ale za drzwiami pokojów czai się wiele wyuzdanych, krwawych tajemnic. Tom Hiddleston w roli głównej, obok niego pojawią się Jeremy Irons, Sienna Miller, Luke Evans i Elisabeth Moss. Muzykę robi Clint Mansell.


 

  1. Powidoki, czyli bunt

powidoki-wajda-linda

Teoretycznie typowy film biograficzny o niezwykłej postaci, jaką był Władysław Strzemiński, wybitny teoretyk sztuki i artysta-awangardzista. W praktyce będzie to wyrazisty głos, który spadnie na odpowiednio przygotowaną, polityczną glebę. Otóż film skupi się na buncie Strzemińskiego i jego studentów skierowanym przeciwko socrealistycznej władzy narzucającej konkretną wizję tego, jak sztuka powinna wyglądać, jak się ją tworzy i dla kogo. Jeśli nie zauważacie w tym dyskusji z tym, co się w Polsce obecnie wyprawia, to trudno. Ja wiem jedno: warto zaufać Wajdzie i zespołowi, który zgromadził wokół siebie. Wiele osób nie wierzy w to, że 90-letni reżyser może mieć coś jeszcze do powiedzenia, ja jednak do powątpiewającego tłumu się nie dołączę.  


 

  1. The BFG, czyli wakacyjny hit

Nowy film Stevena Spielberga. Na razie niewiele o nim słychać, informacje o produkcji są niezwykle skromne. Reżyser, który jest klasą samą w sobie – nie zalicza wpadek i nawet filmy, które można uznać za słabsze w jego filmografii, są znakomicie poprowadzone i zrealizowane wzorcowo. BFG (Big Friendly Giant) będzie powrotem Spielberga do kina familijnego (pomijając TinTina, to tylko A.I. był jego przedstawicielem w XXI wieku) i sukces jest murowany z prostego powodu: to adaptacja powieści dla dzieci Roalda Dahla, a ten jest marką rozpoznawaną bardzo dobrze w Stanach. Będzie kolorowo, będzie feeria efektów specjalnych i będą odpowiednie emocje, w generowaniu których Spielberg jest mistrzem.


 

  1. Everybody Wants Some, czyli powrót na studia

Po znakomitym “Boyhood” Richard Linklater powraca w rejony, które wywindowały go tam, gdzie jest obecnie, czyli wśród najciekawszych autorów kina współczesnego. Jego najnowszy film – oczywiście na bazie własnego scenariusza – to swoisty sequel pewnego filmu. Nazywa się “Dazed and confused” i jest słusznie otoczony kultem – opowiada o dzieciakach w latach 70., a “Everybody Wants Some” przywołuje te same klimaty i podobnych bohaterów, tyle że w latach 80. Jeśli tylko Linklater będzie wierny podobnej wrażliwości, której doświadczyliśmy też w Slackers, Suburbia, The Newton Boys, to z pewnością EWS będzie cichym bohaterem 2016 roku.


  1. The Circle, czyli Nowy wspaniały świat spotyka 1984

the circle

Krąg to dystopijne kino sf, bazujące na powieści Dave’a Eggersa, opowiadające historię pewnej kobiety, która dostaje szansę pracy w największej na świecie korporacji, gigancie internetowym. Fascynacja szybko przeradza się w strach, bowiem przekraczane są kolejne granice wiedzy, prywatności i moralności. Dzieje się tu i teraz i wyraźnie słychać echa współczesności. Brzmi to intrygująco i może być o filmie głośno, chocby ze względu na zaangażowanie Toma Hanksa, Emily Watson i rodzącej się gwiazdy, Johna Boyegi. Może być mocne uderzenie. 


 

  1. Rogue One: A Star Wars Story, czyli się uda

rogue-one-star-wars

Największy sukces kasowy roku. Że niby Marvele lub Supermany mają zagrozić Gwiezdnym Wojnom? Nie mają żadnych szans, tym bardziej, że – w przeciwieństwie do J.J. Abramsa odświeżającego Sagę – będzie to zupełnie nowe otwarcie i próba budowy czegoś autonomicznego na bazie czegoś znanego na całym wszech świecie. To brzmi intrygująco, to chce się zobaczyć i na to czekają miliony tych, którym się podobało lub nie podobało Przebudzenie Mocy. Ogromna jest siła franczyzy tej. Gareth Edwards reżyseruje (to ten pan od remaku Godzilli), a wystąpią tutaj Felicity Jones, Diego Luna oraz dwaj giganci: Forest Whitaker i Mads Mikkelsen.


 

  1. Midnight Special, czyli dawać to wreszcie!

Najpierw premiera była zapowiadana na 2014 rok, potem przełożono ją na listopad zeszłego roku, aż wreszcie Jeff Nichols dostał zielone światło od Warner Bros i film zadebiutuje na ekranach już w marcu (wcześniej, w lutym, pojawi się na Berlinale). Wiele sobie obiecuję zarówno po młodym reżyserze, który ma swój styl i wie, co chce przekazać, jak i po tematyce i gatunku, wszak to kino science-fiction o Bardzo Znaczącym Wydarzeniu i Bardzo Utalentowanym Dziecku. Znakomita obsada (Joel Edgerton, Kirsten Dunst, Michael Shannon, Adam Driver, Sam Shepard), wielki potencjał tkwiący w historii, reżyserski kunszt Nicholsa – to się nie może nie udać.


 

  1. La la land, czyli drugi film jest najtrudniejszy

la-la-land

Drugi film Damiena Chazella, twórcy najlepszego według mnie filmu 2015 roku, czyli Whiplash. Bardzo trudne zadanie przed 30-letnim reżyserem, który będzie musiał zmierzyć się z gigantycznymi oczekiwaniami udowadniając, że genialny debiut nie był przypadkiem. Chazelle znowu chwyta się jazzu ale tym razem jego rytm ma budować zdecydowanie pozytywniejszą historię, w konwencji  musicalowo-romantycznej. W rolach głównych Ryan Gosling (pianista jazzowy), Emma Stone (aktorka), J.K. Simmons (Boss) i John Legend (John Legend). Mam nadzieję, że będzie brzmiało pysznie.


 

  1. Passengers, czyli będzie gorąco w zimnym kosmosie

16-jennifer-lawrence-chris-pratt.w1200.h630

Chris Pratt i Jennifer Lawrence w filmie SF dziejącym się na statku kosmicznym gdzieś między gwiazdami? Setki pasażerów statku mają spać przez 120 lat. Budzi się jeden, któremu szybko nudzi się towarzystwo androidów, postanawia więc obudzić, no jakże by inaczej, kobietę. Kosmiczny romans reżyseruje Morten Tyldum, autor bardzo przyzwoitej Gry tajemnic i Łowców głów. Jest spory potencjał w tej historii, która może być połączeniem Moon z Grawitacją i Sunshine, o ile nie wpadnie w groteskowe klimaty z obcym zagrożeniem.


  1. A Monster Calls, czyli potwór opowiada bajki

A Monster Calls. Patrick Ness.

Dwa wybitne filmy na koncie Juana Antonio Bayony – Sierociniec i The Impossible – zrobione z niezwykłym emocjonalnym wyczuciem, bardzo nieoczywiste w ramach swojego gatunku (horror, film katastroficzny) podpowiadają mi, że kino grozy o potworze nie będzie czymś przewidywalnym. Sama historia, oparta na głośnej i okrzykniętej wybitną powieści dla dzieci autorstwa Patricka Nessa, opowiada o spotkaniu chłopca z potworem. W roli potwora – Liam Neeson. W pozostałych rolach: Sigourney Weaver i Felicity Jones. Bardzo czekam na ten film i wydaje mi się, że może to być jeden z faworytów przyszłorocznego wyścigu oscarowego.


  1. Story of your life, czyli szare komórki pracują

storyofyourlife

Alternatywa dla Dnia Niepodległości. Denis Villeneuve reżyseruje film SF bazujący na wybitnie dobrym opowiadaniu Teda Chianga o nawiązaniu przez ludzkość kontaktu z obcymi. Lingwistyczno-matematyczne zagwozdki będą mieli Amy Adams, Jeremy Renner, Forest Whitaker i Michael Stuhlbarg. To się nie może nie udać i przewiduję intrygujący, niebanalny i wymagający ruszenia szarych komórek film science-fiction, uciekający od szablonów jak najdalej się da.


  1. Hail, Ceasar!, czyli Coenowie w natarciu

Josh Brolin,George Clooney, Jonah Hill, Scarlett Johansson, Tilda Swinton, Channing Tatum, i Ralph Fiennes w absurdalnej komedii braci Coen na podstawie ich scenariusza. Dzieje się w Hollywood, gdzie w czasie zdjęć do gigantycznej sandałowej produkcji, zostaje uprowadzona główna gwiazda.

Zbrodnią będzie niepojawienie się w kinie. Obstawiam najlepszą komedię roku.


  1. Silence, czyli Scorsese to Scorsese

silence-andrew-garfield-scorsese

Każdy film Martina Scorsese jest wydarzeniem i teraz nie będzie inaczej. Przed momentem byliśmy w pachnącym pieniędzmi, seksem i narkotykami Nowym Jorku, teraz reżyser zabiera nas do XVII-wiecznej Japonii, gdzie Jezuici próbują przekonać autochtonów do chrześcijaństwa. W rolach głównych Andrew Garfield, Liam Neeson, Ken Watanabe, Ciaran Hinds i Adam “Kylo Ren” Driver. Nie ma Leo diCaprio. Będzie za to wielki film. Kropka. Scorsese to Scorsese, wysoka jakość jest gwarantowana 50-letnim doświadczeniem.  


  1. Wołyń, czyli będzie się działo

wolyn_smarzowski_plan_8

Wojciech Smarzowski znowu to zrobi. Zabierze nas w brud i smród historii bolesnej, dla wielu bardzo bliskiej. Dla jednych zaciemnionej propagandą zaprzęgniętą przez polityków, dla drugich wypełnionej białymi plamami, bo prócz nośnych haseł niewiele wiemy o tym krwawym fragmencie historii Polski i Ukrainy. Czego możemy być pewni? Obiektywizmu. Oczywiście to wizja autorska, przefiltrowana przez odpowiednią wrażliwość, o której można dyskutować, niemniej Smarzowski zawsze starał się pokazać rzeczywistość bez upiększeń, z tym całym syfem na twarzy i w duszy. To boli, trudno zaprzeczyć. To budzi dyskusje, a one są zawsze wskazane. Taka była Róża, według mnie najlepszy film Smarzowskiego. Będzie więc kontrowersyjnie, na Smarzowskiego posypią się gromy z wielu stron, ale też jestem pewien, że wszyscy się czegoś o Wołyniu nauczymy. I to jest lekcja, na którą bardzo czekam.  

 

  

A wy, na co czekacie najbardziej?

Avatar

Rafał Oświeciński

Celuloidowy fetyszysta niegardzący żadnym rodzajem kina. Nie ogląda wszystkiego, bo to nie ma sensu, tylko ogląda to, co może mieć sens.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA